Zdjęcia na skrzyżowaniach nadal są robione. Ale mandatów i tak nie będzie
Kamery z systemu z zarządzania ruchem tylko w tym roku zrobiły ponad 10 tys. zdjęć. Nie muszą się jednak martwić, ci którzy przejeżdżają na czerwonym świetle. Nawet jeśli są na zdjęciu, nikt im mandatu nie wystawi.
MN
Gdy miasto inwestowało w system zarządzania ruchem, jednym z jego elementów były rejestratory zamontowane na niektórych skrzyżowaniach, po to, aby robić zdjęcia kierowcom, którzy łamią przepisy. Zdjęcia trafiały do straży miejskiej a ta wystawiała mandaty i to dość dużo.
Taka możliwość skończyła się razem ze zmianami w Ustawie – prawo o ruchu drogowym, do których doszło w 2015 roku, a które weszły w życie na początku 2016. Odbierały one bowiem Straży Miejskiej możliwość egzekwowania przepisów za pomocą stacjonarnych urządzeń rejestrujących, a zdjęciami nikt inny zająć się nie chciał.
- Urząd Miejski czynił starania celem przekazania danych z przedmiotowych urządzeń rejestrujących do wykorzystania Głównemu Inspektoratowi Transportu Drogowego oraz Komendzie Miejskiej Policji w Białymstoku, jednak służby te nie były zainteresowane przejęciem powyższych materiałów. Obecne przepisy nie dopuszczają przekazania wyżej wymienionych danych innym instytucjom – mówi Anna Kowalska z magistratu.
Zdjęcia są jednak robione nadal. Tylko w tym roku kamery zarejestrowały ponad 10 tys. różnych zdarzeń. Nawet jeśli jednak ktoś przejedzie na czerwonym świetle, może spać spokojnie - mandatu na pewno nie dostanie.
- Materiały z zarejestrowanymi zdarzeniami z rejestracji wjazdu na czerwonym świetle są archiwizowane i służą do celów statystycznych. Wystawianie mandatów nie leży w kompetencji Zarządu Dróg Miejskich – tłumaczy Anna Kowalska.
Wspomniane kamery znajdują się na pięciu białostockich skrzyżowaniach: Piastowska – Branickiego, Jana Pawła II – Sikorskiego, Hetmańska – Popiełuszki, Antoniuk Fabryczny – Gajowa oraz Popiełuszki – Wrocławska – Sikorskiego.
Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl