Ostatnio byli u nas 3 lata temu, gdy promowali swój koncept album Powstanie Warszawskie. To właśnie ten krążek przyniósł septetowi z Płocka popularność. Bez patosu potrafili opowiedzieć o bohaterstwie i tragedii walczących. Trafili zarówno do młodych, jak i tych pamiętających okupację. Debiutowali jednak albumem Gusła, którego atmosfera oddaje mroczne czasy średniowiecza. Przed kilkoma miesiącami wydali swój trzeci krążek Gospel, na którym współczesnym językiem poruszają sprawy wiary. Temat wydawać by się mogło ryzykowny, ale dzięki słownym grom udaje im się go udźwignąć.
Lao Che lubią gatunkowy misz masz: gitarowego, mocnego rocka i punka okraszonego samplami, radiowymi szumami, zgrzytami, partiami klawiszy i przeszkadzajek. Ich występy to eksplozja energii. Nie inaczej było w Białymstoku. Już przy pierwszym utworze spora grupka fanów zerwała się z miejsc i pobiegła pod scenę. Również na bokach sali ludzie podrygiwali w rytm muzyki. I tak już było do końca. Dysponujący mocnym wokalem Spięty pokrzykiwał - Brawo Białystok! Denat nie tylko obsługiwał samplery, ale robił też chórki, gwizdał na palcach i oczywiście tańczył! Promowali ostatnią płytę, z której nie zagrali bodaj tylko dwóch piosenek. Było za to i Hydropiekłowstąpienie, czyli przypowieść o Noe, i Czarne kowboje z wspamplowanym rżeniem koni, i Drogi Panie z bębnami. Nie zabrakło również ekspresyjnych, punkowych kawałków z Powstania. Pojawiło się też kilka przesyconych archaizmami, a nawet ukraińskimi słowami utworów z Guseł.
W czasie bisów już cała publika - zarówno młodsza, jak i starsza jej część - wstała z miejsc i oklaskiwała zespół. Zakończyli kawałkiem Siekiera. Ten występ potwierdza, że posiadająca dobrą akustykę sala kina Pokój to świetne miejsce na koncerty w Białymstoku. Żeby jeszcze coś zrobić z fotelami...
Kliknij tutaj aby obejrzeć zdjęcia.