Protest rolników przedłużony. Ciągniki, kombajny, beczkowozy nadal na Mickiewicza
Rolnicy nie kończą protestu. Na razie jednak też go nie zaostrzają. Nadal czekają na spotkanie z ministrem rolnictwa. Uważają, że środowe deklaracje głównego konserwatora przyrody to niewiążące obiecanki.
ESD
Nie wierzą konserwatorowi przyrody
- Na razie czekamy. Do 11 września została przedłużona zgoda na protest - mówi przewodniczący protestujących rolników Paweł Rogucki.
Protestujący od tygodnia pod urzędem wojewódzkim rolnicy nadal tam stoją. Razem z nimi ciągniki, kombajny, beczkowozy. Zgromadzenia nie rozwiązano, bo desperatów nie zadowoliły środowe propozycje rozwiązań przedstawionych przez głównego konserwatora przyrody oraz wojewodę. Po spotkaniu, późnym popołudniem, wojewoda połączył delegację rolników z szefem resortu rolnictwa Markiem Sawickim. Minister zaprosił protestujących na środę lub czwartek na rozmowy do Warszawy.
Prawo może zmienić minister
Jak twierdzą protestujący, strona rządowa przerzuca winę na starostów lub wójtów (w piątek ma odbyć się spotkanie rolników z samorządowcami). Jednocześnie argumentują, że ani wojewoda, ani główny konserwator przyrody nie są władni by zmienić przepisy. Może to zrobić jedynie minister. Dlatego właśnie postanowili czekać na spotkanie z nim, a dotychczasowe obietnice traktują jak słowa rzucane na wiatr.
Rolnicy żądają rozwiązania problemu dzików, który doskwiera zwłaszcza Podlaskiemu. Z jednej strony zwierzęta te niszczą uprawy rolne, za co przyznawane są nieadekwatne do poniesionych strat odszkodowania (powinny wypłacać je koła łowieckie z danego terenu, ale często tego w ogóle nie robią, bo nie mają pieniędzy).
- Jest możliwość rozwiązania tego problemu - twierdzi polityk Krzysztof Tołwiński, który protest popiera z ramienia Federacji Gospodarstw Rodzinnych.
Uważa, że konieczna jest zmiana rozporządzenia, które mówi o zasadach szacowania szkód wyrządzonych przez dzikie zwierzęta.
- Należy je urzeczywistnić. Dziś koło łowieckie może wypłacić odszkodowanie w wysokości 20% wartości realnych szkód - mówi.
Oprócz tego potrzebna jest nowa ustawa o funduszu rekompensacyjnym. Wystarczyłoby 40 mln zł na cały kraj, a z tej puli państwo, a nie jak teraz myśliwi, wypłacałoby odszkodowania rolnikom. Tołwiński twierdzi, że te zmiany można przeprowadzić w ciągu kilku tygodni.
Rolnicy walczą nie tylko o odszkodowania. Chcą zmniejszenia populacji dzików. Zaproponowane w środę rozwiązanie - o 30% zwiększenie ich odstrzału - to, jak mówią rozrzedzenie, a nie depopulacja tych zwierząt. Podnoszą, że tak liczna populacja dzików przyczynia się do rozprzestrzeniania afrykańskiego pomoru świń. A na tym tracą nie tylko lokalni hodowcy, ale cały kraj, przede wszystkim z uwagi na embarga.
Będzie ostrzej?
- Namawiam na bardzo radykalne działania. Rząd w takich łagodnych protestach nigdy nie reaguje - sytuację komentuje Marian Zagórny, prezes Związku Zawodowego Rolników Solidarni.
Zagórny daje pomysły: wylanie gnojowicy, przyniesienie świniaka wojewodzie do gabinetu.
- Stanie tutaj? Szkoda męczyć ludzi - uważa Zagórny.
Paweł Rogucki deklaruje, że na razie w Białymstoku protest będzie przebiegał spokojnie, na zasadach jak do tej pory.
- Rolnicy z nami współpracują. Pomagamy im w ustawianiu sprzętu. Wszystko przebiega spokojnie - potwierdza jeden z policjantów nadzorujący zgromadzenie.
Jednocześnie protestujący mówią o strajku okupacyjnym w Warszawie.
Ewelina Sadowska-Dubicka
ewelina.s@bialystokonline.pl