Wczorajszy dzień był niezwykły - tańce na scenie, wielokrotne bisy, żywiołowa reakcja publiki, wypełniony amfiteatr, przyjazna atmosfera. Ciężko w Białymstoku o drugą imprezę, podczas której artystów nie oddzielają od słuchaczy ochroniarze. Ci z Halfwaya po koncertach wtapiają się w tłum lub siadają z publiką na trawie. Blisko ludzi, blisko muzyki - to nie jest jedynie reklamowe hasło.
Wiele osób czekało tego dnia na występ Sóley, islandzkiej artystki, która w zeszłym roku koncertowała z formacją Sin Fang. Mimo że koncert na pewno zabrzmiałby bardziej magicznie już po zmroku, Sóley udało się stworzyć odpowiedni klimat. Zaproponowała delikatne, piękne, czasem mroczne dźwięki. Potem scenę opanowała SoKo, pochodząca z polsko-żydowskiej rodziny piosenkarka. Pełna szalonych pomysłów, nieobliczalna, gawędząca z publiką. Nie ukrywała ani swoich polskich korzeni, ani homoseksualnych skłonności. Balladowe kompozycje mieszały się z pełnymi energii piosenkami. W pewnym momencie SoKo zaprosiła na scenę ludzi z pierwszych rzędów, by mogli potańczyć! Rzuciła się też do tańca razem z nimi. Nic dziwnego, że po koncercie była oblegana przez fanów.
Na finał wystąpił Sivert Høyem, obdarzony mocnym i głębokim głosem wokalista z Norwegii. To był songwriting w najlepszym wydaniu. Oszczędne brzmienie, przeszywający wokal. Wcześniej w amfiteatrze zagrali: Bobby The Unicorn - chłopak z gitarą, który nagrał płytę w domu, wrzucił do Internetu i tak znalazł się na Halfwayu, oraz HandmadE z Białorusi.
Program:
Halfway Festival