Relikt przeszłości
Kodeks Pracy to relikt przeszłości, niedostosowany do współczesnych realiów rynkowych. Powinien rozróżniać pracodawców pod względem ich wielkości. Ten, który obowiązuje, hamuje rozwój małych i średnich przedsiębiorstw. Godziny pracy w wielu branżach są elastyczne, stąd potrzeba rozważenia i doprecyzowania projektu ustawy dotyczącego umów kontraktowych. To uwagi i postulaty, które pojawiły się podczas czwartkowych konsultacji społecznych odnoszących się do rynku pracy w Polsce. Zorganizował je w Warszawie klub Nowoczesnej.
Kontrakt to nie śmieć?
W ciągu dwóch najbliższych miesięcy powinien pojawić się projekt dotyczący umów kontraktowych. To nowy pomysł przedsiębiorców, który powstał w odpowiedzi na ustanowione w ostatnim czasie na szczeblu rządowym zapisy o minimalnej stawce godzinowej (więcej:
Będzie minimalna stawka godzinowa. Koniec z nadużyciami na rynku pracy?).
Według Nowoczesnej, umowy kontraktowe niesłusznie określa się mianem śmieciowych. Partia wskazuje w tej sprawie na potrzebę dalszych konsultacji i znalezienie rozwiązań satysfakcjonujących obie strony interesu – pracodawców i pracowników. Przedsiębiorcy natomiast zauważają, że oprócz tego, iż zapisy samego kodeksu ograniczają jednych i drugich (dla przykładu - wśród osób zatrudnionych są tacy, którzy mogliby pracować więcej i dzięki temu otrzymywać wyższe wynagrodzenie), to w wielu przypadkach zawieranie umów o pracę jest nadużywane. Zdaniem jednego z uczestników warszawskich konsultacji taka grupa zawodowa jak handlowcy rozliczana jest obecnie przede wszystkim z efektów sprzedaży, a nie z godzin pracy.
Między stabilizacją a niepewną sytuacją rynkową
O opinię na ten temat zapytaliśmy białostockich przedsiębiorców.
- Moim zdaniem nic tak nie integruje pracownika z firmą jak umowa o pracę. A mam potrzebę integrowania ludzi. Dzięki temu, że zawieramy taką umowę, jako obie strony mamy poczucie pewnego rodzaju stabilizacji. Po części rozumiem obawy innych właścicieli przedsiębiorstw – że taka osoba może wykorzystywać sytuację, wymuszać zwolnienia itp. Ale w ostatecznym rozrachunku takie założenie prowadzi tylko do frustracji pracownika, którego, jako zleceniobiorcy, nic właściwie nie trzyma, oprócz wynagrodzenia. W każdej chwili może zrezygnować i odejść. A jeśli gdzieś indziej otrzyma stabilne warunki zatrudnienia – trudno mu się dziwić. Nie znam się na szczegółowych zapisach Kodeksu Pracy, ale nie widzę powodu do podnoszenia szczególnego larum. Argumenty za zawieraniem kontraktów zupełnie mnie nie przekonują - mówi jeden z przedstawicieli branży rozwiązań technologicznych.
Spotkaliśmy się jednak i z takim zdaniem:
- Jak najbardziej zgadzam się z tym, co powiedziano w Warszawie. Jako przedsiębiorca muszę myśleć o kosztach prowadzenia działalności. Jeśli rzeczywiście przejdzie pomysł z wprowadzeniem stawki godzinowej, rozważę rozwiązanie w postaci zawierania kontraktów. Rząd zdaje się nie zauważać przedsiębiorców, ich często nierównej sytuacji finansowej. Wprowadza się odgórne ustalenia, nie zważając na niepewną sytuację rynkową. Jako mały pracodawca coś o tym wiem – mówi z kolei reprezentantka sektora sprzedaży produktu.
Zbyt sztywne zapisy obowiązującego kodeksu łącznie z tymi, które dotyczą umów o pracę, są oceniane w zależności od sytuacji przedsiębiorcy na rynku oraz od jego podejścia do polityki zatrudnienia w firmie. Czy rzeczywiście uda się sprawić, by rynek pracy był na tyle elastyczny i dostosowany do realiów współczesnej gospodarki, żeby - w odczuciu społecznym - można było godnie żyć, jak chce tego Nowoczesna?