Sport

Wróć

Została miłość do futbolu? Czy liczą się już tylko pieniądze?

2013-01-24 00:00:00
W ostatnich latach zauważalny jest lekki regres podlaskiej piłki nożnej. Jeszcze nie tak dawno województwo posiadało kilka klubów, które z powodzeniem rywalizowały na różnych szczeblach ligowych.
jagiellonia.neostrada.pl
Dziś na polu „walki” pozostały dwie drużyny, grająca w Ekstraklasie Jagiellonia Białystok i Wigry Suwałki, które czeka wiosną bitwa o utrzymanie w II lidze wschodniej. Jednak na początek cofnijmy się lekko do przeszłości.

Jeszcze kilka sezonów temu na zapleczu Ekstraklasy występowały dwie ekipy z naszego regionu – Jagiellonia Białystok i ŁKS Łomża. Po jakimś czasie rywala żółto-czerwonych zaczęły dopadać problemy organizacyjne i finansowe. Dziś pod nową nazwą – ŁKS 1926 Łomża występuje w III lidze podlasko-warmińsko-mazurskiej. Można powiedzieć, że klub powoli odradza się po dawnych problemach.

Kolejnym przykładem jest zespół z Wysokiego Mazowieckiego. Ruch, Mlekovita, Freskovita – przez lata nazwa drużyny ulegała zmianie. Zespół był stabilny finansowo dzięki potężnemu sponsorowi z branży mleczarskiej, którego logo wplatane było w szyld klubu. Problem w tym, że kibice nie bardzo akceptowali ten fakt. Fani uznawali za właściwą nazwę „Ruch”. Dodatkowo dobrze opłacani, jak na II ligę, gracze nie potrafili wywalczyć awansu, mimo że nie jeden z nich miał za sobą bogate doświadczenie piłkarskie. Efekt jest taki, że dobroczyńca zrezygnował z łożenia na futbol, a klub gra dziś w podlaskiej A klasie.

Podobny los spotkał w ostatnim czasie Sokoła Sokółka. W sezonie 2009/10 drużyna trenowana przez Mirosława Dymka kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa w III lidze i uzyskała awans. Jednak na wyższym szczeblu Sokół rozegrał szesnaście spotkań, a następnie wycofał się z rozgrywek z powodów finansowych. Obecnie klub znajduje się w dolnych rejonach tabeli IV ligi.

Brak infrastruktury i pieniędzy

Trzeba przyznać, że jednym z głównych problemów podlaskich klubów jest brak odpowiedniej infrastruktury sportowej, nawet w przypadku Jagiellonii nie jest aż tak różowo. Co prawda w kilku miastach powstały nowe obiekty ale większość stadionów pamięta czasy komunizmu. Małym „kopniakiem” w przód było EURO 2012. Przede wszystkim powstały orliki. Druga sprawa to finanse. Mało który klub stać na zatrudnianie lepszych zawodników, nie mówiąc już o wytrzymaniu ciężarów całego sezonu, czyli wyjazdów i przeróżnych opłat.

Kopnął dwa razy piłkę = „gwiazdor”

Innym ważnym problemem jest często psychika młodych graczy, którym wydaje się że jak zagrają kilka dobrych spotkań, to w swoim mniemaniu są światowej klasy piłkarzami. Później, często następuje brutalne zderzenie z rzeczywistością, która weryfikuje umiejętności. Stare piłkarskie porzekadło mówi „Jesteś tak dobry jak Twój ostatni mecz” i w tym przypadku jest to ciągle aktualne. Inna sprawa, że szkolenie też często „leży”.

Dawni idole wiecznie żywi

Kiedyś nie było komputerów, internetu, szeroko rozwiniętej prasy, radia czy telewizji. Jeśli chciało się obejrzeć mecz, to trzeba było udać się na stadion. Na pojedynki Jagiellonii w latach osiemdziesiątych przychodziły tysiące fanów. Nawet na spotkania drużyn z niższych lig potrafiło zebrać się tysiąc osób. Takie mecze oglądane z tybun pozostawały w pamięci. Miasta i mniejsze miejscowości żyły tym wydarzeniem. Strzelcy bramek stawali się lokalnymi bohaterami mimo, że nie zarabiali milionów, a w tygodniu często byli zwykłymi pracownikami szkół, fabryk czy sklepów. Dziś byli piłkarze z tamtych lat nie opływają w luksusy ale na pocieszenie pozostała im popularność i szacunek. A wszystko to z miłości do futbolu!
Cezary Maksimczuk
cezary.m@bialystokonline.pl