Sport

Wróć

Oko w oko. Cezary Zugaj: Dzięki karate zwiedziłem kawałek świata

2013-05-01 00:00:00
Naszym rozmówcą jest Cezary Zugaj – wieloletni zawodnik karate. Od dziesięciu lat Zugaj prowadzi w Białymstoku Polskie Stowarzyszenie Shindokai Karate.
Dla wyjaśnienia czytelnikom - Shidokan jest nowoczesnym stylem walki stworzonym przez japońskiego mistrza Yoshiji Soeno. Jest (zgodnie z myślą jego twórcy) jednym ze stylów karate - właściwie stanowi on jednak połączenie tradycyjnych technik kontaktowego karate z elementami thai-boxingu, judo i ju-jitsu.

Powiedz, jak rozpoczęła się twoja przygoda ze sztukami walki?

Chodziłem do klasy sportowej. Trenowałem piłkę nożną i siatkówkę. Później zainteresowałem się Kyokushin Karate, które w 1980 roku dopiero wchodziło na nasz rynek. Treningi karate przeplatałem z boksem, judo i walką z użyciem broni. Wychowałem się w Białymstoku na ul. Mickiewicza. Tam zawsze rządziły różne dziwne zasady ulicy. Miałem na pieńku z kilkoma chłopakami z osiedla, którzy trenowali zapasy. Więc delikatnie mówiąc, wykorzystałem swoje umiejętności i pokazałem im wyższość karate nad ich dyscypliną sportu.

Uczestnictwo w różnych zawodach pozwoliło Ci zwiedzić kawałek świata.

To prawda. Zobaczyłem w swoim życiu kilka państw, a wspomnienia tych krajobrazów i pięknych miast będą mi towarzyszyły do śmierci. Dodatkowo poznałem nowe kultury i ciekawych ludzi. Byłem na przykład w Tokio na konferencji poświęconej rozwojowi shidokan. Ostatnio startowałem na zawodach w Nicei.

Wielu ludzi w Polsce, zapisując się na zajęcia uważa, że będzie to im przydatne, aby obronić się na ulicy w razie napadu. Jednak karate to coś więcej niż sztuka walki?

Karate to określony styl życia. Powiem więcej - sposób na życie. Jedni jeżdżą na rowerze, inni grają w piłkę nożną, a jeszcze inni trenują karate. Często zajęcia nie polegają tylko na ćwiczeniu różnych chwytów czy ciosów. Na zajęciach integrujemy się, tworzymy grupę. Dla dzieci organizujemy różne gry i zabawy. Mamy swoje DOJO w sali sportowej przy ul. Pogodnej 65 – tak zwaną świątynię dla sportowca, gdzie obowiązują określone zasady. Na przykład nie można wchodzić tam w butach. Ludzie przychodzą na zajęcia. Nawiązują przyjaźnie i nowe znajomości. Kilku moich podopiecznych tworzy dziś udane związki małżeńskie.

Prowadzisz także zajęcia z dziećmi. To chyba zdecydowanie trudniejsze niż praca z dorosłymi?

Dla dzieci potrzebny jest instruktor z podejściem i czystym umysłem oraz doświadczeniem. Często na zajęcia trafiają maluchy, które zostały w przedszkolu czy podstawówce odrzucone lub nękane przez swoich rówieśników. Tutaj poznają nowych znajomych i zawierają przyjaźnie. Wyjeżdżamy także na obozy letnie i zimowe. Trening dla najmłodszych to głównie ćwiczenia ogólnorozwojowe poprawiające kompleksowo sprawność fizyczną, usprawniające wszystkie cechy motoryczne. Te dzieciaki dzięki karate odzyskują pewność siebie i wracają do swojej rzeczywistości w odmienionym stanie.

Twój syn – również Cezary Zugaj - jest reprezentantem Polski w Muay Thai, czyli tajskim boksie. Potwierdza się powiedzenie niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ojciec zaraził syna swoją pasja?

Młody trenuje już długo. Zapisałem go jeszcze do klubu Oyama Karate jak miał 5 lat. Ostatnio startował na zawodach Baltic Cup K1 na Łotwie. Wcześniej był na Mistrzostwach Świata IFMA, które odbyły się w Sankt Petersburgu. Dla niego to też jest duża przygoda i okazja, aby poznać świat. Nie ma co ukrywać, w Polsce potrzebne jest dofinansowanie różnych dyscyplin, aby mogły się dynamiczniej rozwijać i ewoluować. Reprezentantów Polski często wspiera Ministerstwo Sportu. Chętnie pomagają nam także władze Białegostoku.
Cezary Maksimczuk
cezary.m@bialystokonline.pl