Oko w oko. Grzegorz Kuczyński, czyli Białystok Biega od podszewki [WYWIAD]
Czy zastanawialiście się, jak powstają biegi uliczne w naszym mieście? A może czy jest szansa na maraton? Na te oraz inne ciekawe pytania odpowiedział prezes Fundacji Białystok Biega - Grzegorz Kuczyński.
Czym się Pan zajmuje na co dzień?
Jestem wiceprezesem zarządu wydawnictwa Publikator oraz prezesem Fundacji Białystok Biega i... od zawsze mam ADHD.
Od kiedy działa Fundacja?
W 2011 roku Fundację powołałem do życia.
Skąd się wziął pomysł na założenie Fundacji?
Inicjatywa założenia Fundacji powstała zaraz po tym, jak do głowy przyszedł mi pomysł, że w Białymstoku trzeba robić duże biegi masowe... największe w naszym regionie. Wystartowałem w kilku biegach ulicznych, oczywiście musiałem jeździć do Warszawy (było najbliżej). Po którymś biegu pomyślałem sobie, właściwie w czasie biegu, że byłoby fajnie, gdyby mieszkańcy Białegostoku mogli też brać udział w takich biegach - ta atmosfera, emocje, piękno tego sportu.
W zasadzie takich imprez w naszym mieście jeszcze kilka lat temu było jak na lekarstwo...
U nas nie działo się nic. Jeszcze do 2006 czy 2007 roku jakieś próby były podejmowane, ale, przepraszam za szczerość, chyba nie bardzo udane, ponieważ np. w takim półmaratonie brało udział kilkadziesiąt osób, a trasa wytyczana była po polach, daleko od miasta.
Miał Pan na to inne spojrzenie?
Miałem zupełnie inną wizję tego, jak powinno to wyglądać. Chciałem, żeby to do Białegostoku przyjeżdżali ludzie z całej Polski, chciałem im pokazać, jakie mamy piękne miasto, serdecznych ludzi, pokazać naszą otwartość.
Co Pan zrobił w tym kierunku?
Podjąłem więc próbę przekonania władz miasta, że warto! Przyznam, że długo musiałem przekonywać, dlaczego warto chociaż spróbować. Po kilku miesiącach chodzenia, namawiania, pojawiło się jakieś światełko w tunelu.
Ale wtedy Fundacja jeszcze nie istniała?
Tak, wtedy jeszcze nie było Fundacji. Jeszcze nie myślałem o tym, żeby to sformalizować, byłem nakręcony tylko na to, żeby taki bieg się odbył, a wiadomo - duża impreza bez wsparcia miasta nie może się odbyć.
Ale pojawiło się światełko w tunelu i co dalej?
Udało mi się zainteresować Departament Sportu Urzędu Miejskiego pomysłem. Co prawda, mało kto wierzył, że to się uda. Miałem wrażenie, że patrzą na mnie jak na wariata. Dowiedziałem się, że jest coś takiego jak konkurs, w którym dwa razy w roku organizacje pozarządowe, kluby sportowe itd. składają wnioski o dofinansowanie swoich przedsięwzięć.
Wtedy też została założona Fundacja?
Tak, dokładnie. Założyłem Fundację Białystok Biega - to był pierwszy krok, a drugim było złożenie wniosku w konkursie. Pamiętam jak dużo czasu mi to zajęło. Pisałem, poprawiałem, pisałem, poprawiałem, starałem się jak najlepiej oddać ducha imprezy, oddać ducha tego, co chodzi mi po głowie. Wniosek poszedł. Pozostało czekać na rozstrzygnięcie konkursu.
Konkurs chyba został rozstrzygnięty pozytywnie, tak?
Dokładnie tak. Fundacja dostała dofinansowanie! Było to w lipcu 2011 roku, a pierwszy bieg miał się odbyć we wrześniu 2011 roku i się odbył. Pamiętam jak sam osobiście ustawiałem barierki drogowe na ulicach miasta. Zabezpieczałem całą trasę osobiście. Przez kilka dobrych tygodni chodziło mi po głowie, jak biegacze powinni biec. Pamiętam jak robiłem objazd trasy, chciałem być na 100% pewny, że wszystko gra, że biegacze będą bezpieczni - to było i jest dla mnie sprawą nadrzędną! Może nie być bananów na mecie, nagród, ale trasa musi być zabezpieczona w taki sposób, żeby nic nikomu nie mogło się stać. To samo jeżeli chodzi o ratowników i ekipę medyczną. Zawsze mamy nadmiar.
