Kultura i Rozrywka

Wróć

Szczerze o sztuce i emocjach. O czym opowiada na zdjęciach Joanna Krukowska? [WYWIAD]

2023-01-09 08:06:32
Joanna Krukowska – fotografka poszukująca pewnej prawdy o człowieku. Chwytająca na zdjęciach emocje swoje i emocje innych. Jej twórczość jest niezwykle szczera, jakby przybrudzona tym, co nieraz próbujemy z siebie wyprzeć. W piątek (13.01) w Spodkach Podlaskiego Instytutu Kultury odbędzie się otwarcie jej wystawy, zatytułowanej Bezdech.
Joanna Krukowska
- Co takiego pociągającego jest dla Ciebie w fotografii?

Joanna Krukowska: - Mnie, osobę, która robi zdjęcia, pociąga w fotografii to, że jest ona językiem, którym mogę mówić o sobie. To język, która pozwala mi na upust takich emocji, których normalny język by mi zabraniał. Jeśli przeklnę, to będzie to postrzegane jako nieładne, lecz jeśli zrobię zdjęcie, w którym umieszczę całą swoją złość, to to zdjęcie może być ładne i może być ocenione jako sztuka. Oczywiście nie każda sztuka jest piękna, ale mogę pokazać coś nieładnego właśnie w ładny sposób.

- Wyrażasz w ten sposób emocje?

Tak, to język, który znalazłam na wyrażanie tego, co mam w środku. Każdy powinien znaleźć sobie taki język. Nie musi być to, rzecz jasna, język sztuki, to może być na przykład sport. Jednak to wszystko, co w sobie upychamy i co w nas tkwi, brudne i schowane przed światem – ważne, by umieć dać temu upust. Bowiem jeśli nie będziemy tego robić, to prędzej czy później to z nas wyjdzie i będzie wówczas taką brzydką mazią, którą po prostu innych oplujemy. Jeśli nosimy w sobie złe emocje – które są oczywiście również potrzebne, ale których często nie możemy pokazywać na zewnątrz – to możemy stać się na przykład pasywno-agresywni albo toksyczni. Aby ten jad z nas się nie sączył, dobrze by było odnaleźć język, którym będziemy potrafili w spokojny sposób wyrażać ten nasz wewnętrzny brud.

- Czyli fotografia jest dla Ciebie formą terapii?

Tak, na pewno. Dla wielu osób sztuka czy inna aktywność jest formą terapii. Sztuka – przede wszystkim nowoczesna – jest skierowana do wewnątrz artysty. Zaś sztuka klasyczna dążyła do pewnego ideału, należało tworzyć ją w pewnym kanonie, a kto się temu nie poddawał, był artystą wykluczanym czy wyśmiewanym, niezrozumianym. Dziś – na szczęście – sztuka daje artyście możliwość pokazania tego, jak on widzi świat, jak go przeżywa. A mówienie o tym, jak postrzega się świat, jest zawsze pewną formą terapii. Dla mnie sam proces robienia zdjęcia jest już terapeutyczny, ale kolejnym etapem terapii jest pokazanie tego zdjęcia innym – ta konfrontacja czy dialog z odbiorcą.

- A czy był w Twoim życiu taki punkt zwrotny, kiedy zajęłaś się robieniem zdjęć?

Jako takiego nie było. W młodości robiłam zdjęcia, jak każdy, ale było to jeszcze w formie zabawy i żartu, cykania bez myślenia. Poważniej się zrobiło, kiedy zaczęłam pracować w dziale promocji w Podlaskim Instytucie Kultury. W pewnym momencie zdarzyła się sytuacja, że ktoś musiał zrobić zdjęcia na jakiejś imprezie, a dwoje naszych fotografów akurat nie mogło tam pójść. Ja i tak szłam na to wydarzenie, więc powiedziałam, że mogę spróbować, czemu nie. Kompletnie nie znałam się na choćby podstawowych ustawieniach aparatu, więc poprosiłam kolegę z działu, żeby wszystko ustawił za mnie (śmiech). Poszłam, strzeliłam trochę fot i okazało się, że na nasze ówczesne potrzeby były one wystarczające. Tak się zaczęło.

- Jak się zaczęła Twoja przygoda z tzw. fotografią kreacyjną?

Bardzo lubię focić koncerty, teatr, kocham fotografię sceniczną i dobrze się w niej czuję, jednak to właśnie z fotografią kreacyjną jestem najbardziej zżyta. Zanim zaczęłam ją robić, nosiłam już ją w środku. Pierwsze tego typu zdjęcia wykonałam bodajże w 2018 roku. Ale jakoś dopiero rok później uświadomiłam sobie, że robię te fotografie, opowiadając o sobie: o własnych strachach, lękach, niepewnościach. Moment, kiedy sobie to uzmysłowiłam, był dla mnie przełomowy – od tego czasu robię moje zdjęcia dużo bardziej świadomie. I jako osoba, która zaczęła fotografować stosunkowo późno, wiem, że dużo jeszcze przede mną nauki pod względem technicznym, ale za to nigdy nie miałam problemu z odnalezieniem swojej ścieżki w fotografii.

- A czym się różni proces robienia zdjęć reportażowych od zdjęć kreacyjnych?

Przede wszystkim tym, że idąc na koncert, nie wiem, co zastanę i jakie kadry mi wyjdą. To zależy od światła, od ubioru muzyka, od okoliczności. Są takie sytuacje, kiedy wszystko ze sobą współgra i wówczas wychodzą świetne kadry, ale bywa też na odwrót (śmiech). Natomiast jeśli chodzi o fotografię kreacyjną, ustawianą, idąc na zdjęcia, kadr mam już w głowie. Oczywiście nigdy nie jest tak, że wychodzi mi dokładnie takie zdjęcie, o jakim myślałam, ale po prostu ogólnie zakładam pewne koncepcje. Proces robienia zdjęcia zaczyna się dużo wcześniej niż na samej sesji.

