Okrutna historia utkana kolorami. Wystawa w CLZ
Wstrząsające, niby wielokolorowe, radosne, a kryjące w sobie obrazy okrucieństwa II wojny światowej. Prace Esther Nisenthal Krinitz można oglądać w Białostockim Ośrodku Kultury/Centrum im. L. Zamenhofa.
Anna Kulikowska
Esther Nisenthal Krinitz jako jedna z nielicznych mieszkańców swojej wsi w Polsce - Mniszka, przeżyła Holokaust. We wrześniu 1939 r., czyli w momencie wkroczenia Niemców, miała 12 lat. Esther była świadkiem terroru i zmuszania miejscowych Żydów do niewolniczej pracy. W 1942 r. Żydzi otrzymali nakaz stawienia się na stacji kolejowej. Jednak Esther wraz z siostrą Manią uciekły i poszukały schronienia u polskiego gospodarza. Ten jednak po kilku dniach powiedział, że nie może ich dłużej ukrywać. Esther wraz z siostrą zaczęły podawać się za Polki. Po wyzwoleniu w lipcu 1944 r. Grabówki (miejscowość, w której zatrzymały się dziewczyny) przez wojsko radzieckie, Esther przyłączyła się do Ludowego Wojska Polskiego pod dowództwem Armii Czerwonej. Po wojnie Eshter wróciła do Grabówki po Manię, później wyjechały do Niemiec, tam Eshter poznała swojego przyszłego męża, za którym pojechała do Belgii. Następnie udało im się uzyskać zgodę na imigrację do Stanów Zjednoczonych.
Esther początkowo niechętnie opowiadała swoje wojenne losy, robiła to tylko wśród swojej rodziny. Jednak w latach 70. zaczęła przelewać swoje traumy na tkaninę. Była krawcową, więc ten materiał był jej najbliższy. Powstały patchworki, kolorowe, wydawałoby się dziecięce, jakby w stylu sztuki naiwnej, jednak poznając opis danej pracy, odkrywa się inny wymiar obrazu.
O tę wystawę Białostocki Ośrodek Kultury zabiegał od pewnego czasu. W Polsce była ona pokazana tylko jeden raz, 10 lat temu w Krakowie.
- Ta osoba, jej historia zaciekawiła nas bardzo, ponieważ wyrzucenie z siebie traumy nastoletniej dziewczynki, która przez kilkadziesiąt lat nie powracała do tematu, opowiadała to tylko swoim dzieciom, a zilustrowała to w niecodzienny sposób. Ona wizualnie w pierwszym momencie nie kojarzy się z Holokaustem, jest pozytywna, kolorowa, wyszywana. A jednocześnie zbiega się to z tym, że to jest takie dziecięce odzwierciedlenie tamtego czasu. Dopiero po przyjrzeniu się obrazom i przeczytaniu opisów, pokazuje się, jak bolesna to była trauma dla nastoletniego dziecka. I ile zostawiła wewnętrznego bólu. Dla nas jest to przestroga, że nie wszystko, co jest na pierwszy rzut oka pozytywne - takie jest. Więc warto przypominać ludziom, co może nas spotkać w przypadku nietolerancji, zagłady, a dzisiaj czasy mamy niespokojne, więc tym bardziej wystawa wydaje nam się bardzo na czasie - mówiła Grażyna Dworakowska, dyrektor Białostockiego Ośrodka Kultury.
Kontrast między tematem a sposobem jego wyrażania jest wstrząsający. Wyszywane obrazy są niezwykłym świadectwem przeżyć młodej osoby.
Wystawę można oglądać w Białostockim Ośrodku Kultury/Centrum im. L. Zamenhofa do 24 kwietnia.
Anna Kulikowska
anna.kulikowska@bialystokonline.pl