A skąd się wzięła sama pasja do biegania?
Z tym bieganiem to u mnie była jakaś dziwna sprawa od dziecka. Zawsze dużo ganiałem - głównie za piłką (grałem kilka lat w Jagiellonii). Dużo chodziłem, potrafiłem będąc w IV czy V klasie podstawówki iść z centrum miasta na Dojlidy, gdzie mieszkałem, bo szkoda mi było czasu na czekanie na autobus, byłem niecierpliwy.
A w latach dorosłości?
W 2009 roku, kiedy miałem kilka kilogramów więcej, pomyślałem, że trzeba coś ze sobą zrobić i zapisałem się na siłownię. Trener podpowiedział, że dobrze jest się rozgrzać na bieżni mechanicznej. Pamiętam jak pierwszy raz wszedłem... przebiegłem 2 km, potem trochę poćwiczyłem na typowych sprzętach, jakie można spotkać w takim miejscu, następnego dnia rano, wstałem i pomyślałem... hmm, a ciekawe jak to będzie, jak przebiegnę 2,5 km. Od razu po pracy pojechałem na siłkę, ale tylko po to, żeby sprawdzić, co będzie z tymi 2,5 kilometrami. Z każdym tygodniem coraz mniej ćwiczyłem, a coraz więcej biegałem i od tego się zaczęło.
Czy jest szansa na zorganizowanie pełnego maratonu w Białymstoku?
Bardzo bym chciał. Już półmaraton pokazał, jaki jest potencjał w Białymstoku. Ludzie chcą tu przyjeżdżać. Przecież na majowy bieg przyjechało 1000 osób spoza Białegostoku! To jest promocja miasta! Na jakie inne wydarzenie komukolwiek udało się ściągnąć do miasta kilka tysięcy osób? Przecież każdy biegacz jedzie tutaj z żoną czy mężem, mamą, przyjacielem... Jestem przekonany, że maraton byłby w Białymstoku piękny, do tego potrzebne jest jednak finansowanie. Bardzo duże.
Różnica w kosztach jest aż tak duża?
Widzimy, jak koszta rosną między Białystok Biega (10 km) a półmaratonem. To nie jest liczone razy dwa. Czasem niektórym się tak wydaje, że skoro bieg na 10 km kosztuje x zł, to bieg na 21 km będzie kosztował x razy dwa. Nic bardziej mylnego.
Ale wróćmy do poprzedniego pytania - Białystok jest gotowy na maraton?
Odpowiadając więc wprost na pytanie, to tak, uważam, że w Białymstoku można zrobić maraton. Fundacja jest na to gotowa, jednak władze miasta musiałyby spojrzeć na to inaczej. Myślę, że takie wydarzenie przyniosłoby kilka razy więcej korzyści niż kilka spotów w TV. My potrafimy spowodować, że do miasta zjedzie kilka tysięcy ludzi, będą tu nocować, korzystać z restauracji, itd. Mało tego, pojadą do siebie i powiedzą jaki ten Białystok jest piękny! Wracamy tam na wakacje. I to jest fakt. Doszliśmy do takiego etapu, że o naszych imprezach mówią, piszą media ogólnopolskie.
Dzisiaj, przy okazji Białystok Biega, które odbyło się w niedzielę, w ścisłym zespole Fundacji jest 12 osób i prawie 200 wolontariuszy. Pierwszy raz musieliśmy zamknąć zapisy - o tym wszyscy wiedzą, bo wyczerpał się nam limit miejsc, ale nikt o tym nie wie, że... musieliśmy zamknąć zapisy do wolontariatu, bo pomagać chciało nam dużo więcej wspaniałych, młodych ludzi niż potrzebowaliśmy, niż byliśmy w stanie się zająć i każdemu dać nawet małe zadanie. I to jest piękne... choć zaskakujące.
Błażej Okuła
24@bialystokonline.pl