Kultura i Rozrywka

Wróć

Poruszający monodram o Lidii Zamenhof w Teatrze Szkolnym [WYWIAD, KONKURS]

2022-04-18 12:53:33
Monodram Mi estas Lidia Pauli Czarneckiej to spektakl wyjątkowy. Sama treść i przesłanie są niezwykle aktualne, dotykające czułych strun. Monodram można zobaczyć w Teatrze Szkolnym im. Jana Wilkowskiego. Rozmawiamy z twórczynią przedstawienia - Paulą Czarnecką.
Materiały prasowe
- Skąd pomysł na sztukę? Jak to się zadziało, że ją stworzyłaś?

Paula Czarnecka: Pięć lat temu zrealizowałam spektakl Saluton al la kosmo wraz z Urszulą Chrzanowską, Rafałem Pietrzakiem i Jakubem Klimaszewskim o powstaniu w getcie białostockim, który prezentowany był w Uniwersyteckim Centrum Kultury. Stworzyliśmy alternatywną wizję rzeczywistości - co by było, gdyby nie było II wojny światowej, gdyby nie zabrała tylu istnień. Wśród znanych postaci nie mogło zabraknąć Ludwika Zamenhofa. Zgłębiając jego życie odkryłam Lidię – jego córkę, którą prężnie kontynuowała jego dzieło, jego ideę. Wówczas ją zagrałam. Przedstawiliśmy ją jako dojrzałą kobietę, która kandyduje na prezydenta ówczesnej Polski – bardzo pokrzepiająca wizja. Było w tym spektaklu wiele wątków, Lidia była wówczas jedną z wielu bohaterów, a mnie na tyle zainspirowała jej historia życia, że czułam, iż ten spektakl nie wyeksploatował jej do końca. I było mi jej żal. Czułam się tak, jakbym odkryła superbohaterkę, która ma korzenie w Białymstoku i moją misją jest od tej pory opowiedzenie o jej życiu bardziej wnikliwie. I tak chodziłam z tym tematem kilka i w końcu – udało się. Między innymi dzięki stypendium Twórcy Profesjonalni przyznanemu przez Prezydenta Miasta Białegostoku

- Jak powstawał scenariusz sztuki?

Zaprosiłam do współpracy Agatę Biziuk – Brajczewską – znaną i uznaną reżyserkę i dramatopisarkę, która zainteresowała się tematem. Dałam jej osobę Lidii, kilka materiałów źródłowych, których było niewiele, a Agata zanurzyła się w głębsze wykopaliska. Wykonała niesamowitą pracę – zważywszy na tak trudne do zdobycia materiały źródłowe i praktycznie stworzyła od zera pierwszy w Polsce dramat o córce Ludwika Zamenhofa. Osobiście jestem zachwycona tym scenariuszem.

- Czyli trudno było dotrzeć do jej historii?

No tak, trzeba było przewertować książki, artykuły, internet. Podstawą była książka Wendy Heller Lidia. Życie Lidii Zamenhof, ale nie była wystarczającym źródłem. Rozpoczęłam wówczas współpracę z Przemkiem Wierzbowskim (prezes Białostockiego Towarzystwa Esperantystów), który był ogromnym wsparciem merytorycznym podczas całego procesu. Pamiętam, że przy pierwszym spotkaniu wyglądał za zaintrygowanego tematem, ale przyznał, że faktycznie ilość materiałów o jej życiu jest znikoma. W samym Centrum Zamenhofa było niewiele informacji o Lidii. Dotarła do mnie (dzięki uprzejmości Katarzyny Lewończuk) wzmianka z książki Romana Dobrzyńskiego o pierwszym Kongresie Esperantystów w Brnie, gdzie Lidia była opisana jako urocza, śliczna dziewczynka, która była maskotką esperantystów. Ta maskotka dźwięczy w całym spektaklu.

- Jaka według Ciebie jest Lidia? Jaka była?

Na pewno była idealistką. Feministką. Cholernie odważną i inteligentną. Była prawnikiem z zawodu, tłumaczką (m.in. Quo vadis), nauczycielką, pierwszą polską bahaitką, pisała też swoje autorskie teksty literackie. Mam poczucie, że było w niej dużo ciepła. Dużo wiary. W ideę, w ludzi...Była w niej też jakaś poezja. Mam poczucie, że dużo działo się w jej głowie, duża kreatywność w myślach, w słowach. Gdyby dzisiaj żyła, byłaby dobrą przewodniczką.

- Poruszasz wiele wątków w tym monodramie. Pojawiają się prawa osób nieheteronormatywnych, migrantów. Dlaczego umieściłyście te wątki w sztuce?

