To był nokaut. Jagiellonia wraca z Warszawy z bagażem 4 goli
To, co dzieje się w Jagiellonii, nie można już nazwać dołkiem formy. To naprawdę potężny kryzys. W sobotę (22.02) Żółto-Czerwoni zebrali kolejne baty. Tym razem solidnej lekcji futbolu udzieliła białostoczanom warszawska Legia.
Grzegorz Chuczun
Na prestiżowy mecz z Legią Warszawa przy Łazienkowskiej trener Dumy Podlasia - Iwajło Petew - postanowił dokonać w wyjściowej jedenastce kilka roszad. Wykartkowanego Zorana Arsenicia zastąpił wracający po urazie Ivan Runje, natomiast za Juana Camarę pojawił się Bartłomiej Wdowik, który to tym samym na lewej defensywie zwolnił miejsce dla Bodvara Bodvarssona. Taki ruch sprawił, że od pierwszych minut z Legią zagrało aż 4 zawodników ściągniętych zimą, bo oprócz Wdowika w pierwszym składzie wyszli również Puljić, Tiru oraz Iliev.
W rozpoczęty o godz. 17.30 pojedynek lepiej wkroczyli gospodarze, którzy to na prowadzenie mogli wyjść już w 3. minucie, ale na szczęście piłki wstrzelonej w pole karne przez Wszołka wbiegający na 5. metr Kante przeciąć nie zdołał. Chwilę później Legioniści ruszyli z kolejną groźną akcją, którą próbował skończyć dobrze znany w Białymstoku Arvydas Novikovas. Strzał Litwina z obrębu szesnastki został jednak zablokowany przez Kadleca, ale już za chwilę ekipa ze stolicy kraju i tak cieszyła się z gola, bo na uderzenie zza pola karnego zdecydował się Vesović. Piłka odbiła się następnie od Tomasa Prikryla, co zmyliło stojącego między słupkami Jagi Ilieva, który na skuteczną interwencję w tej sytuacji nie miał żadnych szans.
Cios z 7. minuty nie obudził Jagiellonii i w kolejnej części starcia na murawie nadal dominowała Legia, choć ataki gospodarzy nieco osłabły na sile, dzięki czemu tak naprawdę następnego wielkiego zagrożenia pod bramką Dumy Podlasia długo nie było. Nie było, aż w końcu się pojawiło, bo świetnym prostopadłem podaniem linię defensywy Jagi rozmontował Novikovas, lecz koledzy z jego drużyny nie poszli w ślady 29-letniego skrzydłowego, dlatego ostatecznie opisywana sytuacja nie przyniosła strzału na bramkę. Uderzenie nastąpiło za to w 27. minucie, gdy Litwin już nie dogrywał do innych zawodników, lecz sam postanowił sprawdzić Dejana Ilieva. Techniczny strzał Novikovasa lewą nogą okazał się niezły, ale nie na tyle, by golkiper Żółto-Czerwonych skapitulował.
Były Jagiellończyk w dalszej fazie meczu wcale się nie zatrzymywał. Po dwóch kwadransach zmagań Arvi zdecydował się na centrę do Kante, a ponieważ wrzutka była wręcz idealna, napastnik Legii tylko musnął futbolówkę, a to wystarczyło, by warszawianie wyszli na prowadzenie 2:0. Żółto-Czerwoni - za sprawą Prikryla - po raz pierwszy choć w minimalnym stopniu zagrozili bramce Majeckiego w 33. minucie, gdy Czech posłał uderzenie z dystansu, jednak Legioniści taką odpowiedzią Jagi kompletnie się nie przejęli i nadal kontynuowali swój koncert oraz pewnego rodzaju demontaż Dumy Podlasia, aczkolwiek mimo tego, iż Legia wciąż nacierała ze sporą mocą, to więcej goli przed przerwą już nie padło.
Na drugą połowę Jagiellonia wyszła nieco bardziej zdeterminowana, ale chłodnej głowy i gorącego serca, a więc potrzebnych elementów, o których Iwajło Petew mówił przed spotkaniem, ujrzeć i tak się nie dało. W Legii nadal dużo szumu robił Novikovas, natomiast Duma Podlasia odpowiedziała strzałem po krótkim słupku oddanym przez wprowadzonego po przerwie Camarę. Niestety próba Hiszpana przyniosła jedynie rzut rożny.
Bezsilność podopiecznych Iwajło Petewa osiągnęła apogeum w 57. minucie, gdy piłkę na 3. metr zacentrował Gwilia. Wrzutki tej nie wyłapał Iliev, co przyniosło ogromne zamieszanie na linii bramkowej, gdzie do futbolówki rzuciło się kilku piłkarzy na raz. Najsprytniej zachował się Kante, który macedońskiego golkipera zdołał pokonać już na leżąco i na tablicy wyników pojawił się rezultat 3:0.
Co działo się później? Znokautowana Jagiellonia wciąż słaniała się na nogach, wcielając się przy Łazienkowskiej w rolę statysty, zaś zawodnicy dyrygowani przez Vukovicia kontrolowali przebieg starcia i nawet dobili Żółto-Czerwonych, zdobywając bramkę numer 4. W 90. minucie Ilieva pokonał bowiem debiutujący w zespole Legii Tomas Pekhart.
Przegrywając w Warszawie, Jagiellonia doznała - uwaga - 6. wyjazdowej porażki z rzędu. Na dodatek 3. w rozmiarach przynajmniej 0:3. Takich popisów Jagiellończyków nie da się skomentować w żaden kulturalny sposób, dlatego z oceną zaistniałej sytuacji zwyczajnie w świecie się wstrzymamy.
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 4:0 (2:0)
Bramki: Marko Vesović 7, Jose Kante 30, 57, Tomas Pekhart 90
Legia Warszawa: Radosław Majecki - Marko Vesović, Mateusz Wieteska, Igor Lewczuk (76' William Remy), Michał Karbownik - Walerian Gwilia, Domagoj Antolić, Luquinhas, Paweł Wszołek (89' Mateusz Praszelik), Arvydas Novikovas - Jose Kante (73' Tomas Pekhart)
Jagiellonia Białystok: Dejan Iliev - Andrej Kadlec, Ivan Runje, Bogdan Tiru, Bodvar Bodvarsson, Taras Romanczuk - Tomas Prikryl (46' Ariel Borysiuk), Martin Pospisil, Jesus Imaz, Bartłomiej Wdowik (64' Przemysław Mystkowski) - Jakov Puljić (46' Juan Camara)
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl