Prawdziwa teatralna uczta. Kolacja na cztery ręce w Nie Teatrze
W sobotni wieczór (23.04) w Nie Teatrze odbyła się premiera spektaklu Na cztery ręce w reżyserii Piotra Dąbrowskiego. Na widzów czekało wiele niespodzianek, a najważniejsza z nich to świetne przedstawienie.
Materiały prasowe
Przekroczywszy próg Nie Teatru w sobotę (23.04) widzowie najpierw mogli zasmakować w pysznych daniach i lampce wina. Między zgromadzonymi przechadzał się lokaj, aktor – Sławomir Popławski przebrany w strój z epoki, który zachęcał do częstowania się, zagadywał, witał gości.
Gdy wybiła godzina spektaklu widownia zapełniła się po brzegi. Każdy i każda z nieskrywaną przyjemnością wyczekiwał rozpoczęcia.
Fryderyk Haendel i Jan Sebastian Bach. Dwaj mistrzowie muzyki. Żyli w tym samym czasie, jednak nigdy się nie spotkali... Aż do czasu, kiedy to Paul Barz napisał sztukę Kolacja na cztery ręce.
W Nie Teatrze mogliśmy być świadkami ich wspólnej kolacji. Oto widzimy Bacha, niedocenionego za życia kompozytora, żyjącego w biedzie, z żoną i gromadką dzieci, był on kantorem w kościele. A na drugim brzegu stołu zasiadł Haendel – znany i ubóstwiany muzyk, pędzący swe życie w Londynie, pośród blichtru, bogactwa i sławy. Dwa zupełnie odmienne bieguny. Czy znajdą porozumienie?
Historia świetnie odegrana przez aktorów: Mirosława Zbrojewicza jako Haendla, Piotra Dąbrowskiego jako Bacha oraz Sławomira Popławskiego jako lokaja – Jana Schmidta.
Spektakl można było odbierać wieloma zmysłami, ze sceny docierały zapachy prawdziwych potraw – panowie raczyli się ostrygami, ślimakami, karczochami. Ślinka leciała. Apetyt na dobrą sztukę został z pewnością zaspokojony.
Czy bogactwo zapewnia szczęście? Czy sława potrafi zapełnić pustkę i być lekiem na samotność? Czy skromne życie, pośród rodziny jest powodem do zazdrości? W sztuce mamy dwie kontrastujące ze sobą postaci. Dwie różne postawy wobec życia. Spektakl ukazuje, jak świat może być różny, a wartości i cnoty nie zawsze są jednoznaczne. Żaden z panów nie czuje się szczęśliwy. Paradoks? Przecież podobno najlepiej tam, gdzie nas nie ma. Czy obaj są geniuszami kompozycji? Czy Mesjasz Haendla to tylko głośne widowisko, a Pasja według św. Mateusza Bacha nadaje się tylko do grania w kościołach? Sztuka nie odpowiada jednoznacznie, kto jest partaczem, kto szczęśliwcem, kto wygrał, a kto przegrał. I to jest siła tej sztuki.
Niezwykły pojedynek na słowa i muzykę.
Anna Kulikowska
anna.kulikowska@bialystokonline.pl