Przede wszystkim dlatego, że opowiadam o kobiecie, która żyła przed II wojną światową, a sama jestem kobietą, która żyje w XXI wieku. Jestem zbliżona wiekiem do Lidii, która była najbardziej aktywna w swojej działalności, w swojej misji zjednoczenia. Zastanawiałam się, jak działałaby w obecnych czasach, bo byłaby aktywna na pewno. Zaraz potem przychodzi pytanie czy ja działam tak jak bym chciała, czy mam odwagę, by działać jak ona, na przekór tak nienawistnej atmosferze... Co łączy nasze czasy? Rozlewająca się nienawiść niestety - z tą różnicą, że w inne mniejszości jest wycelowana. Przejmuje panowanie w wielu miejscach, w państwach, miastach, okręgach, na ulicach, w domach. Brakuje nam liderów, bohaterów, za którymi moglibyśmy pójść – dlatego sami się nimi stajemy stając właśnie w obronie wyszydzanych i wykluczanych. Bardzo osobiście traktuję postać Lidii, ona mi przyświeca i inspiruje, niezależnie jak utopijna może wydawać się idea esperanta dzisiaj. Zawsze można zrobić więcej, by przynajmniej mieć poczucie, że próbuję, że staram się coś zrobić w kierunku ulepszania świata, chociażby tego wokół nas. Potrzebowałam powiedzieć ze sceny o sprawach, które mnie dotykają, na które nie mam zgody. Czy to wystarczające? Nie wiem, ale tyle mogłam, mogę zrobić.

- A jak rodziła się scenografia do tego monodramu?

Wyklarował się pomysł stworzenia współczesnej wystawy, która miała być punktem wyjścia do spektaklu. Wystawa zapomniana, schowana (jak sama Lidia i jej życie, działalność), która w końcu przemówi i ożyje. Lidia nie ma swojego pomnika – moje ciało, mój głos, moje działania miały dopiero go stworzyć. Aleksandra Starzyńska niesamowicie rozwinęła ten pomysł i stworzyła oniryczny, ale też mocny i współczesny świat Lidii. Np. zwiewne, przezroczyste ekrany kontrastują z ciężkimi kubikami, a cielisty kostium dopełniają współczesne buty i warkocze do ziemi. Często łatwiej przez metafory pogadać o sprawach trudnych, bolesnych. Zależało nam, żeby jak najbardziej współcześnie opowiedzieć tę historię. Ożywiamy ją, ale dzieje się to tu i teraz. W XXI wieku. Agnieszka Waszczeniuk uzupełnia świat materialny swoimi wizualizacjami. Są one łącznikiem świata realnego i nierealnego, czasów dawnych i dzisiejszych, Pauli i Lidii. Agnieszka stworzyła animacje, projekcje i nagrania, których nierealność i metafizyka pozwalają odbyć podróż pomiędzy czasami i światami. Na świat wizualny składa się również ruch sceniczny, który konsultowała Magdalena Dąbrowska (aktorka, tancerka, wokalistka, skrzypaczka) oraz charakteryzacja, którą również wykonała. Spektakl Mi estas Lidia nie powstałby gdyby nie wspaniały kobiecy team, który zasiliła również Aniela Andrejczyk – autorka trailera.

- Wydaje się, że demony przeszłości wciąż atakują, a Lidia przewraca się w grobie, patrząc na to, co się aktualnie dzieje...

Tak, premiera była w grudniu, wówczas mieliśmy do czynienia z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej, dziś doszła kolejna tragedia, wojna w Ukrainie. Trudno było wracać do tego spektaklu. Trudno było mi uwierzyć w tę ideę. Wróciły wątpliwości czy idea esperanto miała szansę naprawdę coś zmienić tak globalnie, czy to jednak utopia. Ale co ja mogę więcej zrobić, niż wyjść na scenę i pogadać o tym z widzem? Jest to rozdzierające.

- A jak się czujesz w tym monodramie?

Grałam go na razie dwa razy, poza premierą, a każde spotkanie z publicznością jest inne. Niesie ze sobą inną energię i natężenie emocjonalne. Co innego unosi się w powietrzu. Teraz przychodzi mi do głowy, że spektakl przynosi mi pewien rodzaj ulgi. Kończę spektakl i mam takie odczucie, że opowiedziałam tę historię, że widz zrobi z nią co chcę, ale ja spełniłam swoją misję, przekazałam historię dalej, ona się opowiedziała, zakończyła, widzowie wysłuchali, przeżyli bardziej bądź mniej, ale byliśmy w tym i co dalej każdy z tym zrobi, to już jego sprawa. Jest ulga i wzruszenie na koniec.

- Jakie jest motto tego monodramu według Ciebie?

Ostatnie słowa spektaklu. Pytam Lidię, czy czegoś żałuje, na co odpowiada, że z tego wszystkiego żałuje tylko tego, że nie udało mi się zrobić więcej.

Można wygrać zaproszenia na spektakl: KONKURS

TERMINY MONODRAMU

Czytaj także: Piękny i oniryczny monodram Mi estas Lidia
Anna Kulikowska
anna.kulikowska@bialystokonline.pl