Rekrutacja do szkół średnich. Miasto spodziewa się prawie 9 tys. chętnych
Miasto spodziewa się dwa razy większej liczby kandydatów do szkół średnich. Jest to efekt kumulacji roczników, do której doszło przez reformę edukacji.
Marcin Jakowiak/UM Białystok
Najbliższa rekrutacja do szkół średnich może być najtrudniejszą, przez jaką będą zmuszeni przejść uczniowie, rodzice, przedstawiciele szkół i samorządów. Wszystko przez kumulację roczników 2003 (ostatnich absolwentów gimnazjów) i 2004 (pierwszych absolwentów nowych klas ósmych szkoły podstawowej), którzy po zakończeniu obecnego roku szkolnego będą się starali o przyjęcie do liceów, techników i szkół branżowych, które zastąpiły zawodówki. Jest to efekt reformy edukacji przeprowadzonej przez obecny rząd, która przywróciła stary system edukacyjny 8 klas podstawówki i 4 lub 5 lat szkoły średniej.
Przedstawiciele władz Białegostoku przedstawili właśnie, jak wyglądają ich przewidywania oraz plany odnośnie procesu rekrutacji i działalności szkół w kolejnym roku szkolnym.
- Wielokrotnie mówiłem, że w moim przekonaniu ta reforma została wprowadzona w sposób mało przemyślany. Zabrakło dobrej woli ze strony tych, którzy takie rozwiązania wprowadzili, by przedstawić propozycję, które ułatwiłyby życie uczniom. Chociażby przez to, żeby rozpoczynać naukę w szkołach podstawowych o rok wcześniej, co pozwoliłoby zachować gimnazja i wprowadzić 4-letnie licea – mówi zastępca prezydenta Białegostoku Rafał Rudnicki, który jest odpowiedzialny za edukację.
Więcej kandydatów, więcej problemów
Trudno się dziwić szorstkiej ocenie sytuacji przez prezydenta Rudnickiego. Szacunkowe liczby przygotowane przez urząd pokazują, że skutki reformy w Białymstoku mogą być bardzo niekorzystne.
- W przyszłym roku, w związku z tym, że mamy podwójny rocznik – absolwentów klas 3 wygaszanych gimnazjów i absolwentów klas 8 szkół podstawowych – szacujemy, że w mieście będziemy mieli do czynienia z ok. 8,7 tys. kandydatów do szkół średnich – podaje podstawową daną zastępca prezydenta.
Porównując z poprzednim rokiem, w którym było niecałe 4,3 tys. kandydatów, łatwo policzyć, że jest to ponad dwukrotny wzrost. Nie było jednak możliwości, żeby liczba szkół się zwielokrotniła. W Białymstoku jest obecnie 15 liceów ogólnokształcących, 11 techników i 8 szkół branżowych (dawnych zawodówek). Miasto planuje otworzyć w nich łącznie ok. 300 oddziałów, a w zeszłym roku było ich zaledwie 148. Wszystko to generuje oczywiście szereg trudności.
- Głównym problem jest kwestia związana z czasem pracy szkół. Przy tak dużej liczbie uczniów w niektórych placówkach lekcje będą trwały nawet do godz. 19.00. Kolejny problem, z którym się stykam, to brak specjalistów – już w tej chwili brakuje nauczycieli matematyki, informatyki, chemii, fizyki i przedmiotów technicznych. Sytuacja na rynku jest bardzo trudna, żeby znaleźć wystarczającą ilość nauczycieli – wymienia Rafał Rudnicki.
Wojna o miejsca?
Trzeba przypomnieć, że zarówno rekrutacja, jak i sama edukacja klas, które przyjdą do szkół średnich w tym roku, będzie przebiegała dwutorowo – oddzielnie dla absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych. Teoretycznie więc w każdej szkole liczba dotychczasowych oddziałów powinna zostać zdublowana i do tego dąży miasto, ale nie jest to łatwe. Najbliższe miesiące mogą być jednak także traumatyczne dla samych uczniów, którzy mogą mieć większe problemy z dostaniem się do wymarzonej szkoły średniej.
- Paradoksalnie większe możliwości są w szkołach, które do tej pory cieszyły się mniejszą popularnością ze względu na to, że jest w nich więcej miejsca. Można tu jednak mówić o szansie dla tych szkół, ponieważ trafią tam uczniowie z bardzo dobrymi wynikami – mówi Ewa Mituła, dyrektor departamentu edukacji urzędu miejskiego.
Władze miasta spodziewają się też większych kosztów, chociaż trudno jeszcze określić, jak duże one będą. W ostatnich latach jednak trzeba było dokładać do subwencji oświatowej otrzymywanej z budżetu państwa, która nie była wystarczająca do pokrycia wszystkich kosztów związanych z potrzebami oświaty – 2 lata temu 223 mln zł, a w 2018 roku – 254 mln zł.
- Jeśli chodzi same koszty związane z przekształceniami, to liczymy je raczej w setkach tysięcy niż milionach złotych, bo szkoły na ten moment nie zadeklarowały większych potrzeb w zakresie prac remontowo-modernizacyjnych. Na budżet miasta będzie jednak rzutować kwestia dwukrotnie większej liczby godzin nauczycieli. Poza tym dochodzą kwestie związane ze strajkiem nauczycieli i podwyżkami dla nauczycieli. My oczywiście będziemy starali się pozyskać środki na płace z budżetu państwa, ale zobaczymy, jak to się zakończy, bo myślę, że tak naprawdę nikt nie wie, ile to będzie kosztowało budżet państwa i budżety gmin – mówi Rafał Rudnicki.
Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl