Wisielec. Emocjonalna opowieść o rodzinnym dramacie
To nie jest prosta historia. Ojciec alkoholik osuwa się na dno, syn próbuje go ratować. Czy mu się uda? Wisielec to brawurowo zagrany przez Krzysztofa Ławniczaka i Artura Pontka, znakomicie wyreżyserowany przez Krzysztofa Zemło spektakl.
materiały Teatru Dramatycznego
Sztukę Marleny Hermanowicz wyłoniono w II edycji Ogólnopolskiego Konkursu Małych Form Dramaturgicznych 1-2-3 zorganizowanego przez Teatr Dramatyczny. I trzeba przyznać, że widzowie się nie mylili. To jest naprawdę znakomity tekst. Napisany przenikliwym, prawdziwym, nie pozostawiającym nas obojętnymi językiem. Młoda autorka potrafi oddać dramat sytuacji, w jakiej znaleźli się jej bohaterowie. Ojciec, który zaczął pić po tym, jak wyrzucono go z pracy. W nałóg brnie coraz bardziej, spada na dno. Próbuje go z niego wyciągnąć syn Piotr. Ucieczką od alkoholowej choroby ojca stają się dla niego książki. Chłopak zamyka się w pokoju, czyta, odcina od ludzi. Z monologu ojca dowiadujemy się, że to Piotr znalazł matkę dyndającą u sufitu na sznurze. Kobieta przegrała walkę z chorobą nowotworową. Oglądamy więc historię rozpadu szczęśliwej niegdyś rodziny.
Wisielec nie ma stricte dramaturgicznego charakteru. Aktorzy właściwie się nie spotykają, każdy opowiada swoją historię w charakterystyczny dla siebie sposób. Nie znajdziemy tu jednak tanich chwytów, ale aktorstwo najwyższej próby. Muszę przyznać, że ten spektakl ma momenty, kiedy po plecach przebiega dreszcz. Dreszcz, którego doświadczamy, gdy obcujemy z prawdziwą sztuką. Wisielec to rzecz wypełniona emocjami po brzegi, niekoniecznie wprawiająca nas w dobry nastrój. Z trudnym tematem poradzili sobie jednak i aktorzy, i reżyser.
Pochwały należą się też autorowi wizualizacji - Krzysztofowi Kiziewiczowi, który stworzył multimedialną oprawę podkreślającą dramat historii, jednocześnie nie odwracając naszej uwagi od znakomitej gry aktorów.
Szkoda tylko, że Wisielca, który miał swoją premierę pod koniec maja, w czerwcowym repertuarze Teatru Dramatycznego nie znajdziemy...
andy