Wyprawa 2010 przez Alpy na południe
Załoga motocyklowa podróżuje prze Alpy na Południe w stronę Lazurowego Wybrzeża. Refleksjami i wrażeniami z podróży dzieli się Ula Olechno.
Urszula Olechno
Widok Alp przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Bardzo czekałam na Paryż. Ale widok skalnych przepaści, mostów usytuowanych w miejscach, gdzie wydawałoby się, że człowiek nie jest w stanie dojść, powaliły mnie na kolana. Błękit a wręcz lazur górskich rzek jest nie do opisania. Malownicze miasteczka, udekorowane girlandami wielobarwnych kwiatów, kawiarenki witające gości stolikami na zewnątrz budynków. Nikt się nie spieszy, sjesta jest ważniejsza od żądzy pieniądza. Jedyny zarzut do Francuzów to ich wrodzona niechęć do mówienia do angielsku. Na szczęście stara, dobra zasada pokazywania wszystkiego na migi sprawdza się doskonale. Już wiem, że muszę tu wrócić i poświęcić więcej czasu na ten przepiękny region Francji. Pogoda nie rozpieszcza nas. Na przemian deszcz i słońce. Wiadomości jakie dostajemy z polski o 30-stopniowych upałach są do pozazdroszczenia. Dzisiaj mieliśmy wyznaczony plan dojechać do kanionu Grand de V. Niestety deszcz pokrzyżował nasze plany i zastała nas noc w środku gór. Drogi jak serpentyny i przepaście są do przyjęcia tylko w ciągu dnia. Wieczorem strach zagląda zza gór i paraliżuje przed jazdą w ciemności. We wszystkich miejscowościach przez jakie przejeżdżamy nie ma wolnych miejsc noclegowych. ciągle padający deszcz utrudnia poszukiwania noclegu, sytuacja robi się coraz bardziej nie fajna. Mariusz postanawia zostawić nas w bezpiecznym miejscu i wyrusza w poszukiwaniu noclegu. Jeśli nie znajdzie, to czeka nas rozkładanie namiotu na skwerku wsi. Mija 30 minuta czekania. W końcu upragniony dźwięk telefonu.
Jest godzina 23. jadąc według wskazówek Mariusza dojeżdżamy do zabudowań, wokół których widać tylko w mroku góry i pola lawendy. pokoje w wiejskim stylu i pachnąca pościel to w tym momencie szczyt naszych marzeń. Mariusz przynosi z piwniczki gospodarzy czerwone regionalne wino. Nie wiemy, ile ta przyjemność będzie nas kosztowała, ale po dniu niespodzianek należy się nam chwila relaksu.
Jest godzina pierwsza w nocy. Agnieszka z Wojtkiem już dawno śpią. Ja i Mariusz sączymy wino, słuchamy Lao Che i zastanawiamy się jakie widoki ujrzymy jutro gdy tylko słońce ukaże się na niebie. Jedziemy na Lazurowe Wybrzeże.
MAG