Reforma edukacji. Obraz po pierwszym naborze w białostockich podstawówkach
Zakończył się pierwszy etap rekrutacji do szkół podstawowych, który jest trochę wyznacznikiem tego, co czeka część z placówek po przekształceniu z gimnazjum w podstawówkę. Tragedii nie ma, ale do optymizmu daleko.
pixabay.com
Urząd miasta: Nie jest źle
Przedstawiciele magistratu, przedstawiając wyniki rekrutacji do klas IV i VII nowo utworzonych podstawówek, oceniali je dość pozytywnie. We wszystkich szkołach, które zostały przemianowane z gimnazjów, udało się utworzyć przynajmniej po jednym oddziale dla starszych uczniów. W rzeczywistości nie rozwiązuje to jednak problemów placówek, które nadal nie wiedzą, co zrobić z przedmiotowcami z chemii, fizyki, biologii itp., dla których może zabraknąć godzin po tym, jak za 2 lata ze szkół odejdą ostatnie roczniki gimnazjów.
Według przedstawicieli magistratu, zmiany w poziomie zatrudnienia będą na pewno, ale jakie - będzie wiadomo dopiero po 29 maja, czyli po zatwierdzeniu arkuszy organizacyjnych w szkołach. Nauczyciele będą musieli prawdopodobnie łączyć etaty w dwóch różnych szkołach.
- Będziemy szukali rozwiązań, które są najbardziej ekonomiczne także dla tych, którzy znajdą się jako nauczyciele w takiej sytuacji – mówi zastępca prezydenta Rafał Rudnicki.
Dyrektorzy: Mogłoby być lepiej
Dyrektorzy szkół raczej bez entuzjazmu podchodzą do wyników rekrutacji i trudno im się dziwić. Przykładowo w obecnym PG nr 9, które zostanie zmienione w SP nr 24, po tym roku ubędzie 7 oddziałów, a utworzonych zostanie tylko 5 (nie licząc klas I), a jest to jeden z najlepszych wyników.
- Ta rekrutacja na pewno nie pozwoli na zapewnienie godzin dla wszystkich nauczycieli, którzy tego potrzebują – mówi dyrektor PG 9 Alfred Komar. - Nasza szkoła w ogóle jest specyficzna, bo my mamy obecnie aż 20 oddziałów, czyli bardzo dużo, i znalezienie dla wszystkich nauczycieli pracy jest niemożliwe.
Jak zauważa dyrektor Komar, dużo będzie zależeć od rekrutacji w następnych latach, gdy odchodzić będą kolejne roczniki gimnazjów. Jednocześnie podnosi, że paradoksalnie szkoła nie może na razie przyjmować za dużo uczniów, żeby nie było trzeba wprowadzać dwuzmianowości.
Z kolei w PG nr 15, które z czasem stanie się SP 38, póki co bardziej martwią się brakiem klas sportowych. W następnym roku zostanie u nich otwarta zaledwie jedna klasa IV o profilu siatkarskim. Zabraknie natomiast klas z piłką nożna i koszykówką.
- W naszym wypadku ten rok nie będzie jeszcze taki straszny. Odeszło póki co trzech przedmiotowców do innych szkół, a trenerzy odpowiedzialni za klasy sportowe nie są objęci arkuszami zatrudnienia, tylko mają kontrakty na określony czas – mówi dyrektor szkoły Jacek Pronobis. - Problemy zaczną się dopiero w następnym roku, kiedy odejdą kolejne roczniki gimnazjów, ale może zmieni się do tego czasu oferta naszej szkoły i przyjdzie do nas więcej dzieci – dodaje optymistycznie.
Okres przejściowy
Na pewno szkoły, w których pojawią się klasy z dwujęzycznością lub o profilu sportowym, mają trochę lepszą sytuację niż te, gdzie takich klas nie będzie. Jest bowiem szansa, że przyciągną do siebie więcej dzieci spoza wyznaczonych obwodów. Najbliższe lata to okres przejściowy dla szkół, szczególnie tych, które właściwie powstają od nowa. To, czy przez reformę edukacji uda się im, a także zatrudnionym w nich nauczycielom, przejść bezboleśnie, ocenić będzie można dopiero w momencie, gdy zakończy się całkowicie proces transformacji.
Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl