Ostatni felczer w Polsce pracuje na Podlasiu
Pracujący m.in. w Brańsku na Podlasiu, Stefan Torczyński ma 83 lata i jest... najmłodszym czynnym polskim felczerem. Najmłodszym, bo jedynym. To wymierający zawód, z którego część osób zrezygnowało. Czym zajmuje się felczer?
Jarosław Bańkowski
Kim jest felczer?
Bycie felczerem uprawnia do świadczenia pomocy medycznej chorym. Kwalifikacje felczera są niższe niż lekarza, choć do dzisiaj ostatni przedstawiciele tego zawodu mogą wykonywać zdecydowaną większość obowiązków lekarskich. Szczególnie można to zauważyć w dziedzinie medycyny rodzinnej. Zgodnie z ustawą z 1950 roku, określającą obowiązki felczera, owe ograniczenia dotyczyły głównie mniejszych zabiegów chirurgicznych.
Powojenne potrzeby
O niższych kwalifikacjach mówi się dlatego, że felczerzy nie kończyli studiów medycznych, a jedynie szkołę średnią. Taką było liceum felczerskie w Łodzi, które zamknięto w 1958 roku. Stefan Torczyński był jednym z jego ostatnich absolwentów. Koledzy z roku 83-latka albo nie żyją albo nie pracują w pierwszej wybranej przez siebie profesji m.in. z powodu późniejszego ukończenia medycyny, czyli zostania pełnoprawnym lekarzem lub przejścia na emeryturę. Warto jednak zauważyć, że główny bohater naszego tekstu posiada jednak wykształcenie wyższe, ponieważ w międzyczasie skończył studia z fizyki. Jak sam mówi, wiedza z tego przedmiotu poszerzyła jego horyzonty.
Zapotrzebowanie na usługi felczerskie pojawiło się w Polsce po II wojnie światowej. Było to spowodowane śmiercią lub emigracją wielu lekarzy w poprzednich latach. Szybsza droga uzyskania dyplomu felczerskiego miała zachęcić wiele osób. Jednak chętnych nie pojawiło się dostatecznie wielu, by zawód ten można było uznać za perspektywiczny, stąd też – jak już wspomnieliśmy – pod koniec lat 50. w naszym kraju zaniechano dalszego kształcenia medyków tą ścieżką. Z pewnością swoje zrobiła także niska pensja felczera, która przez wiele lat utrzymywała się praktycznie na poziomie tzw. minimum socjalnego.
Stefan Torczyński pochodzi z Wielkopolski. Na Podlasie został oddelegowany w wieku 18 lat, z dwoma swoimi kolegami, ale ci bardzo szybko zrezygnowali z pracy, ponieważ błyskawicznie zniechęciły ich niekorzystne warunki pracy i życia panujące wówczas na terenie ściany wschodniej. Pan Stefan w przeszłości myślał nawet o zostaniu księdzem, ale skoro ostatecznie zamiast czarnej sutanny wybrał biały kitel, to postanowił swoje młodzieńcze ideały wcielać w życie nieco inaczej - lecząc u bliźnich bardziej ciało niż duszę.
Do pacjentów przez zaspy
Dokładnym miejscem pracy Stefana Torczyńskiego był teren gminy Brańsk, a główną siedzibą Holonki. Widok biednych wówczas podlaskich wsi, które były wtedy pozbawione prądu, przywoływały u Torczyńskiego wspomnienia, którymi dzielili się jego starsi koledzy, leczący ludzi jeszcze w poprzednim wieku. Kilkadziesiąt lat później wciąż brakowało leków, a sterylizacja nie tylko narzędzi, ale nawet zwykłych strzykawek (ich też brakowało) stanowiła ogromny problem. Problem z którym dzięki niezwykłej determinacji znakomicie sobie poradził.
Trudno było także o odpowiednią komunikację. Drogi były w opłakanym stanie, a dostępność telefonów przez wiele dekad pozostawała znikoma, dlatego na porządku dziennym były nocne wizyty woźniców, którzy konno przywozili mu pacjentów. Takie sytuacje można dostrzec choćby w filmie dokumentalnym „Sposób życia” (1987), w którym Stefan Torczyński kroczy z lekarską teczką po pokaźnych zaspach śnieżnych. Tytuł owego filmu jest zresztą bardzo trafny także w 2023 roku, ponieważ nawet po 36 latach od wizyty dokumentalistów, 83-letni felczer nie wyobraża sobie pójścia na emeryturę. Ba! Przed 3 laty postanowił nawet założyć ośrodek „Ostoja” w Łubinie Kościelnym, w którym kilkudziesięciu pensjonariuszy - także dzięki wizytom w gabinecie felczera - podreperowuje swoje zdrowie, najczęściej po wyjściu ze szpitala. W tym dziele wspiera go również syn Jacław, który dodatkowo pomaga kolejnym pokoleniom mieszkańców gminy Brańsk w zdobywaniu wiedzy - jest nauczycielem.
Gmina docenia felczera
W swojej gminie – której mieszkańcy nazywają go panem doktorem – Stefan Torczyński jest żywą legendą i cieszy się powszechnym szacunkiem, o czym świadczyć może obdarzenie go w imieniu tutejszej społeczności, w sierpniu 2020 roku, tytułem Honorowego Obywatela Miasta Brańsk. Informacja o takich planach wzbudziła duży entuzjazm obywateli gminy, natomiast radni przyjęli wniosek przez aklamację oraz przy gromkich brawach.
- Poprzez wieloletnią służbę drugiemu człowiekowi pan Stefan Torczyński w pełni zasługuje na tytuł Honorowego Obywatela Gminy Brańsk. To wyróżnienie jest swoistego rodzaju podziękowaniem za to wszystko, czego dokonał na rzecz mieszkańców Ziemi Brańskiej, dbając o ich zdrowie – można przeczytać w uzasadnieniu decyzji.
Na przestrzeni lat, felczer pracował lub pracuje także w: w Widźgowie, mieście Brańsk oraz w położonych na terenie gminy Bielsk Podlaski: Chrabołach i wspomnianym już Łubinie Kościelnym.
Więcej felczerów nie będzie
W tym samym miesiącu, w którym odbyła się uroczysta sesja rady gminy Brańsk, weszła w życie nowelizacja ustawy dotyczącej zawodu lekarza oraz podobnych profesji. Informuje ona, że oficjalnie nie przewiduje się już możliwości nadawania prawa wykonywania zawodu felczera nowym adeptom. W związku z tym, osoba z dyplomem felczera uzyskanym poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej, nie może starać się o prawo wykonywania zawodu felczera w Polsce.
Brański felczer jest więc ostatnim przedstawicielem tego zawodu wśród rodowitych Polaków.
Pomimo, że Torczyński nigdy pełnoprawnym lekarzem nie został, trudno mu jednak odmówić niesamowitego doświadczenia, którego świeżo upieczeni absolwenci medycyny mogą mu tylko pozazdrościć. Oby młodym lekarzom nigdy nie brakowało poświęcenia i zamiłowania do wykonywanej pracy, jakie od aż 65 lat towarzyszą „podlaskiemu doktorowi Judymowi”.
Kamil Pietraszko
24@bialystokonline.pl