Odpowiadam na zapotrzebowanie społeczne. Rozmowa z Tadeuszem Arłukowiczem
O tym dlaczego zdecydował się wrócić i jakie ma pomysł na białostocki sport i nie tylko, porozmawialiśmy z kandydatem na prezydenta Białegostoku - Tadeuszem Arłukowiczem, z komitetu Białystok na TAK.
KWW Białystok na TAK
Gdy na wiosnę tego roku pojawiły się informacje, wówczas jeszcze niepotwierdzone, że zamierza wystartować w wyborach samorządowych, wiele osób było zaskoczonych, ponieważ od 3 lat nie udzielał się politycznie. Dzisiaj publikujemy w ramach naszego cyklu rozmów z kandydatami na prezydenta Białegostoku wywiad z nim, a niektórzy dają mu szansę przynajmniej na drugą turę. Mowa oczywiście o Tadeuszu Arłukowiczu z komitetu Białystok na TAK - m.in. byłym zastępcy Tadeusza Truskolaskiego.
Białystok Online: Nazwa Pana komitetu to Białystok na TAK. Jakiej wizji mieszkańcy miasta mieliby powiedzieć tak?
Tadeusz Arłukowicz: Wizji miasta w pełni nowoczesnego, aspirującego do czołowych miejsc jeśli chodzi o rankingi – nie kupowane, a rankingi rzeczywiste – wśród miast wojewódzkich w Polsce. Będziemy dążyli do tego, żeby Białystok stał się liderem we wszystkich możliwych obszarach, które dotyczą polityki samorządowej. Ktoś powie, że to jest nierealne. To jest realne, tak samo jak realne jest zrealizowanie każdego marzenia, jeśli się w nie wierzy.
Dzisiaj daleko miastu do bycia takim liderem?
Zdecydowanie tak. Mój program nie jest oparty o wyobrażenia. To nie są mrzonki. To są bardzo konkretne elementy, które zostały złożone w jeden spójny dokument, który powstał w oparciu o badania opinii publicznej, w oparciu o rozmowy z mieszkańcami Białegostoku.
Do pracy jako prezydent Białegostoku, którą mam nadzieje, że mieszkańcy Białegostoku mi powierzą, przygotowuję się od ponad roku. Przygotowuję się konsekwentnie, z udziałem wielu specjalistów i fachowców, ale przede wszystkim konsultując się z mieszkańcami. To mieszkańcy Białegostoku wskazują, jakie obszary i jakie sfery powinny być poprawione i czego oczekują od nowego włodarza. To jest podstawą moich działań.
Dziwną rzeczą jest to, że samorząd miasta, dysponując środkami, które według mnie często wydaje się w sposób nieakceptowalny, nie potrafi przeprowadzić dobrych badań opinii publicznej. Zakładam, że takich nie było, skoro politycy teraz mówią, że będą się spotykali z mieszkańcami, żeby poznać ich problemy, a prezydent wychodzi do białostoczan na osiedla i ogłasza, że będzie z nimi rozmawiał. To co robił przez ostatnie 4 lata?
Pana program jest bardzo szeroki – od samego funkcjonowania urzędu, przez kwestie planistyczne i sprawy zieleni miejskiej, aż po działania wizerunkowe na 10 lat do przodu. Czy podczas pięcioletniej kadencji da się wszystkie projekty zrealizować, biorąc pod uwagę, że trzeba jeszcze kontynuować sporo tematów rozpoczętych przez obecną władzę?
Proces, w jaki rozwijają się miasta, jest procesem ciągłym – on się nie rozpoczyna i nie kończy. Nie ma możliwości, żeby nowy prezydent zaprzestał tego, co zapoczątkował poprzednik. Może jednak korygować i powinien zmieniać kierunki jeżeli widzi, że dotychczasowe nie przynoszą efektów. Tak samo ja, deklarując wprowadzenie pewnych zmian, będę kontynuował niektóre, dobre działania podejmowane przez obecnego prezydenta. Z kolei, te które ja zamierzam zapoczątkować, będą musiały być realizowane przez ewentualnie następnego prezydenta w kolejnej kadencji.
