Pustostany w Białostockim Teatrze Lalek to prapremiera. Jest to pierwsze profesjonalne przeniesienie książki Kotas na scenę teatralną.
Dorota Kotas jest bardzo gorącym nazwiskiem polskiej literatury. Debiutowała Pustostanami 3 lata temu. Potem wydała Cukry, kilka dni temu miała premierę jej trzecia książka Czerwony młoteczek.
- Po premierze Pustostanów zaczęła się pandemia, trochę nam pomysł się zdusił, ale dzięki temu jesteśmy pierwsi. Ci którzy znają książkę Doroty Kotas wiedzą, czego się spodziewać. Jest to absolutnie surrealistyczne, groteskowe obserwowanie otaczającej nas rzeczywistości. Bardzo komediowe, a jednocześnie podszyte nutą refleksji, więc to nie jest tylko pusty śmiech, a śmiech, który pozostawia w nas głębokie osady – mówił reżyser spektaklu Waldemar Wolański.
Pustostany to opowieść o naszym życiu, o codzienności.
- Ta codzienność jest ukazana w taki sposób, abyśmy się nieustająco uśmiechali, ale jednocześnie, aby w tle była pewna zaduma i liryka. Jest to półtorej godziny świetnej zabawy, ale zabawy podszytej namysłem – stwierdza Wolański.
Forma tego przedstawienia, jak twierdzi reżyser, jest szalenie trudna, bowiem jest to monodram, realizowany przez jedną aktorkę, znakomitą Łucję Grzeszczyk. Czy aktorce uda się utrzymać publiczność w napięciu przez półtorej godziny?
- Jest to mistrzostwo. Dużo łatwiej gospodaruje się napięciem widza, kiedy na scenie występuje dwóch, trzech, czterech czy dziesięciu aktorów. Jest to wyzwanie fizyczne i aktorskie. Ale jak widzowie zobaczą, w tym monodramie mamy prawdziwy koncert aktorski, ten przegląd emocji, którymi operuje Łucja jest bardzo duży. Możliwości i techniki teatralne także się różnorodne – zapewnia Waldemar Wolański.
- Czuję się jak triatlonistka, jestem zadowolona, że podołałam wyzwaniu i oczekiwaniom reżysera. Znaleźliśmy się w dyskutowaniu, dialogu na temat tego tekstu. Bardzo sprawnie nam to szło. Scenografia bardzo mi ułatwia budowanie światów i orientowaniu się w kolejnych tematach, w kolejnych opowieściach – mówi Łucja Grzeszczyk.
Główna bohaterka jest narratorką, stawiającą swoje przeżycia i refleksje na pierwszym planie, jest bardzo wrażliwa, emocjonalna.
- Ona przygląda się swojemu światu, to jest bardzo plastyczna opowieść, którą każdy może do swojej formy przełożyć i znaleźć się w tych historiach. To jest operowanie kliszami, które posiadam w swojej głowie, jest to wyzwanie z jednej strony, a z drugiej, kiedy znalazłam to, o czym chcę opowiadać, to czuję ogromną satysfakcję. Te historie mogę odnieść do swojego życia – podkreśla Łucja Grzeszczyk.
Za scenografię odpowiada Joanna Hrk. Scenografia jest dosyć charakterystyczna, tak samo groteskowa jak książka, trochę nawiązująca do komiksu.
- Chciałam zawrzeć w jednym elemencie bardzo złożonym, wszystkie światy, które opowiada Łucja. Jest to duże wyzwanie. Ta scenografia jest rozbudowana. Ja się dobrze bawiłam, projektując tę scenografię, był pomysł, aby była ona czarno-biała, prosta, rysowana – zaznacza Joanna Hrk.
Zaś muzykę stworzył Marcin Nagnajewicz. Muzyka jest oszczędna, jednak ma ona swoje bogactwo formy, instrumentalizacji. Nawiązuje do muzyki podwórkowej, od pewnej rubasznej wesołości, przechodzi do bardziej poruszającej ścieżki dźwiękowej.
- Staraliśmy się znaleźć muzyczny środek, przez który moglibyśmy ukazać różne światy, trochę świata współczesnego, trochę rodem z warszawskiego podwórka. Jest dużo cytatów z muzyki współczesnej, z muzyki okresu międzywojennego. Siegnęliśmy do Henryka Warsa, do pieśni ludu pracy. Myślę, że każdy widz wyjdzie ze spektaklu z lekkim uśmiechem – podsumowuje Marcin Nagnajewicz.
REPERTUAR Białostockiego Teatru Lalek - czerwiec