Ruszył proces ws. zabójstwa Jarosława Rudnickiego
Krystian L. przyznał się do pobicia Jarosława Rudnickiego. Jednocześnie podkreśla, że nie chciał go zabić. Obydwaj mężczyźni w dniu zdarzenia byli pijani.
Dorota Mariańska
To wydarzenie wstrząsnęło wieloma osobami. Było ciosem nie tylko dla rodziny, ale też dla wszystkich osób związanych z białostockim klubem.
W niedzielę (19.02) po godz. 21.00 dyżurny białostockiej komendy został zaalarmowany, że na drodze w Dobrzyniewie Dużym leży zakrwawiony mężczyzna, najprawdopodobniej potrącony przez samochód. Przystąpiono do natychmiastowej akcji reanimacyjnej. Po ujawnieniu urazu głowy (masywny obrzęk mózgu, złamane kości twarzoczaszki) Jarosław Rudnicki został przetransportowany do szpitala. Niestety były wiceprezes Jagiellonii Białystok przegrał kilkudniową walkę o życie. Był reanimowany cztery razy.
Pobicie tak, zabójstwo - nie
Krótko po zdarzeniu aresztowano mężczyznę, który ciężko pobił 55-latka. Teraz odpowiada on przed sądem za swoje zachowanie. 37-latek był już prawomocnie karany. W 1998 r. został skazany za zabójstwo.
- Przyznaję się od początku do pobicia pana Jarosława Rudnickiego. Natomiast nie przyznaję się do zabójstwa. Poza tym ja zaatakowałem pana Rudnickiego, gdy on mnie zaatakował – mówił we wtorek (19.09), przed sądem, oskarżony.
Krystian L. podkreślał też, że nie chciał się bić z Jarosławem Rudnickim, a wszystko działo się bardzo szybko. Wyjaśniał, że mógł uderzyć mocno, ale nieświadomie, szczególnie, że - jak twierdzi - ma zaniki pamięci w stresowych sytuacjach. Były to dwa albo trzy uderzenia pięścią w głowę.
- Żałuję tego, co się stało. Gdybym mógł cofnąć czas, to bym cofnął. Pamiętam jedynie, że uderzyłem go w twarz, a jak się podnosił, to uderzyłem/kopnąłem powtórnie. Pan Rudnicki był mi obojętny, był znajomym mojej kobiety. Broniłem się. Wyszło tak, jak wyszło. Ta sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca.
Oskarżony i pokrzywdzony prawie się nie znali
Obydwaj mężczyźni byli tego dnia pijani. Z relacji oskarżonego wynika, że wówczas poszli razem do sklepu, rozmawiali, śmiali się. Wcześniej Krystian L. widział swoją ofiarę tylko 2 razy. Zaprzeczał, że powodowała nim zazdrość o wspólną znajomą, która jednocześnie była jego narzeczoną.
- Pobiłem Jarosława Rudnickiego, bo mnie zaatakował, zaczął szarpać za ubranie, zamierzył się z butelką. Nie traktowałem go jako wroga, nieprzyjaciela - podkreślał w sądzie 37-latek.
Sąd wyznaczył już kolejne terminy, w których będzie zajmował się tą sprawą. Zaplanowano m.in. przesłuchania świadków.
Dorota Mariańska
dorota.marianska@bialystokonline.pl