Działania o których mówię, w części zostaną zrealizowane w okresie 5-letnim, a następne będą finalizowane w następnym. Przypomnę, że nowa unijna perspektywa finansowa, z której chcemy korzystać to lata 2021-2027.
W kampanii mówiłem często o konieczności przeprowadzenia badań Foresight 2050, aby przygotować nową strategię rozwoju miasta. Taka perspektywa czasowa może wydawać się mało realna, ale takie są tendencje w Europie i na świecie. Musimy być przygotowani na wszelkie scenariusze, które mogą dotknąć Białystok. Takie badanie długofalowe jest potrzebne, bo na jego bazie będziemy aplikowali o środki z Unii Europejskiej.
W takim razie zapytam o pierwsze 3 projekty, od których chciałby Pan rozpocząć ewentualną kadencję?
Będzie ich bardzo dużo, ale na pewno trzeba zrobić jedną podstawową rzecz – tchnąć wiarę w ludzi, że można. Trzeba wyjść do mieszkańców, otworzyć się na ich postulaty i na współdziałanie. Czeka nas bardzo dużo działań, które będziemy podejmowali, których bez wdrożenia panelu obywatelskiego, czyli rozmowy z mieszkańcami w towarzystwie ekspertów, nie uda się zrealizować.
A konkrety?
Oczywiście każdy pyta o konkrety. To co jest bardzo istotne, to powołanie zespołu, który będzie pracował nad projektami kluczowymi dla miasta. Jednym z takich projektów jest budowa Centrum Nauki o Przyszłości Ziemi LEM. To projekt śmiały, ale jak najbardziej realny, którego realizacja sprawi, że Białystok rocznie może odwiedzić nawet milion osób – zarówno z Polski, jak i z zagranicy.
Ale to nie wszystko, mamy w programie kluczowe projekty nie tylko rozwojowe ale i wizerunkowe, jak ubieganie się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2029 czy Światowy Zjazd Białostoczan 2022. Tak jak powiedziałem, stoimy przed nową perspektywą finansową. Musimy uchwalić nową strategię dedykowaną dla miasta, strategię gospodarczą i promocyjną. Te projekty kluczowe, o których mówię, będą bardzo istotne, będą zmieniały wizerunek Białegostoku i będą generowały wreszcie zyski.
Czyli priorytetem będzie przygotowanie się do nowej perspektywy finansowej, choćby przez działania, które Pan wymienił. Co jeszcze?
Oświata. Wiem, że są problemy ze współpracą z departamentem edukacji. Wiele osób się na to skarży, a przypomnę że w tym momencie w Białymstoku jest ponad 10 tys. osób, które zawodowo są związane z oświatą.
Wybór dyrektora departamentu będzie się odbywał na zasadzie swoistego konklawe - będzie musiała to być osoba, która ma pełne poparcie tych środowisk. To jest ważne, żeby oświata mogła w końcu zacząć funkcjonować na normalnych, zdrowych zasadach.
Trzecia kwestia?
Sfera, która jest mi szczególnie bliska, czyli sport. Chciałbym, żebyśmy zrealizowali razem ze środowiskami sportowymi i z ekspertami pierwszy panel obywatelski dotyczący sportu w Białymstoku. Bardzo dużo osób mówi o tym, że jest pewna nierównowaga, która dotyka tego obszaru.
Ja jestem orędownikiem wspierania Jagiellonii i byłem osobą, która zainicjowała prawne rozwiązania umożliwiające dofinansowywanie klubu z budżetu miasta w formule promocji poprzez sport. Jagiellonia zawsze mogła liczyć na moją pomoc w różnych kwestiach, jak choćby jednopoziomowe trybuny za bramkami stadionu, i mogę zadeklarować, że zawsze będzie wspierana, bo to jest element tożsamościowy, który spaja białostoczan.
Trzeba jednak pomyśleć o innych dyscyplinach sportu. Jeśli mówimy o budowie hali widowiskowo-sportowej, to musimy zapytać: kto tam będzie grał? Czy stawiamy na rozwój sportów drużynowych czy stawiamy na rozwój lekkiej atletyki, która w Białymstoku odnosi w tym momencie sukcesy? To jest zadanie dla nas, dla ekspertów i dla środowisk sportowych, żeby wyznaczyć te kierunki, które będą musiały być wspierane przez miasto.
