Julita Olszewska pojawiła się w Sejmie w towarzystwie posła Konfederacji Krzysztofa Bosaka oraz działacza Ruchu Narodowego na Podlasiu, Zbigniewa Kasperczuka. Po raz kolejny opowiedziała publicznie swoją historię oraz zaznaczyła, że tematu rozmów telefonicznych z wiceministrem rolnictwa oraz wizyty na jej posesji jego rzekomych sympatyków Kołodziejczaka nie uważa za zamknięty:
- Nie wyobrażałam sobie, że w XXI wieku wrzucenie swojej myśli do internetu wywoła takie wydarzenia. Że ktoś nakazuje mi usunąć to i nie wypowiadać się nigdy więcej źle o człowieku, który zajmuje stanowisko w państwie. Słowa krytyki trzeba przyjąć na klatę. Jeśli jest się kimś ważnym, to te słowa krytyki będą - mówiła rolniczka z gminy Brańsk.
Olszewska opowiadała również o kulisach rozmowy telefonicznej z liderem Agrounii:
- Obwieścił, że czekają mnie pozwy z jego strony, bo on się obrażać nie da, że nikt go tak traktować nie będzie i się rozłączył. To, co u mnie się stało, mój strach, moje zawiedzenie, w ogóle nie zostało wzięte przez ministra pod uwagę. Tylko, po prostu, jego majestat - dodała.
Bosak: to przypomina jakieś dyktatury
Odnosząc się do tej sprawy, głos zabrał podlaski poseł Krzysztof Bosak:
– Ta sytuacja wymaga wyjaśnienia. Oczekujemy od służb państwowych, że na podstawie billingów ustalą kto niepokoił panią Julitę. Nie może być tak, że ktoś kto bierze udział w protestach, kto skrytykuje rząd, jest odwiedzany przez mężczyzn, którzy najwyraźniej po obejrzeniu filmu na Tik Toku wiedzieli gdzie pani Julita mieszka. Przyjechali 3 godziny później do jej domu. Przy czym, to trzeba podkreślić, pani Julita tych mężczyzn nie zna. To nie są mężczyźni z którymi by współpracowała w branży rolnej czy znała z protestów. Ci mężczyźni skądś wiedzieli gdzie pani Julita mieszka, więc pytanie czy ktoś inwigiluje rolników i monitoruje jak wygląda krytyka rządu? Takich sytuacji nie chcemy. To przypomina jakieś dyktatury - podkreślał wicemarszałek Sejmu, żądając zarazem dymisji wiceministra rolnictwa.
Łukaszewicz: Kołodziejczak złamał dwa artykuły
Z kolei w tym samym czasie przed siedzibą Prokuratury Regionalnej w Białymstoku konferencję prasową zorganizował inny z podlaskich posłów, Sebastian Łukaszewicz. To właśnie od jego słów wygłoszonych w miniony piątek z mównicy sejmowej powstało polityczne zamieszanie wokół Julity Olszewskiej.
WIĘCEJ W ARTYKULE
Burza w Sejmie. Łukaszewicz mówi o zastraszaniu podlaskiej rolniczki przez Kołodziejczaka
- Zdaniem moim oraz prawników, z którymi współpracuję, Kołodziejczak dopuścił się złamania co najmniej dwóch artykułów: 191 KK – „Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 oraz art. 193 KK „Kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku - mówił były wicemarszałek województwa podlaskiego.
Poseł Suwerennej Polski zapewnił, że wniosek do prokuratury jest już gotowy i zostanie wysłany pocztą do prokuratury rejonowej w Bielsku Podlaskim, ponieważ to na terenie jej działania doszło do odwiedzin dwóch jak dotąd niezidentyfikowanych mężczyzn, którzy upominali podlaską rolniczkę.
Podobnie jak Bosak, Łukaszewicz również żąda odejścia z resortu rolnictwa lidera Agrounii.