Szalony kabaret zdobył Węglową
Znów spotkaliśmy się na Węglówce. My wszyscy spragnieni wielu kulturalnych wrażeń. Starsi i młodsi. Ci, którzy przyjechali na rowerach, miejską komunikacją czy też przyszli na piechotę. Dla wszystkich wystąpiła szalona kabaretowo-muzyczno-teatralna formacja Serebrnaja Svadba z białoruskiego Mińska.
Tym razem przenieśliśmy się do innej części wojskowego magazynu. Ściany i okna barwnie pomalowane, przestrzeń zaaranżowana z wykorzystaniem wcześniej przyniesionych kolorowych krzeseł, leżaków, kanap i szpuli na kable wyglądała prawie jak klubowa. Pojawiły się też bajki wyświetlane na ścianie z tradycyjnego rzutnika i różne gry planszowe.
W tym coraz bardziej przytulnym miejscu zagrała szalona siedmioosobowa kompania Serebrnaja Svadba. Na czele odzianych w kapelusze i zabawne okulary muzyków stała Swiatłana Bień. To ona robiła największy show. Ubrana w czerwoną spódnicę baletnicy, czarno-białe legginsy, czarny gorset i kapelusz z... kurą. Nie tylko porywająco śpiewała songi francuskie i rosyjskie, przygrywała na harmonii i foliowych woreczkach, ale też tańczyła do utraty tchu - gubiąc nawet zabawny kapelusz - ale też co chwila wyciągała z walizek rozmaite rekwizyty. Na co dzień jest wszak reżyserką w lalkowym teatrze w Mińsku. Raz tańczyła z księżycem, a w Pieśni o niskobudżetowych ludziach i niskobudżetowej miłości wymachiwała liczydłami. W Pieśni o psie Baskervilu w jej rękach ożyła maskotka szarego psa ze świecącymi, niebieskimi oczyma, która na koniec... obsikała siedzących najbliżej zbudowanej z palet sceny. W piosence do wiersza Brechta padała na scenę i za chwilę zrywała się jak bohater tekstu - martwy żołnierz, którego podnieśli i dalej walczył w szeregu. Tą sceniczną ekspresją kupiła wszystkich.
Twórczość Serebrnajej Svadby to wybuchowa mieszanka kabaretu, teatru, rosyjskiego romansu, francuskiej pieśni, a nawet garażowego punka. W drugiej, bardziej energetycznej i porywającej części koncertu (zespół zaprosił na nią po przerwie) wszyscy węglowi słuchacze zerwali się ze swoich miejsc, skakali, tańczyli i klaskali w rytm fenomenalnej muzyki. Prawie na finał zabrzmiało jeszcze No suprises Radiohead. Podczas bisów Swiatłana zaprosiła na scenę kilka osób, które razem z zespołem odegrały i odtańczyły skoczny numer.
Nogi same rwały się do tańca przy dźwiękach, które przywieźli ze sobą białoruscy artyści. Wyśmienicie, że właśnie im - reprezentantom najlepszego białoruskiego undergroundu - udało się wystąpić na Węglowej. Miejscu, które ma prezentować różne odmiany kultury niezależnej. Ci, którym starczyło sił, mogli pobawić się jeszcze przy miksie bałkańskich brzmień.
Magazyn numer 10. 4 tysiące metrów kwadratowych powierzchni. Część tej powierzchni wziął w swoje ręce Michał Strokowski, animator kultury, twórca Forum Fabricum w Łodzi. Oficjalny początek kulturalnej Węglówki to 16 sierpnia, kiedy brawurowo zagrał białoruski Nagual. Potem mieliśmy jamajskie brzmienia i znów powrót do naszych wschodnich sąsiadów. To już trzeci koncert w przedwojennym wojskowym magazynie. Zgłaszają się też kolejne osoby, które chciałyby na Węglowej zaprezentować swoją twórczość. Najprawdopodobniej we wrześniu w starym magazynie będziemy mogli obejrzeć trzy spektakle teatralnej Kompanii Doomsday - Salome, Kąsanie i Mewę.
andy