Sport

Wróć

Oko w oko. Jacek Bayer - jego bramki oklaskiwały tysiące fanów [WYWIAD]

2013-02-20 00:00:00
Naszym rozmówcą jest Jacek Bayer – były napastnik Jagiellonii Białystok. Bayer zaliczył jeden występ w reprezentacji Polski. 12 kwietnia 1987 roku piłkarz wystąpił z orzełkiem na piersi w meczu eliminacji do Mistrzostw Europy przeciwko reprezentacji Cypru.
sportowepodlasie.pl
Piłkarz zagrał 45 minut i było to jego jedyne spotkanie w seniorskiej kadrze Polski. Jednak snajper białostockiego klubu przeszedł tym występem do historii, ponieważ był pierwszym zawodnikiem Jagi, który zagrał w biało-czerwonych barwach, reprezentując klub ze stolicy województwa podlaskiego.

W swojej karierze Jacek Bayer grał we wspomnianej wyżej Jagiellonii, Gwardii Białystok, Widzewie Łódź, Siarce Tarnobrzeg, KP Wasilków, Sparcie 1951 Szepietowo, Hetmanie Białystok i Piaście Białystok. Obecnie jest trenerem czwartoligowej Sparty Augustów.

Kiedy siedzi Pan na ławce trenerskiej i ogląda mecz swojej drużyny, to nie ciągnie Pana czasami, aby wejść jeszcze na boisko?

Oczywiście, że tak. Myślę, że jest to przypadłość wszystkich byłych piłkarzy, którzy obecnie zajmują się trenerką. Ale wiek robi swoje i pozostało mi już jedynie pograć czasami w zespole oldbojów Białegostoku. Natomiast w Sparcie Augustów staram się przekazać zawodnikom doświadczenia zdobyte przez te wszystkie lata, kiedy sam kopałem piłkę.

Jakie są największe mankamenty piłki nożnej w naszym regionie?

Brakuje nam przede wszystkim dobrych baz treningowych, a co za tym idzie, kuleje wyszkolenie techniczne, które jest najważniejsze w grze w piłkę nożną. Niestety większość klubów piłkarskich z naszego regionu ma problemy finansowe i nie stać ich na zabezpieczenie dla młodzieży dobrych warunków do rozwijania umiejętności.

Urodził się Pan w 1964 roku. Jakie wspomnienia pozostały z młodości? Jak się wtedy spędzało wolny czas poza uganianiem za futbolówką i jak wyglądał wtedy Białystok?

Pochodzę z tzw. piłkarskiej rodziny. Mój ojciec Janusz grał w piłkę i wpoił mi miłość do tej dyscypliny. Grałem w nią wszędzie: na boisku, podwórku i ulicy. Wolny czas od nauki z kolegami spędzaliśmy na świeżym powietrzu, bez różnicy czy latem, czy zimą. Uprawiałem także inne dyscypliny sportowe. Przez 2 lata grałem w siatkówkę, ale gdy w 1978 r. trafiłem do Jagiellonii, piłka nożna stała się najważniejsza. Białystok pamiętam jako spokojne, leżące na uboczu Polski, pełne zieleni miasto żyjące swoimi sprawami.

Z kilkoma szkoleniowcami przyszło Panu pracować. Który zapadł najbardziej w pamięci?

W Jagiellonii moim pierwszym trenerem był Jerzy Bołtuć. Pierwsze sukcesy odniosłem w piłce młodzieżowej z trenerem Ryszardem Karalusem, ale myślę, że największy wpływ na moją grę miało przyjście do Białegostoku Janusza Wójcika. To on dał mi szansę gry w Jagiellonii w 1984 roku. Stworzył drużynę, która osiągnęła jak na tamte czasy wielki sukces, jakim był awans do I ligi w 1987 r. Dzięki temu miałem okazję zagrać przeciwko najlepszym piłkarzom w Polsce.

Co czuje młody człowiek, który pierwszy raz wychodzi na boisko, a na trybunach są tysiące fanów?

Miałem przyjemność grania przy najlepszej i najliczniejszej publiczności w Polsce, jaką byli kibice z Białegostoku. Doping blisko 30 tysięcznej widowni był wspaniały, zagrzewał nas do walki od 1. do 90. minuty meczu. Wyzwalał w nas wolę walki, która była bardzo potrzebna do osiągnięcia sukcesu.

Jeśli chodzi o przebieg kariery, to chyba najbardziej szkoda tego finału Pucharu Polski z 1989 roku, kiedy Jagiellonia Białystok przegrała w Olsztynie z Legią Warszawa 2:5 (1:3).

Uważam, że był to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy finał Pucharu Polski. Oczywiście wynik może sugerować co innego, ale myślę, że byliśmy równorzędnym przeciwnikiem dla Legii. Zadecydowało pierwsze 15 minut meczu, gdzie zabrakło nam doświadczenia. Cieszę się, że udało mi się strzelić bramkę w tym spotkaniu.

Wyszło tak, że przeszedł Pan do legendy za życia. Nie tylko ze względu na dobre mecze w Jagiellonii, ale także pojedynek z Cyprem w 1987 roku. Występ w spotkaniu eliminacji do Mistrzostw Europy oznaczał, że stał się Pan pierwszym zawodnikiem, który zagrał w biało-czerwonych barwach, reprezentując Jagiellonię. Co poradziłby Pan młodym chłopakom, którzy chcą zostać piłkarzami? Co jest najważniejsze? Zapał, talent, ciężka praca, a może wszystko razem?

Myślę, że sam talent nie wystarczy do tego, aby stać się dobrym piłkarzem. Musi być poparty wytrwałością, systematycznością w tym co się robi. Gra w piłkę wymaga wielu wyrzeczeń, ale uwierzcie mi, że jest warto. Można dzięki niej przeżyć wspaniałe i niezapomniane chwile.
Cezary Maksimczuk
cezary.m@bialystokonline.pl