- Fotografujesz także krajobrazy i ukochane żurawie...

Tak, uwielbiam fotografię krajobrazową, a żurawie kocham, uważam je za swoje zwierzęta totemiczne. One są potwornie nostalgiczne! Klangor, czyli odgłos, jaki wydają, jest dla mnie najpiękniejszym dźwiękiem na świecie. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale to dźwięk, który we mnie rezonuje – to wszystko odbywa się na poziomie wewnętrznego czucia. Kiedyś Słowianie wierzyli, że klangor to krzyki potępionych dusz, które wraz z żurawiami – chwytając się ich nóg – odlatywały jesienią do zaświatów, do Wyraju. Ogromnie mnie te ptaki wzruszają, dlatego uwielbiam je fotografować.

- Zdjęcia, które zobaczymy na wystawie, są przepełnione niepokojem i smutkiem. Myślisz, że we współczesnym świecie, nastawionym na tzw. pozytywność, jest miejsce na takie emocje?

Oczywiście. Dlatego, że emocją, która łączy wszystkich ludzi, jest swego rodzaju nienazwana melancholia. Coś na kształt nostalgii. Tęsknota za czymś, czego nigdy nie było, a bardzo byśmy chcieli, żeby było. Nie uważam, że radosne zdjęcia są bez sensu (śmiech), jednak chodzi mi o to, że w tych szczęśliwych zdjęciach łatwiej jest po prostu skłamać... Zdjęcia smutne trudniej jest udawać. Często przecież uśmiechamy się do zdjęcia, do selfie, a w środku czujemy pustkę – o tym jest moja wystawa. Mam nadzieję, że dzięki niej będzie łatwiej niektórym bardziej się otworzyć i poczuć, że nie są w tym udawaniu sami.

- Bezdech to tytuł Twojej wystawy. Czy dzisiaj człowiek się dusi i stąd ten tytuł?

Myślę, że człowiek się dusi dzisiaj i dusił się tysiąc lat temu. Jesteśmy gatunkiem, który ma rozum, umysł, a przez to cierpi. Normy społeczne, które są, rzecz jasna, potrzebne, powodują w nas często pewien rodzaj dyskomfortu. Na przykład założę się, że każdy z nas przynajmniej raz w życiu przeprosił za to, że się rozpłakał, choćby w pracy. Na zewnątrz musimy pokazywać, że jest super albo że nic nas nie dotyka, a płakać możemy tylko do wewnątrz. I taką sytuację nazwałam na potrzeby wystawy bezdechem.

- Dlaczego w Twojej twórczości dominują kobiety na zdjęciach?

Chyba dlatego, że łatwiej mi poprzez kobiety pokazać pewną kruchość... Jednak postanowiłam sobie, że w tym roku w ramach rozwoju artystycznego będę fotografować też mężczyzn (śmiech). Aby pokazać, że mężczyzna też może być kruchy. Moja twórczość jest przecież o ludzkich emocjach, a nie tylko o kobiecych.

- Czyli przełamujesz stereotypy?

Oj tak, przełamywanie stereotypów to moje hobby (śmiech). Nie lubię wielu kulturowych stereotypów. Jeśli ktoś mi mówi, jaką sukienkę mam założyć, by być kobietą, to ja się wówczas natychmiast buntuję – mam tak, odkąd pamiętam. Dosyć wcześnie uderzyły mnie takie wymagania, abym miała na przykład długie włosy czy ubierała się w określony sposób. Stereotyp kobiety w XXI wieku w ogóle jest pewną bajką, snem, który śnią niektórzy mężczyźni, ale też niektóre kobiety. Ale również stereotyp mężczyzny – tego księcia, który przyjedzie na białym koniu i będzie dużo zarabiał – jest krzywdzący. Do tego mężczyźni mają trudniej w społecznym odbiorze, jeśli chodzi o emocje. To się zmienia oczywiście, bo społeczeństwo się zmienia. Mam nadzieję, że będziemy mogli mówić o swoich emocjach otwarcie. Im więcej ludzi mówi o swoich trudnościach, tym łatwiej jest nam zrozumieć siebie nawzajem.

- Biorąc pod uwagę swoją twórczość, jak byś określiła kondycję dzisiejszego człowieka?

To pytanie bardziej do filozofów, zajmujących się tym na co dzień, ale ja, obserwując osoby dookoła mnie, myślę, że jesteśmy lekko zagubieni. Między innymi przez to, że żyjemy w takich czasach, gdy stereotypy zaczynają się łamać, ale my jeszcze nie umiemy odnaleźć się w życiu poza nimi. Mamy problem z tym, że czujemy ogromną wolność. A już Erich Fromm pisał, co się dzieje, kiedy takiej wolności zaczynamy się bać. Chcemy czasami, aby ktoś za nas zdecydował, i to może prowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Nie mam gotowego rozwiązania, bo w ogóle uważam, że należy się wystrzegać ludzi podających nam na tacy proste rozwiązania na skomplikowane problemy. Ale na pewno szczere i spokojne mówienie o tym, co nas boli, pozwoli nam oswoić to skołtunione zwierzątko w środku nas – nasz wewnętrzny niepokój.

- Dziękuję za rozmowę.

Twórczość Joanny Krukowskiej można odnaleźć na jej fanpage'u oraz na Instagramie.

SZCZEGÓŁY WYSTAWY BEZDECH
Anna Kulikowska
anna.kulikowska@bialystokonline.pl