Świadek opowiada o bojowniku
W sądzie okręgowym w Białymstoku trwa proces Czeczenów, którym prokuratura zarzuca wspieranie tzw. Państwa Islamskiego (ISIS). Oskarżeni mieli m.in. zorganizować terroryście pobyt w Polsce i ułatwić mu wyjazd.
Cały czas w sprawie przesłuchiwani są świadkowie. W poniedziałek (23.01) zeznawała Czeczenka, była pracownica łomżyńskiej fundacji, która, jako mentorka, pomagała uchodźcom m.in. w kontaktach z urzędami. Mówiła, że mężczyznę z raną postrzałową spotkała w Fundacji Ocalenie w 2014 r.
- Zajmowałam się nim jako uchodźcą, powiedział mi, że musi zrobić zabieg, bo został postrzelony. Jeździłam z nim do szpitali w Łomży i Białymstoku, kiedy miał atak bólu wzywałam do niego karetkę. Poznałam jego żonę i dzieci, pomagałam im w znalezieniu mieszkania i w różnych innych sprawach. Jestem pewna, że kiedy przyjechał do Łomży, to nie znał nikogo z mieszkających w Łomży Czeczenów – wyjaśniała przed sądem.
Kobieta ujawniła, że bojownik, o którym mowa, noszący pseudonim Abdul, został złapany na granicy polsko-niemieckiej. Następnie trafił do ośrodka dla cudzoziemców, który znajduje się w Czerwonym Borze (powiat zambrowski) i wyjaśnił jej, że został postrzelony w Czeczeni podczas walk z rosyjskimi wojskami. Jednak świadek zeznała także, że od żony Abdula wie o tym, że do postrzału miało dojść nie w Czeczeni, a w Syrii.
- Znalazłam mu mieszkanie w Łomży, potem przyjechała jego żona i dzieci. Mógł opuścić ośrodek, bo złożył wniosek o status uchodźcy. Abdul był osobą religijną i uważaną za bohatera. Obowiązkiem każdego Czeczena jest pomaganie takiemu człowiekowi. Jednak Taus (jeden z oskarżonych – przyp. red.) nie był zadowolony z tego, że musi pomagać Abdulowi – kontynuowała zeznania Czeczenka.
Z relacji kobiety wynika, że Abdul po jakimś czasie miał wyjechać do Turcji i zakończył w Polsce procedurę uchodźczą. Potem wyjechała jego żona z dziećmi z tym, że do Finlandii, bo tam miała status uchodźcy.
Świadek zapytana przez sędziego, dlaczego Abdul nie pojechał do tego samego państwa, do którego udała się jego żona, odpowiedziała, że on zawsze był z czegoś niezadowolony, nie podobały mu się warunki mieszkaniowe. Wszyscy mieliśmy go dość. Bardzo często do mnie dzwonił, prosił o coś - przyznała kobieta.
- Czuję swoją winę, że nie obroniłam moich rodaków - uchodźców, którzy mieszkali bardzo długo w Łomży - dodała Czeczenka. Sąd natomiast dopytywał, co ma na myśli. Z kontekstu jej wypowiedzi wynikało, że chodzi o to, że Czeczeni z Łomży wdali się w niebezpieczne kontakty i dlatego siedzą teraz na ławie oskarżonych, a wszystko przez to, że zabrakło szybkiej reakcji ze strony kobiety.
- Powinnam była mu (rannemu mężczyźnie - przyp. red.) powiedzieć, żeby szybko wyjechał - mówiła w zeznaniach składanych w śledztwie w prokuraturze.
Wątek finansowy
Świadek zapytana o pieniądze, które miały wpływać na jej konto i być przekazywane oskarżonym, odpowiedziała dwa razy, przedstawiając dwie różne wersje wydarzeń: najpierw na moje konto nie wpływały żadne pieniądze dla Tausa, potem dla Tausa miały być pieniądze od siostry z Austrii.
- Na moje konto spływały pieniądze dla jakichś uchodźców, były przesyłane przez znajomych, rodziny jako pomoc finansowa. W moim przekonaniu oskarżeni nic na rzecz terrorystów nie zrobili. W Łomży na temat Państwa Islamskiego nikt nic nie wiedział, oni nie dawali pieniędzy, bo wszyscy żyją z zasiłków - tak mówiła przed sądem.
Po jej zeznaniach sąd uwzględnił wniosek adwokatów i obejrzał 3 nagrania wideo, które mają być dowodem na to, że zbiórka pieniędzy była prowadzona, ale na aparat słuchowy dla osoby poszkodowanej w Czeczeni. Nagrania były odtwarzane z wyłączeniem jawności ze względu na ochronę interesu prywatnego Czeczenów związanych ze sprawą, znajdujących się na terenie Federacji Rosyjskiej.
Przypomnijmy, że czterej obywatele Rosji, deklarujący narodowość czeczeńską, oskarżeni są o to, że od maja do października 2014 r. w Białymstoku, Łomży, Warszawie i innych miejscach w Polsce, a także w Turcji rekrutowali bojowników na tzw. dżihad oraz zajmowali się organizowaniem i kupowaniem sprzętu paramilitarnego. Do aktów terrorystycznych miało dochodzić na terytorium Syrii i Iraku, tam też trafiał kupowany sprzęt.
Ponadto, jako zorganizowana grupa przestępcza, brali oni udział w gromadzeniu i przekazywaniu wartości dewizowych (zagranicznych środków płatniczych w łącznej kwocie 8 950 euro) po to, by wesprzeć nimi terrorystów z ISIS działających na terenie Syryjskiej Republiki Arabskiej i Republiki Iraku.
Zarówno w śledztwie, jak i przed sądem oskarżeni nie przyznali się do winy. Wszyscy podkreślali, że nie mają nic wspólnego z tzw. Państwem Islamskim i zbieraniem pieniędzy na jego rzecz.
Bez tłumaczeń nie będzie wyroku
Po raz kolejny sąd zbierze się w tej sprawie 23 lutego. Wówczas jako świadek przesłuchany będzie funkcjonariusz ABW. Ponadto sąd nadal czeka na tłumaczenie, z czeczeńskiego i rosyjskiego na język polski, rozmów oskarżonych, nagranych w ramach tzw. kontroli operacyjnej przez ABW.
Na pierwszej rozprawie zabiegali o to obrońcy. W ocenie ich klientów dotychczasowe tłumaczenia nie są dokładne ze względu na to, że według nich stanowią streszczenie tych podsłuchów. Ogólny czas na przedłożenie wspomnianych dokumentów to 90 dni. Ponadto w poniedziałek sąd zdecydował, że oskarżeni pozostaną w areszcie tymczasowym do 10 maja.
Zobacz też:
Przed sądem stanęli Czeczeni, którzy zbierali w Białymstoku pieniądze dla terrorystów,
Proces oskarżonych o wspieranie ISIS. Czeczenka mówiła o bojowniku