Sukces białostockiej Traviaty tkwi w połączeniu scen niezwykle widowiskowych - z udziałem nawet ponad 130 osób - ze scenami kameralnymi. To zestawienie koresponduje z tematem opery - barwnego życia, które zostanie nieubłaganie przerwane przez śmierć.
Widowisko a dramat człowieka
Pełne przepychu dekoracje i dramatyczna opowieść o niezwykłej miłości - w białostockiej operze sceny widowiskowe przeplatają się z wyciszonymi. Im więcej rozpasania, tym dramat człowieka jest większy.
Violetta (serca widzów grudniowej premiery skradła sopranistka Iwona Sobotka) lubi swobodne życie i wiedzie prym w towarzystwie. Jest u szczytu sławy, ale u kresu życia - cierpi na śmiertelną chorobę. I wtedy miłość wyznaje jej Alfredo. Kobieta - tutaj celebrytka, w pierwowzorze - kurtyzana - staje przed dylematem. Czy przeżyć wielką miłość? Czy warto dać się ponieść uczuciu, gdy śmierć czai się za rogiem?
Traviata z golfem i ogromnym basenem
Reżyserowi Roberto Skolmowskiego udało się pokazać nowoczesne przedstawienie zrealizowane wiernie w stosunku do muzyki i libretta. Okazuje się, że klasyce Verdiego dobrze robi współczesny anturaż. Krzesło z napisem VIP czy golfiści nad jeziorem - te zabiegi mogą zaskakiwać, ale udowadniają również, że Verdi jest ponadczasowy i wciąż otwarty na interpretację. Nie potrzeba artystów ubierać w historyczny kostium (akcja opery rozgrywa się w XIX wieku), by wydobyć to, co najważniejsze.
Uzasadnione jest też umiejscowienie na scenie ogromnego basenu mieszczącego 16 tys. litrów wody. To właśnie w tej scenografii rozgrywają najbardziej emocjonalne, w tym finałowe, momenty. Obserwując płynącą po wodzie łódkę, możemy sobie wyobrazić mitologiczny Styks, czyli główną spośród pięciu rzek Hadesu, przez którą musiała przeprawić się każda dusza do krainy zmarłych. Woda to symboliczna granica między życiem a śmiercią.
Karnawał, brokat, diabły i cekiny
Traviata zachwyca scenograficznymi pomysłami (ich autorem jest Paweł Dobrzycki). W pierwszym akcie możemy podziwiać czterometrową lalkę z obfitym biustem, która mruga rzęsami, a nawet otwiera usta. Towarzyszy jej ogromny byk i diabły. Porywa nas karnawałowa zabawa. Widać tu inspirację karnawałem brazylijskim, holenderskim czy weneckim. Co ciekawe - w białostockiej inscenizacji tańczy chór i radzi sobie naprawdę nieźle. Przed oczami wiruje feeria barw, kostiumy z cekinami i brokatem, Cyganki na balu maskowym, ołówki. Czego tu nie ma! Sceny zbiorowe mają kilka planów i na pewno warto przyjrzeć się szczegółom.
Pijmy z pucharów radości
Otwierająca i najbardziej znana aria opery Libiamo ne'lieti calici (Pijmy z pucharów radości) jest toastem na cześć władającej światem miłości. Przypomina, że życie to wielka zabawa. Nagłe omdlenie Violetty wśród wrzawy balu jest sygnałem, że zbliża się nieunikniony koniec. Traviata to bowiem przede wszystkim dramatyczna historia doświadczonej przez los kobiety. W żaden sposób nie przytłacza jej technologiczny rozmach. Forma jest rewolucyjna, ale treść ponadczasowa.
Najbliższe spektakle 25 i 26 stycznia oraz 1 i 2 lutego. Patronujemy operze Traviata.
Repertuar OiFP