Zamieszki w Noc Kupały. 3 osoby odwołały się od wyroków
2 lipca 2016 r. w Białowieży zawrzało. Do zamieszek doszło w Noc Kupały. Policjanci zabezpieczający festyn zostali zaatakowani. Część oskarżonych o to osób próbuje przekonać sąd, że ich wina jest mniejsza od tej, którą się im przypisuje.
Dorota Mariańska
Oberwało się policjantom
2 lipca 2016 r. w Białowieży odbywał się festyn z okazji Nocy Kupały. Impreza została zakłócona przez grupę osób związanych ze środowiskiem nacjonalistycznym. Wydarzenie zabezpieczała policja, którą wspomniane osoby - jak wynika z aktu oskarżenia - zaczepiły. Kiedy mundurowi zatrzymali jednego z mężczyzn, pozostali chcieli odebrać go policjantom. Zawrzało.
Sprawa trafiła na wokandę i 21 sierpnia 2017 r. Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim – VII Wydział Zamiejscowy w Hajnówce ogłosił wyrok. Kary otrzymało 5 osób, w tym matka i córka (za podrapanie i wbicie w szyję paznokci). Usłyszały one odpowiednio 1000 zł grzywny oraz 4 miesiące więzienia. Wobec pozostałych sąd orzekł obowiązek prac społecznych. Poza tym jednego z mężczyzn sąd skazał na rok więzienia (uderzył jednego z policjantów pięścią w twarz i wyzywał go). Oskarżeni zostali zobowiązani także do tego, żeby zadośćuczynić policjantom za doznaną krzywdę (obrażenia nosa i skręconą nogę, zaś w drugim przypadku - zadrapania naskórka na szyi i przedramionach).
Apelacja i argumenty obrony
Orzeczenia wobec dwóch oskarżonych mężczyzn już się uprawomocniły. Natomiast decyzji o losie trzech osób jeszcze nie ma, bowiem ich obrońcy złożyli apelacje, którymi zajmował się białostocki sąd. Chodzi o wspomniane spokrewnione kobiety, a także o jednego z mężczyzn. Ich obrońcy mówili we wtorek (22.05), podczas rozprawy odwoławczej, że sąd pierwszej instancji bezkrytycznie uznał za wiarygodne zeznania policjantów i jednocześnie pominął relacje świadków zdarzenia. Podkreślano, że są to osoby, które nie były wcześniej karane, i że pokrzywdzeni policjanci zostali przeproszeni. Poza tym obrona argumentowała, że dwie z tych osób są młode i odbywanie kary w warunkach zamkniętych może spowodować demoralizację oraz zrujnuje ich przyszłość.
Natomiast 50-letnia kobieta – zdaniem obrońcy Wojciecha Wójcickiego – ruszyła na pomoc swojej córce, która zasłabła, bo policjanci użyli dużo gazu łzawiącego i dlatego widząc co się dzieje, nazwała jednego z nich gówniarzem. Potem kobieta go przeprosiła. W związku z tym – według mecenasa - mamy tu do czynienia z niską szkodliwością czynu.
Z kolei mężczyzna wobec którego orzeczono rok pozbawienia wolności i obowiązek zapłaty 10 tys. zł i jego obrońca uważają, że kara roku z zwieszeniem na 3 lata byłaby lepsza, a zadośćuczynienie powinno być pomniejszone do 5 tys. zł. Wszystko dla tego, że został on powierzchownie włączony do sprawy i był to incydent w jego życiu. 20-latek wyraził skruchę i twierdzi, że nie jest w stanie zapłacić takiej kwoty, bo pracuje dorywczo i zarabia 1400-1500 zł.
Prokuratura i pełnomocnicy pokrzywdzonych policjantów zabiegają o utrzymanie dotychczasowego orzeczenia. Prokurator w swoim wystąpieniu podkreśliła, że sąd pierwszej instancji wziął pod uwagę niekaralność i młody wiek dwójki oskarżonych, ale brak kary stanowiłby przyzwolenie na chuligańskie występki.
Wyrok w tej sprawie sąd okręgowy ogłosi za 2 tygodnie.
Dorota Mariańska
dorota.marianska@bialystokonline.pl