Mówi Pan o tworzeniu zespołów eksperckich, o panelu obywatelskim, o współpracy z mieszkańcami, a brakuje tego, co w kampanii typowe – konkretnych obietnic: zbuduję to, zrobię tamto. Nie boi się Pan, że to się może obrócić przeciwko Panu?
Ja z pełną świadomością pracuję w takiej formule. Jestem osobą, która ma 20-letnie doświadczenie pracy w sferze publicznej. Uczestniczyłem w wielu kampaniach wyborczych i wiem, jaka jest tendencja, ale absolutnie nie będę obiecywał ludziom czegoś, czego nie będę mógł dotrzymać. To jest kampania programowa i merytoryczna.
Jeszcze przed kampanią pojawiły się pytania o program. Teraz go pokazujemy. Chcemy w pierwszej fazie postawić na to, żeby przekaz programowy utrwalił się i białostoczanie dowiedzieli się, że traktujemy ich bardzo poważanie. Chcę, żeby zobaczyli, że grupa ludzi, na czele której stoję, to grupa ludzi mających duże kompetencje. Co jednak nie wyklucza w drugiej fazie kampanii zaakcentowania pewnych działań, które będą działaniami o większym bagażu emocjonalnym. Jednak też za wcześnie nie chcemy zdradzić swoich pomysłów konkurencji.
Z życia politycznego zniknął Pan na 3 lata, po zakończeniu poprzedniej kadencji senatu. Wówczas podjął Pan decyzję o tym, że wraca do samorządu przy najbliższej okazji, czy raczej myślał Pan o politycznej emeryturze, ale ciągnęło wilka do lasu?
Czas, który spędziłem w senacie nie był czasem straconym i dużo się tam nauczyłem. Sporo pracowałem, wbrew temu co się mówi, bo niektórzy nazywają senat izbą zadumy i refleksji. Tymczasem reprezentowanie mieszkańców Białegostoku przez te cztery lata to były setki rozmów tutaj w biurze, dziesiątki interwencji, wiele rozmów kuluarowych. Jednocześnie to był czas, kiedy zobaczyłem, że się nie identyfikuję z tzw. wielką polityką. Absolutnie nie identyfikuję się z działaniami, które często oderwane są od spraw ludzi.
Dzień po zakończeniu kadencji zrezygnowałem z członkostwa w Platformie Obywatelskiej i założyłem sobie, że w najbliższym czasie nie przechodzę do konkurencji, tylko mam okres wygaszenia aktywności politycznej.
Ale ona jednak nie wygasła...
Szczerze mówiąc niespecjalnie się przymierzałem do tego, żeby angażować się w działalność polityczną. Prowadziłem swoją działalność, udzielałem się razem z moimi przyjaciółmi w Fundacji M.I.A.S.T.O., założyliśmy stowarzyszenie Łączy nas Białystok i tak to wszystko zaczęło się rozwijać. W pewnym momencie sporo osób się zgromadziło i stwierdziło, że nie warto marnować tego potencjału.
W Białymstoku coś się dzieje nie tak, po początkowym okresie przyspieszenia w pierwszej kadencji nastał ponownie marazm, stagnacja, niby są podejmowane jakieś działania, ale pojawiają się kolejne kryzysy wizerunkowe, a brakuje czegoś czym można byłoby się pochwalić. Po tylu latach, kiedy wpompowano tak duże pieniądze w tzw. rozwój, owszem - mamy drogi, mamy w miarę czysto, koncerty na Rynku i ładne kwiaty na rondach, ale nie mamy dobrze płatnych miejsc pracy ani żadnego wyróżnika, który by sprawiał, że warto do nas przyjeżdżać. Na to zwracają uwagę mieszkańcy. Chcą mieć czym się pochwalić przed rodzinami czy znajomymi, którzy tu przyjeżdżają. Chcą, żeby ich dzieci stąd nie wyjeżdżały.
Czyli zdecydował się Pan kandydować, żeby to zmienić?
