Kultura i Rozrywka

Wróć

Okrutne i nieprawdopodobne. W Białymstoku wydano wspomnienia Mishki Zilbersteina

2011-08-17 00:00:00
11-, 12-, 13-letni chłopiec. Tak naprawdę nie wiadomo. Żyd. W czasie II wojny światowej przez ponad trzy lata ukrywał się w lasach Białostocczyzny i Grodzieńszczyzny. Kilka razy cudem uszedł z życiem. Pochodził z Białegostoku. Jego wspomnienia można porównać do tak nieprawdopodobnych jak te Salomona Perela, na których podstawie Agnieszka Holland nakręciła głośną Europę, Europę. Właśnie wydano je w Białymstoku.
Ewelina Sadowska-Dubicka
Chaim le-lo zikaron czyli Życie bez pamięci. W 68. rocznicę wybuchu powstania w getcie białostockim w Ratuszu odbyła się promocja wydanych w języku polskim przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Białostoczan wspomnień Mishki Zilbersteina.

- Książka ta dotyczy tragedii, śmierci i zabijania, ale tak naprawdę jest o życiu - mówiła podczas spotkania zaangażowana w polskie wydanie książki prof. Teresa Zaniewska.

Z Białegostoku

Mieszkałem w odległej od śródmieścia dzielnicy zwanej Chanajkes. Zapamiętałem stamtąd jedynie skrzyżowanie dwóch ulic. Jedną z nich była ulica Brukowa, nazwy drugiej nie pamiętam. U zbiegu tych ulic stała synagoga.

Mishka Zilberstein wychował się w Białymstoku. W 1941 r., jak wszyscy Żydzi z miasta, zmuszony był przenieść się do getta utworzonego przez hitlerowców na terenie pomiędzy dzisiejszymi ulicami Sienkiewicza, Lipową i Poleską. Nieraz przedostawał się przez jego ogrodzenie, by szmuglować z polskiej strony wygłodniałej rodzinie żywność. Aż któregoś razu zobaczył to Niemiec i policjant z Judenratu. Skatowali chłopca, myśleli, że na śmierć, i pozostawili go przy ogrodzeniu.

W jednej chwili podjąłem decyzję: muszę uciekać. Nie zaszedłem nawet do domu.

W lasach

Około 11-letnie dziecko wydostało się z getta i biegło na wschód. Schroniło się w lasach. Zupełnie nie wiedziało gdzie przebywa.

Szedłem tylko na wyczucie.

Chłopiec błąkał się po puszczy latem i zimą. Budował sobie szałasy, kopał doły, w które łapał dzikie zwierzęta i jadł je na surowo. Latem miał grzyby, leśne owoce. Zimą żywił się śniegiem, korą, szyszkami, liśćmi. Gdy nadchodziła zima i sytuacja stawała się beznadziejna szedł do chałup, kradł garść pszenicy, to jakieś żarcie dla zwierząt. Czasem przespał się w stodole. Czasem też pukał do drzwi.

Z reguły zwracałem się do starszych gospodyń (babuszek), w nadziei, że gdy zobaczą chłopca takiego jak ja, ulitują się nad nim. Opowiadałem im, że zostałem sam po tym, jak Niemcy zaatakowali moją rodzinną wioskę, zabili rodziców i splądrowali wszystko, co było w domu. Nidy nie powiedziałem, że jestem żydowskim dzieckiem.

Zdarzało mu się przez tydzień, dwa popracować u jakiegoś białoruskiego chłopa. Dostawał wówczas jedzenie, ubranie. Około miesiąca służył nawet u pół-Niemca, współpracownika hitlerowców, z którego domu ledwo uszedł z życiem. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

- Nie wiem jak to się stało - mówi dziś o swoim losie Mishka Zilberstein. Wciąż się dziwi jak udało mu się przeżyć. Jako małemu chłopcu, w lasach, przez trzy i pół roku...

Był brudny, wychudzony. Trafił na Armię Czerwoną wypierającą Niemców. Jeden z żołnierzy nazwał go Miszka, bo mały zapomniał jak się nazywa. Pamiętał jednak, że jest z Białegostoku. Po wojnie wrócił tu na trochę, ale nie spotkał nikogo z rodziny czy znajomych (których z resztą nieludzka egzystencja i tak wyparła z pamięci). Potem wyjechał do Izraela. Tam poznał ukochaną Adinę. Nie opowiadał o swoich losach.

Wspomnienia powróciły

Dopiero w 1999 r. nawiązał kontakt z kimś z Białegostoku. Rok później przyjechał do Polski. Zaczął opowiadać. Napisał książkę, po hebrajsku. Teraz przetłumaczono ją na język polski.

- Białostoczanie... chciałbym, żeby wiedzieli co zostało we mnie - mówił na spotkaniu Zilberstein.

Wspomnienia Życie bez pamięci czyta się jednym tchem. Nie pozwalająca być obojętnym opowieść, wręcz nieprawdopodobna, mówi nie tylko o barbarzyństwie II wojny światowej, ale też o układaniu swojego życiorysu, poszukiwaniu tożsamości, odkrywaniu wspomnień i to nie tylko tych bolesnych. Bo przecież ta książka właściwie jest o cudzie, który blisko 70 lat temu był udziałem kilkunastoletniego mieszkańca naszego miasta. To także książka o miłości do żony i o Białymstoku.

- To co napisał Miszka przeraża, porusza i zmusza do myślenia - mówi Teresa Zaniewska.


/W artykule wykorzystano fragmenty wspomnień Mishki Zilbersteina Życie bez pamięci w tłumaczeniu Ewy Wroczyńskiej, Białystok 2011./
Ewelina Sadowska
ewelina.s@bialystokonline.pl