Respekt – tak, strach – nie. Legendy Kaukazu wcale nie takie groźne
2 razy z rzędu awansowali do fazy grupowej Ligi Europy, a ich baza treningowa składa się z 9 boisk. Oto FK Gabala - klub, z którym już w czwartek (13.07) zmierzy się Jagiellonia Białystok.
Fanpage FK Gabala
Na pierwszy rzut oka przepaść
Po rozlosowaniu par pierwszych rund eliminacji do Ligi Europy w Białymstoku nie kryto smutku. Los wicemistrzom Polski przydzielił bowiem Dinamo Batumi i FK Gabalę, a więc drużyny, które od stolicy Podlasia dzielą tysiące kilometrów, co oznaczało długie i kosztowne podróże. Na dodatek Azerowie to nie tylko klub z końca świata, ale także zespół, który przez ostatnie 2 lata zyskał w Europie sporą renomę. W sezonach 2015/2016 i 2016/2017 awansował bowiem do fazy grupowej Ligi Europy, co dla polskich ekip (oprócz Legii) jest w ostatnim czasie nieosiągalne.
Co ciekawe FK Gabala za każdym razem do piłkarskiego raju (tego nieco mniej renomowanego od Ligi Mistrzów) dostawała się przechodząc wszystkie rundy eliminacyjne. 2 lata temu musieli oni pokonać Dinamo Tbilisi, FK Čukarički, Apollon Limassol i BSC Young Boys, co dało nagrodę w postaci rywalizacji z taką potęgą jak Borussia Dortmund i solidnymi europejskimi markami typu FK Krasnodar i PAOK Saloniki.
Rok później sytuacja była podobna. Azerowie ponownie dostali się do fazy grupowej tworu zastępującego Puchar UEFA, z tym, że po drodze musieli ograć m.in. francuskie Lille. Dzięki temu mierzyli się później z Anderlechtem Bruksela, Saint-Etienne i FSV Mainz. Że niby w 12 grupowych meczach zdobyli tylko 2 punkty? Cóż z tego, skoro zgarnęli solidny zastrzyk gotówki, bezcenne doświadczenie, a także rankingowe punkty, które pozwalają zaczynać europejskie boje od dalszych rund eliminacyjnych.
Jeżeli do tego wszystkiego dodamy, że FK Gabala ma do swojej dyspozycji bazę treningową z 9 piłkarskimi boiskami (o czym trenerzy Jagiellonii mogą tylko pomarzyć), a zawodnicy reprezentujący klub zarabiają 2-3 razy więcej od graczy wicemistrzów Polski, to wyłania się obraz, który stawia Żółto-Czerwonych na straconej pozycji.
Na drugi rzut oka nie ma się czego obawiać
Jeżeli jednak przyjrzymy się Gabali i lidze azerskiej dokładniej, to tak różowo już nie jest i Jagiellonia w zbliżającym się dwumeczu wcale nie pozostaje bez szans. Ba, jest nawet faworytem, co zauważają również bukmacherzy, którzy większe - choć nieznacznie - szanse na awans dają właśnie podopiecznym Ireneusza Mamrota.
Co w takim razie sprawia, że to Jaga stawiana jest ponad Azerami? Przede wszystkim klubowa kadra. Choć Gabala 2 razy świetnie zaprezentowała się w Europie, a jej gracze zarabiają niezłe pieniądze (którymi Azerowie muszą kusić, aby ktokolwiek zechciał przyjść grać w tamtejszym klimacie), to jednak nie przekłada się to na siłę zespołu. Rywale Jagiellonii są bowiem wyceniani przez portal transfermarkt.de na 10,5 mln euro, a to o prawie 2,5 mln euro mniej niż szacowana wartość zespołu ze stolicy Podlasia. Dobra gra przeciwko zagranicznym rywalom nie spowodowała więc wzrostu wartości drużyny.
Ponadto mimo atrakcyjnych finansowo kontraktów (choć zdecydowanie niższych niż jeszcze kilka lat temu), Azerbejdżan wciąż nie jest na tyle ciekawym kierunkiem, aby dało się tam ściągać znanych i więcej niż solidnych piłkarzy. Stąd też Gabala musi się zadowolić takimi nabytkami jak Javi Hernández, który przyszedł z Górnika Łęczna czy też Steeven Joseph-Monrose przygarnięty z francuskiego drugoligowca Stade Brest. O tym, że u Legend Kaukazu (przydomek klubu) wcale nie ma aż tak ogromnych funduszy (a te, które są przeznaczane zostają na gigantyczne pensje) doskonale świadczy fakt, że w ciągu 3 ostatnich lat aktualny wicemistrz kraju dokonał tylko 3 transferów gotówkowych.
Największa gwiazda zespołu? Filip Ozobić - 2-krotny reprezentant Chorwacji, który odbił się od Spartaka Moskwa i Hajduka Split, a najlepszy okres gry miał w Slavenie Belupo Koprivnica. CV na kolana więc nie rzuca.
Gabala - miasto bez żadnych rozrywek
Gabala to niespełna 13-tysięczna miejscowość, w której miał okazję mieszkać Dawid Pietrzkiewicz, a więc polski bramkarz, który przez 5 lat reprezentował barwy najbliższego rywala Jagiellonii. Wspomniany golkiper zapewne nie zagra przeciwko Jadze, gdyż 30 czerwca skończył się mu kontrakt z obecnym pracodawcą, ale jak sam twierdzi chciałby już zmienić otoczenie, gdyż w tym, w którym przebywa aktualnie nie ma zbyt wielu rozrywek.
Gabala jest wprawdzie urokliwa, znajdują się tam góry czy wodospad, ale brakuje atrakcji rodem z XXI wieku. Próżno w tym mieście szukać bowiem restauracji czy też centrum handlowego. Problemy są także z transportem. Autobus raz jest, a raz go nie ma, natomiast widok krowy czy kozy na drodze to coś zupełnie naturalnego nie tylko w małych miasteczkach, ale też w większych metropoliach.
Zagrają w Baku
Pierwszy mecz pomiędzy Legendami Kaukazu a Jagiellonią stoczony zostanie w Baku na mogącej pomieścić 11 tys. widzów Bakcell Arenie, gdyż Gabala City Stadium, na którym wicemistrzowie Azerbejdżanu rozgrywają swoje ligowe mecze, nie spełnia wymogów UEFA. To dla Żółto-Czerwonych dobra wiadomość, ponieważ drugi z obiektów położony jest na bardzo górzystym terenie utrudniającym nieprzystosowanym osobom sprawne oddychanie.
Początek czwartkowej (13.07) rywalizacji zaplanowany jest na godz. 19.00. Choć Jagiellończycy muszą podejść do potyczki z Azerami z respektem i pełną koncentracją, to jednak nie mają się czego obawiać, a tym bardziej wstydzić. Mimo braku doświadczenia i sukcesów na arenie międzynarodowej, na papierze to wicemistrzowie Polski są mocniejsi.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl