Nie da się uniknąć strajku? Ostatnia szansa na porozumienie nauczycieli z rządem
W moim przekonaniu strajk się rozpocznie, bo dotychczasowa postawa strony rządowej nie napawa nas optymizmem – mówi Andrzej Gryguć, szef podlaskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
MN
W Warszawie cały czas trwają rozmowy pomiędzy przedstawicielami związków zawodowych nauczycieli i pracowników oświaty a stroną rządową. W piątek, o godz. 8.00, zaczęła się 4. już tura rozmów, które mogą być ostatnią szansą na to, żeby nauczyciele nie rozpoczęli w poniedziałek strajku.
- Nie ma innej drogi. Jeśli jesteśmy ignorowani, to końcem sporu zbiorowego jest strajk. Jesteśmy na tyle zdeterminowani, że jeżeli strona rządowa nie przedstawi sensowych rozwiązań płacowych, czyli takich, które będą satysfakcjonowały stronę społeczną, to 8 kwietnia rozpoczniemy strajk. Jest on bezterminowy, bo nie wierzymy, że rząd będzie na serio traktował te rozmowy, bo do tej pory rozgrywają to medialnie a nie merytorycznie – mówi Andrzej Gryguć, prezes okręgu podlaskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Pieniądze to niejedyny problem
Przypomnijmy, że początkowo domagano się 1 tys. zł podwyżki dla każdego nauczyciela. Niedawno związkowcy odeszli od tej propozycji i zmienili ją na dwie podwyżki po 15% - od stycznia (z wyrównaniem) i od września 2019 roku dla każdego, co w zależności od stopnia, oznaczałoby w przedziale od około 720 do 990 zł. Jednak, jak podkreślają, płace to nie wszystko, o co im chodzi.
- My dzisiaj artykułujemy płace, bo one zeszły do przysłowiowego dna i dzisiaj godność zawodu nauczycielskiego została mocno nadszarpnięta. Trudno dzisiaj kogokolwiek zachęcić do pracy w oświacie, jeśli się ona zaczyna na poziomie płacy minimalnej. To jest jednak wierzchołek góry lodowej. Sprawy podstawy programowej, sprawy biurokratyzacji, sprawa finansowania w ogóle oświaty, bo dzisiaj samorządy są w sytuacji prawie niewydolnej, bo nie mają środków na dalsze dokładanie, w tym na finansowanie przystosowania szkół do tzw. reformy pani Zalewskiej - przekonuje Andrzej Gryguć.
W województwie podlaskim 387 szkół i placówek wyraziło gotowość przystąpienia do strajku, co daje ok. 71%. W samym Białymstoku ten procent jest dużo wyższy, bo na poziomie 88%. W całym kraju udział w strajku zadeklarowało prawie 16 tys. placówek na nieco ponad 20 tys. wszystkich, co też daje ponad 80%. Stan nauczycielski razem z pracownikami oświaty to około 710 tys. osób, w referendum strajkowym wzięło udział około 600 tys. osób, z czego 80% go poparło. To pokazuje skalę zjawiska.
- Przykre jest, że trzeba wielokrotnie powtarzać politykom, że każda złotówka zainwestowana w oświatę zwróci się 12-krotnie, w różnych sferach. Dzisiaj edukacja jest najważniejsza, nie tylko dla wiedzy, ale dlatego, że mamy tak szybkie zmiany, jeśli chodzi o gospodarkę, że jeżeli tego młodego człowieka nie nauczymy, jak się odnajdywać w świecie, to będziemy państwem, które nie będzie aspirowało do miana najbardziej rozwiniętych, a wręcz przeciwnie – znajdzie się na szarym końcu w Europie. Nasze żądania trzeba też w tym aspekcie zrozumieć. Pracownik źle opłacany jest pracownikiem niewydolnym - argumentuje prezes podlaskiego ZNP.
Oddają to, co zabrali
W ostatnich dniach, prowadząca negocjacje ze strony rządowej, wicepremier Beata Szydło zaproponowała pakiet zmian, które mają objąć m.in. skrócenie czasu awansu zawodowego dla stażysty do 9 miesięcy czy wprowadzenie zasiłków na zagospodarowania dla nauczycieli stażystów w wysokości 1 tys. zł. Jest to jednak tak naprawdę powrót do zasad, które obowiązywały przed wprowadzeniem niesławnej reformy edukacji, tylko że np. wówczas początkujący nauczyciele mogli się starać łącznie o wsparcie w wysokości dwukrotności wynagrodzenia.
W piątek (5.04) pojawiła się również nieoficjalna informacja, że rząd chce zaproponować zwiększenie pensum (liczby godzin) nawet do 24 godzin, co również wiązałoby się ze wzrostem pensji.
- To jest żadne rozwiązanie, ponieważ jeśli popatrzymy na rozwiązania fińskie, holenderskie czy nawet francuskie, czyli w krajach, gdzie jest bardzo dobrze rozwinięty system edukacji, to wszędzie to pensum jest na podobnym poziomie albo mniejsze niż u nas, tylko tam klasy są mniej liczne - krytykuje tę propozycję prezes Gryguć.
Szkoły gotowe na egzaminy
O tym, ilu nauczycieli w województwie czy mieście przystąpiło konkretnie do strajku, będzie można powiedzieć w poniedziałek przed południem, bo wówczas zostaną zebrane dane ze szkół, ile osób wpisało się na listę strajkową. Mogą to nawet zrobić osoby, które w referendum nie wzięły udziału albo zadeklarowały, że nie będą strajkować.
W części szkół problem może pojawić się dwa dni dni później, kiedy rozpocząć mają się egzaminy gimnazjalne (tydzień później natomiast egzaminy ósmoklasistów), gdzie nauczyciele są niezbędni jako członkowie komisji.
- W poniedziałek zbieramy się na nadzwyczajnym prezydium i będziemy rozmawiali, co z egzaminami. Z moich informacji, które otrzymuję, jeżdżąc po terenie, zdecydowana większość szkół, i mówię tu o ponad 90%, jest przygotowana na oba warianty. Taki że zajęć nie będzie, ale że egzaminy się odbędą i taki, że po prostu strajk zostanie zakończony, bo osiągniemy porozumienie - zapewnia związkowiec.
Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl