Winny ginekolog czy służba zdrowia? Młody lekarz oskarżony o śmierć dziecka
W Sądzie Rejonowym w Białymstoku toczy się postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka, o które oskarżony jest Michał Z., lekarz z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.
pixabay.com
Do feralnego zdarzenia doszło w lipcu 2012 r. Wtedy na SOR Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego zgłosiła się kobieta w 39. tygodniu ciąży z podwyższonym ciśnieniem tętniczym. Skierowano ją na oddział patologii ciąży, aby wykonać potrzebne badania i rozpocząć ewentualne leczenie.
Szybka diagnoza
Wyniki pacjentki były nieprawidłowe, więc położne wezwały lekarza dyżurującego. Był nim wówczas Michał Z., młody rezydent, który podczas pełnionej zmiany miał pod obserwacją pacjentki oddziału patologii ciąży, położnictwa, musiał być także obecny na sali porodowej. Lekarz obejrzał panią Małgorzatę, która uskarżała się również na problemy z oddawaniem moczu. Zdiagnozował zapalenie dróg moczowych, przypisał jej antybiotyk i wydał polecenia pielęgniarkom.
Około godz. 15.00 położna zbadała tętno płodu, które było prawidłowe, a trzy godziny później podano pacjentce kolejną dawkę antybiotyku. Tuż po godz. 18.00 na dyżurkę pielęgniarek zgłosił się mąż pani Małgorzaty, zaniepokojony silnym bólem w podbrzuszu, jaki u niej występował. Położona, składająca zeznania przed sądem w środę (18.05), zapewniała, że była to pierwsza informacja tego typu, jaką otrzymała podczas swojego dyżuru, zaleciła więc cierpliwe czekanie aż antybiotyk zacznie działać. Wcześniej pacjentka nie uskarżała się na takie dolegliwości. Wezwano ponownie lekarza pełniącego dyżur, czyli Michała Z.
Jeden lekarz od wszystkiego
Do czasu jego przyjścia położne oceniły, że nie ma oznak rozpoczynającego się porodu, nie zauważyły także symptomów odklejającego się łożyska. Silny ból przypisano infekcji dróg moczowych. Michał Z. porozmawiał z pacjentką, przejrzał dokładnie historię jej choroby, nie zlecił jednak żadnych dodatkowych badań. Około godz. 18.20 tętno płodu było wciąż wyczuwalne. W tym samym czasie lekarz musiał zająć się inną pacjentką z epilepsją, która miała napady padaczki.
Oprócz Michała Z. na dyżurze obecny był także lekarz prowadzący, który zgodnie z panującymi na oddziale ginekologii USK zasadami nie był wzywany do żadnego przypadku. Położne nie zadzwoniły do niego nawet wtedy, kiedy rezydent nie mógł odebrać telefonu. Nie powiadomiły go o niepokojącym stanie zdrowia pacjentki, która według zeznania świadków skręcała się z bólu.
Po godz. 19.00 tętno płodu nie było już wyczuwalne, lekarze podjęli więc wspólnie decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Dziewczynka była już wtedy martwa. W czasie zabiegu doszło do obfitego krwawienia, które zagrażało życiu matki. Na szczęście udało się je opanować i zachować macicę, aby pani Małgorzata mogła zajść ponownie w ciążę.
Śmierci można było zapobiec
Według biegłych wystarczyło wykonać choćby badanie USG w celu sprawdzenia, czy ciąża nie jest zagrożona. Wyniki badania moczu wskazywały także na stan przedrzucawkowy, w którym odklejenie łożyska jest bardzo prawdopodobne. Z kolei kierownik Kliniki Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej USK zapewniał, że nie ma mowy o opieszałości rezydenta Michała Z., który działał szybko. Czystość wód płodowych pacjentki wskazywała na nagłe, a nie przewlekłe, niedotlenienie płodu, które mogło być spowodowane również nagłym odklejeniem łożyska.
Na środowej rozprawie w sądzie rejonowym wyrok w sprawie Michała Z. jeszcze nie zapadł. Następna zostanie wyznaczona po publikacji kolejnego orzeczenia biegłych.
Kamila Ausztol
kamila.ausztol@bialystokonline.pl