Ja odpowiadam na zapotrzebowanie społeczne. Jak ono jest duże, to okaże się w wyborach. Jeśli mieszkańcy zdecydują się przekazać mi swoje głosy, jeżeli będzie możliwość zmierzenia się, zapewne z obecnym prezydentem w drugiej turze, to znaczy, że diagnoza była słuszna. Nie będziemy mogli tego zweryfikować dopóki nie wyjmiemy głosów z urny.
Na jaki wynik minimum liczy Pan w tych wyborach?
Ja jestem realistą – Białystok na TAK to jest nowy szyld. Zbudowanie rozpoznawalności w warunkach polskiego prawa wyborczego jest trudne. Kampanię możemy prowadzić tak naprawdę przez 2 miesiące, przy ograniczonych możliwościach, nie posiadając tak dużego budżetu jak partie, nie posiadając dostępu do mediów w tak dużym stopniu, nie mając utrwalonego przekazu.
Nie chce bawić się we wróżkę. Sukcesem będzie wprowadzenie radnych do rady miasta. Wiem, że takich radnych będziemy mieli. Może będą oni decydowali o utworzeniu większości w radzie. Jaki będzie wynik mój? Trudno mi powiedzieć, ale na pewno będę się starał znaleźć w drugiej turze i jeśli się tam znajdę, to mogę przyjmować zakłady, że mój wynik będzie bardzo dobry, a moje szanse gwałtownie wzrosną. Od początku złożenia deklaracji o kandydowaniu szukam szerokiego porozumienia, unikam wojny polsko-polskiej i dążę do zwycięstwa, dla mnie to jest naprawdę walka o przyszłość Białegostoku, a nie próba wyrobienia sobie nazwiska przed dalszą karierą polityczną.
Startuje Pan z poparciem ruchu Kukiz'15. Jak doszło do tego porozumienia?
Z Marcinem Leoszko, który jest koordynatorem ruchu Kukiz'15 w regionie znam się wiele lat. Nasze drogi skrzyżowały się w Platformie Obywatelskiej. Rozmawialiśmy dużo w minionym okresie i też nad niektórymi projektami wspólnie pracowaliśmy. Łączy nas pewna idea – samorządności oddolnej. Chcielibyśmy, żeby ten stygmat partii politycznych nie wpływał na ludzi, którzy pracują w urzędzie czy w radzie miasta, bo naszymi pracodawcami są mieszkańcy, którzy przecież mają różne poglądy, ale te same potrzeby.
Naszym wzorem jest Augustów, gdzie grupa ludzi z Bezpartyjnych potrafiła odbić miasto z rąk polityków i stworzyła nową jakość. Poza tym jesteśmy zwolennikami jednomandatowych okręgów wyborczych i demokracji partycypacyjnej.
Kiedy więc pojawił się pomysł, żebym kandydował, to spotkałem się z kolegami z ruchu Kukiz'15 i oni poparli ten pomysł. Ważne jest to, że Kukiz, to nie jest partia polityczna, tylko ruch społeczny, który daje dużą swobodę jeśli chodzi o prowadzenie tzw. polityki samorządowej. Dzięki temu listy, które udało się zarejestrować jako mój KWW Białystok na TAK, pomieściły ludzi od prawa do lewa, reprezentujących bardzo różne środowiska, a nawet należących do partii politycznych – zarówno tych z dobrej zmiany, jak i opozycji. My jednoczymy, jesteśmy na tak i staramy się podać rękę każdemu, kto chce po prostu pracować na rzecz Białegostoku.
[rozmowa przeprowadzona 18.09]
Tadeusz Arłukowicz - pochodzi z Kętrzyna, ale skończył studia prawnicze na Uniwersytecie w Białymstoku. Pracował jako dziennikarz, później przeszedł do administracji publicznej, gdzie m.in. pełnił funkcję rzecznika prasowego marszałka województwa i prezydenta Białegostoku. Od 2006 do 2011 był wiceprezydentem miasta. W 2011 dostał się do senatu z ramienia Platformy Obywatelskiej. Żonaty, ojciec dwójki dzieci. Ma 54 lata.
Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl