Sport

Wróć

Oko w oko. Ania Narel-Ościłowicz: to wszystko mnie nakręca [WYWIAD]

2014-03-05 00:00:00
Naszym gościem jest dziś Ania Narel-Ościłowicz, jedna z najlepszych badmintonistek w Polsce, która trenuje na własny koszt, nie mając żadnej pomocy z Polskiego Związku Badmintona.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z badmintonem?

W zasadzie wszystko zaczęło się przez tatę. Zaprowadził mnie i moje dwie siostry na zajęcia tenisa stołowego. Później doszedł jeszcze tenis ziemny oraz badminton w Hubalu Białystok. Z tych wszystkich dyscyplin wybrałam właśnie badminton i nie żałuję. Trenuję od 8. roku życia.

Jak wyglądała Twoja kariera?

W zasadzie to cały czas mam pod górkę. Pamiętam jeszcze, jak dwa tygodnie przed MP młodzików miałam konflikt z trenerem Hubala Białystok, po którym odebrano mi licencję. Ja się nie poddałam, dopuszczono mnie do zawodów i wygrałam. Później można powiedzieć, że tułałam się po Polsce, trenując w różnych miejscach. Mając 19 lat mieszkałam w Warszawie, gdzie trenowałam przez dwa lata, ale nie widziałam dalszego sensu bycia w stolicy i wróciłam do Białegostoku. Do Hubala ponownie trafiłam w 2012 roku, grając tam jeden sezon.

Nie czułaś się dziwnie, wracając po tych wszystkich zawirowaniach właśnie do Hubala?

Nie miałam wyjścia. Tam mogłam grać z dobrymi przeciwnikami. Było kilku chłopaków, z którymi można było sparować. Ale warunki, jakie tam panują nie są najlepsze. Można nawet powiedzieć, że beznadziejne. Ja, jako singlistka, potrzebuję całego kortu, a trenowałam na ćwiartce. Z resztą nie byłam priorytetem trenerów, więc odeszłam.

W takim razie obecnie gdzie trenujesz?

Moim miejscem jest Badders Badminton Club. Postanowiłam, że tu będę dalej się rozwijać.

Badders Badminton Club to rodzinny klub?

Tak. Wszystko zaczęło się od mojego taty, który wybudował tu halę. Trwało to prawie 6 lat, ale było warto. Proszę mi uwierzyć, że nie ma takiego drugiego miejsca w Polsce. Jest tutaj pięć profesjonalnych kortów, a więc jest gdzie się rozwijać i trenować.

Kto jest Twoim trenerem?

Mam tylko trenera od przygotowania fizycznego – Piotrka Zinkiewicza. Jeśli chodzi o badminton, to sama jestem swoim trenerem.

Jak sobie radzisz będąc zawodniczką, której jesteś trenerką?

Wcześniej robiłam to, co mi kazano i tyle. Na początku byłam załamana tą sytuacją, ale teraz analizuje siebie i swoją grę pod każdym względem. Dodatkowo nakręca mnie mój sparingpartner – Krzysztof Droń. Strasznie się zawziął, podniósł swój poziom i chce grać w MP juniorów, w których po cichu liczymy na medal. Sama jestem tym wszystkim zaskoczona, że wszystko wychodzi tak dobrze i bardzo się z tego cieszę.

Czyli w Polsce nie ma dobrych trenerów?

Jeśli chodzi o poziom światowy to nie. Aczkolwiek słyszałam, że obecni kadrowicze chwalą sobie nowego trenera, ale ja nie miałam z nim styczności.

Jakie są Twoje największe osiągnięcia?

Dla mnie największymi osiągnięciami są zwycięstwa z zawodnikami coś znaczącymi na arenie międzynarodowej. Od młodzika do młodzieżowca byłam mistrzynią Polski. Drużyno dwukrotnie mistrzostwo Polski oraz brąz na mistrzostwach Europy, ale wielkiego wkładu w ten sukces nie miałam. W karierze seniorskiej jestem wicemistrzynią Polski, ale w tym roku będę mistrzem!

Jako wicemistrzyni nie jesteś zawodniczką kadry. Dlaczego?

O to trzeba zapytać związek. Tego nie wiem ja sama.

Masz sponsorów?

Nie. Wszystko finansowane jest z własnych pieniędzy, a koszty są ogromne.

Najbliższe plany to...

W przyszłym tygodniu startuję w zawodach w Rumunii. Następnie impreza Polish Open i wyjazdy
na turnieje do Francji oraz Chorwacji.

Jak można zachęcić ludzi do uprawiania tej dyscypliny?

Proszę przyjść i zobaczyć, jak to wygląda. Pierwsze wejście jest bezpłatne. Badminton rozwija wszystko, począwszy od myślenia do ogólnej sprawności fizycznej. Kto już do nas przyszedł, zazwyczaj wraca. Jest to też miejsce, w którym można szybko pozbyć się tłuszczyku. W najbliższy weekend, 8 marca organizujemy turniej. Zapraszamy wszystkich chętnych. Jest też liga amatorska, w której gra coraz więcej chętnych.

Rożnica między Polską, a resztą świata jest chyba ogromna. Dlaczego tak się dzieje?

W Polsce w zasadzie ten sport nie istnieje. W związku jest mało pieniędzy, wszystko jest nie tak, jak być powinno. Jeśli chodzi o Europę, to króluje tutaj Dania. Tata, budując hale, sam jeździł podglądać, jak robią to Duńczycy. Jak widać, opłaciło się. Biorąc pod lupę cały świat, to najlepsi są Azjaci.

Masz jakieś inne pasje?

Kocham sport i rywalizację, a szczególnie z moim świeżo upieczonym mężem. Lubię wiele dyscyplin i czuję się usportowiona, ale nie mogę sobie pozwolić na ich uprawianie ze względu na kontuzje. Poza tym uwielbiam podróże i odkrywanie nowych zakątków świata.
Błażej Okuła
blazej.o@bialystokonline.pl