Sport

Wróć

Oko w oko. Marek Citko: Myślałem, że wrócę na boisko i będzie tak, jak dawniej [WYWIAD]

2013-08-21 00:00:00
Marek Citko – była gwiazda Widzewa Łódź i reprezentacji Polski. Pochodzący z Białegostoku piłkarz w latach 1996/97 był idolem młodzieży w Polsce. Wtedy mówił o nim cały kraj. Markiem Citko interesowały się czołowe kluby z lig zachodnich. Jego plakaty były w większości rodzimych gazet i czasopism. Świetnie zapowiadającą się karierę przerwała 17 maja 1997 roku kontuzja ścięgna Achillesa.
legia.net
Ucieknijmy do lat dziecięcych. W 1992 roku udało się wywalczyć mistrzostwo Polski juniorów starszych z Jagiellonią Białystok. W tamtym składzie byli piłkarze, którzy później stanowili o sile wielu zespołów, a nawet reprezentacji Polski - Tomasz Frankowski, Daniel Bogusz, Jacek Chańko czy Mariusz Piekarski. Jak wspominasz tamte czasy i dzieciństwo w Białymstoku?

Dzieciństwo, to był naprawdę piękny czas. Chciałoby się znów uciec w tamte lata. Głównym punktem każdego dnia była piłka nożna. Jeździliśmy na obozy i turnieje. Czas mijał beztrosko. Dodatkowo zdobyliśmy mistrzostwo Polski juniorów starszych. Nie przypuszczałem wtedy, że tylu moich kolegów zrobi niezłe kariery w futbolu.

Mecz Anglia - Polska na Wembley w 1996 roku. Henryk Bałuszyński z prawej strony boiska dośrodkowuje w pole karne. Krzysztof Warzycha przepuszcza piłkę, która wpada wprost pod Twoje nogi i jesteś w sytuacji sam na sam z Davidem Seamanem…

To wspaniały początek tego meczu. Pokonałem golkipera Anglii, ale ta bramka nic nam wtedy nie dała, bo przegraliśmy 1:2. Strzeliłem kilka ładnych goli w swoim życiu. Niestety, były to często bramki, które nic nie wniosły do klubowego czy reprezentacyjnego futbolu. Często ludzie poznają mnie i zaczepiają na ulicy. Wspominają jak pokonałem w meczu Ligi Mistrzów Jose Molinę z 40 metrów. To jest miłe, ale trzeba pamiętać, że Widzew Łódź przegrał wtedy z Atletico Madryt 1:4. Z faktami ciężko dyskutować.

Rzeczywiście była szansa, żeby przejść do Blackburn Rovers czy FC Liverpool? Anglicy kontaktowali się z Widzewem Łódź? Były oferty z innych czołowych klubów Europy?

Oferty były z Blackburn Rovers, FC Liverpool, Arsenalu Londyn, Bayeru Leverkusen, Interu Mediolan i AC Milan. Najkonkretniejszy był Blackburn Rovers, który oferował za mnie Widzewowi Łódź duże pieniądze. Jednak mi się nie paliło do wyjazdu do tego klubu, ponieważ nie odpowiadał mi styl gry tej drużyny. Ja chciałem się rozwijać. Bardziej interesował mnie FC Liverpool, który w tamtym okresie preferował ofensywny futbol.

Był czas, że Polskę ogarnęła tak zwana citkomania. Byłeś wtedy najbardziej rozpoznawalną postacią w kraju. Wielu chłopaków marzących o karierze piłkarza miało Twój plakat w pokoju, setki kobiet się w Tobie kochało. Byłeś po prostu idolem młodzieży.

Ten fakt dotarł do mnie po latach. Wtedy nie sądziłem, że byłem taki popularny. Co prawda - telefony się urywały. Dziennikarze dzwonili prosząc o wywiad. Dzięki temu, że co chwilę był jakiś trening, mecz albo zgrupowanie, można było się odciąć jakoś od tego całego szału.

Karierę przerwała na 16 miesięcy kontuzja ścięgna Achillesa, której doznałeś w meczu z Górnikiem Zabrze 17 maja 1997. Po rehabilitacji nie udało się powrócić do dawnej formy.

Powiedzmy sobie szczerze - moja kariera nawet nie trwała pięć minut, tylko zaledwie dwie minuty. Dziś wiem, że w leczeniu popełniono kardynalne błędy. Gdyby nie to, że w porę zorientowałem się, że lekarz, który się mną opiekował, nie jest najlepszy, to dziś pewnie w ogóle nie mógłbym chodzić. Wtedy tak nie myślałem. Cały czas byłem nastawiony na to, że wrócę i będzie tak, jak dawniej.

Grałeś w Hapoelu Beer Szewa. Jak wyglądało życie na co dzień w Izraelu?

Szczerze, to nie odczuwałem żadnego konfliktu Izraela z Palestyną. Fakt - jest w tym kraju kilka miejsc zapalnych, które należy omijać. W moim przypadku życie polegało na treningach i grze w klubie. W wolnym czasie bywałem w galeriach handlowych, restauracjach czy na basenie. W moim odczuciu media wyolbrzymiają ten konflikt. Nie jest tam tak strasznie, jak to pokazuje telewizja.

Wiesz, co dziś się dzieje z Włókniarzem Białystok, w którym rozpoczynałeś swoją piłkarską przygodę?

Widziałem, że na boisku, na którym kiedyś stawiałem pierwsze kroki w futbolu stoją obecnie bloki. Klub tuła się po niższych ligach i jest to smutne.

Dziękuję za miłą rozmowę i fakt, że miałem okazję pogadać z moim idolem z dzieciństwa.

Ja również dziękuję. Miło, że wciąż trwam w pamięci wielu osób. Pozdrawiam wszystkich mieszkańców Białegostoku, sympatyków piłki nożnej i swoich rodziców.
Cezary Maksimczuk
cezary.m@bialystokonline.pl