27 czerwca 1941 r., według różnych szacunków, w synagodze przy dawnej ul. Bożniczej zginęło od 800 do 2500 Żydów. Wydarzenia te upamiętnili przedstawiciele władz miasta i regionu, pod pomnik stojący w miejscu tragedii przyszła grupka białostoczan.
Pamiętać
- Gromadzimy się po to, aby oddać hołd tym, którzy zginęli przed 75 laty, aby powiedzieć im, że pamiętamy oraz wyrazić swoje potępienie dla tych, którzy tej zbrodni się dopuścili - mówił w czasie uroczystości prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
- Ci, którzy zamykali naszych współbraci, ci, którzy wzniecali ogień, ci, którzy pilnowali, by nikt z tej pożogi się nie przedostał, nosili na paskach słowa Got mitt uns. Nie można wyobrazić sobie większej sprzeczności, niż powoływanie się na Boga, a jednocześnie mordowanie niewinnych ludzi. Te działania zmieniły strukturę społecznościową naszego miasta, ale nie zmieniły naszej pamięci - mówił.
Zdaniem wojewody podlaskiego Bohdana Paszkowskiego, wydarzenia w Białymstoku, które były wstępem do tzw. ostatecznego rozwiązania, były możliwe, bo państwo polskie w 1939 r. padło ofiarą dwóch totalitaryzmów, a do hitlerowskiego barbarzyństwa doszło, bo polskich elit już nie było.
- To może zakrawać na szyderstwo, że miejsce, gdzie wznoszono modły do Boga, gdzie odwoływano się do tych najgłębszych uczuć ludzkich, stało się miejscem niesłychanej zbrodni, całopalenia - mówił wojewoda.
Nie powtórzyć
Na uroczystość przybyli też przedstawiciele społeczności żydowskiej.
- Zadaję sobie dzisiaj pytanie, czy dobrze odrobiliśmy lekcje, czy ta zbrodnia, ta tragedia, ten krzyk ofiar dotarł do naszej młodzieży, dzieci, do nas, czy nie ma zagrożenia odrodzenia nacjonalizmu, ksenofobii, antysemityzmu, rasizmu, czy na pewno możemy spać spokojnie - przemawiał Lesław Piszewski, przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP.
Przypomniał o tym, że właśnie w Białymstoku dają ostatnio o sobie znać skrajnie nacjonalistyczne grupy młodzieży - np. przed kilkoma dniami noc Kupały świętowano z ognistą swastyką.
Już po oficjalnej części uroczystości Piszewski podkreślał, iż jest mu przykro, że właśnie w Białymstoku nacjonalizm odradza się, a przecież tu swoje miejsce znaleźli wyznawcy prawosławia, Tatarzy i wiele innych nacji i religii. To też bardzo ważne miasto dla społeczności żydowskiej. Stąd pochodzi Ludwik Zamenhof czy prof. Szymon Datner.
- Miasto wibrujące żydowskim życiem nagle przestało istnieć. Zostało na świecie 600 z 60 tys. białostockich Żydów. Społeczność żydowska w Białymstoku liczy dziś kilka-kilkanaście osób - dodawał.
- To ogromna tragedia, o której nie można przejść obojętnie. Dobrze, że uczczono tę 75. rocznicę, że jednak pamięta się o tym, nie zapomina. Dla nas, społeczności żydowskiej, jest to bardzo ważne - podkreśla przedstawicielka białostockich Żydów Lucy Lisowska.
Powspominać
Na uroczystość przyszli też zwykli białostoczanie. Danuta Dawdo, gdy palono synagogę, miała 10 lat. Pamięta jej gruzy. Jak mówi, przyszła pod pomnik, by powspominać.
- Pamiętam Żydów, pejsatych, ich dzieci, te zabawy, całe życie żydowskie widziałam - mówi białostoczanka.
Samej tragedii nie była świadkiem, ale nie ma wątpliwości:
- Rodzice na pewno o tym mówili, na pewno rozmawiali. Żydzi, Polacy czy Białorusini to przecież ci sami ludzie.
Obchody 75. rocznicy spalenia Wielkiej synagogi to także wystawa
Max Meir Mroz / Klimaty Jeruzalem,
Pokaz filmu Kiriat Białystok. Szkice do sagi białostoczan oraz
koncert Jidyszland - Karolina Cicha.