Tomek Sikora ma na koncie kilkadziesiąt wystaw indywidualnych na całym świecie oraz 65 wydawnictw autorskich. Był wielokrotnie nagradzany za kreatywność w fotografii. Dwukrotnie wybrany fotografem reklamowym roku w Australii, gdzie mieszkał przez wiele lat. Autor wielu międzynarodowych kampanii reklamowych. W 2002 r. powołał do życia, wraz z Andrzejem Świetlikiem, Galerię Bezdomną, promującą w wielu krajach fotografię niezależną.
Nie pokazuj karoserii poloneza
W Operowej Galerii Fotografii będzie można obejrzeć zdjęcia z kalendarza, nad którym - na zlecenie FSO - Sikora pracował na początku lat 80. XX w.
Fotograf tak wspomina realizację projektu:
- W 1982 r. odebrałem telefon od szefa komórki reklamowej w zakładach FSO (Fabryka Samochodów Osobowych) w Warszawie z prośbą o wykonanie 12 zdjęć do kalendarza tychże zakładów. Na pytanie, czy mam swobodę w opracowaniu koncepcji, usłyszałem: Tak, oczywiście. Jest tylko jeden jedyny warunek. Nie pokazuj karoserii poloneza, ponieważ nie uległa prawie żadnym zmianom od 6 lat.
Przyznaje, że zlecenie przyjął z euforią.
- Od dawna bowiem chodziły mi po głowie surrealistyczne obrazki kraju, w którym człowiek wydawał dwa razy więcej pieniędzy, niż zarabiał, kraju, w którym nie istniał żaden butik mody poza Hofflandem w Juniorze w Warszawie, a dziewczyny były świetnie poubierane w przerabiane zagraniczne ciuchy kupione na bazarze lub szyte samodzielnie - mówi fotograf.
Zdjęcia miałem w głowie
Kupił aparat rosyjski Horizont, aby dzięki obiektywowi o nadzwyczaj szerokim kącie fotografować bardziej lub mniej zaaranżowane sytuacje przez przednią szybę poloneza z pozycji pasażera. Miał na to dwie rolki filmu barwnego Kodak. Musiał przetestować ten często szwankujący typ aparatu (obiektyw przesuwał się z lewa na prawo za pomocą bardzo hałaśliwej sprężyny, która od czasu do czasu potrafiła lekko przyhamować, zostawiając jasne pionowe paski na filmie), zanim włożył drogi i trudno dostępny film.
- Zdjęcia miałem w głowie. Szkicowałem je niejednokrotnie, patrząc poprzez obiektyw tego niezwykłego aparatu. Po paru tygodniach zaakceptowane zdjęcia poszły do druku i kalendarz ukazał się tuż przed stanem wojennym, dzięki czemu otrzymałem honorarium, egzemplarze autorskie, a świat zobaczył moją wizję PRL-owskiej ojczyzny, która właśnie została opanowana przez wojsko - wspomina Sikora.
Reklamowy raj
W październiku 1982 r. Sikora dotarł do Melbourne, gdzie postanowił założyć ze swoim przyjacielem studio fotografii reklamowej. Wyrwany z komunistycznej rzeczywistości, bez języka, bez kontaktów i jakiejkolwiek wiedzy na temat rynku reklamy zaczął chodzić do agencji reklamowych. Miał w swojej teczce trzy projekty: makietę albumu Lalka, ilustracje fotograficzne do Alicji w krainie czarów oraz jedyną pracę reklamową - kalendarz FSO.
- Te dwie ostatnie pozycje otworzyły mi drzwi do, wydawało się, niedostępnego raju reklamy. Oglądający kalendarz dyrektorzy artystyczni wychwalali pod niebiosa wyższość kultury reklamowej Europy nad rynkiem australijskim, którego klienci nigdy nie zaakceptowaliby koncepcji promocji produktu bez jego pokazania. Nieznajomość języka - na szczęście - nie pozwoliła mi na sprostowanie i ujawnienie prawdy - przyznaje fotograf.
Ci, którzy przyjdą na wystawę - jej wernisaż zaplanowano w poniedziałek (27.03) w przestrzeni górnego foyer OiFP - zobaczą premierowy, oryginalny materiał. Wernisażowi będzie towarzyszyło spotkanie w sali kameralnej OiFP. Poprowadzi je Michał Heller. Początek o godz. 18.30.
Zobacz też:
FSO w obiektywie Tomka Sikory w OiFP