Na leżąco lub półsiedząco. Interaktywna Śmierć w Wenecji w Teatrze Dramatycznym [WIDEO]
2018-09-20 07:44:23
Ten spektakl najlepiej oglądać na leżąco lub półsiedząco. Śmierć w Wenecji, czyli czego najbardziej żałują umierający to bardzo zaskakujący, ale udany początek nowego sezonu artystycznego w Teatrze Dramatycznym.
Bartek Warzecha
Przedstawienie nawiązuje do noweli Śmierć w Wenecji Tomasza Manna oraz filmu w reżyserii Luchino Viscontiego - opowieści o starzejącym się utytułowanym literacie Gustawie von Aschenbachu. Ten przybywa do Wenecji i zakochuje się w polskim chłopcu Tadziu. Spędza czas na plaży Lido i w hotelu, śledzi chłopca i jego rodzinę. Pobyt w Wenecji doprowadza go do śmierci - umiera na cholerę, patrząc na bawiącego się na plaży Tadzia.
Artystyczne dzieła - które oczywiście reżyser spektaklu Mikołaj Mikołajczyk czytał i oglądał - są jednak dla niego jedynie wyjściem do pracy, a nie absolutem literackim czy filmowym. Postanowił, że nie będzie przenosić w przestrzeń teatralną rzeczywistości wcześniej już stworzonej przez wspomnianych autorów, ale poszuka autorskiego głosu. Dlatego widzowie udający się do teatru, pamiętajcie - to nie jest adaptacja najważniejszej krótkiej formy Manna.
Witamy w Wenecji!
Widzów przed wejściem na scenę foyer witają aktorzy z kamerą filmową i pytaniami: Czego pani/pan żałuje w życiu? i Czego żałują umierający?. O tym, jak różne mogą być odpowiedzi przekonamy się w finale spektaklu. Kolejne zaskoczenie spotyka publikę po wejściu na salę. Nie ma tradycyjnych krzeseł, na których można usiąść. Siadać więc trzeba na podłodze. Aktorzy zachęcają nawet do wygodnego położenia się na czerwonym dywanie. Widzom ma być wygodnie i bezpiecznie. Nie dla wszystkich będzie to takie oczywiste. Czuję się nieswojo leżąc w teatrze - komentuje jedna z pań w wieczorowej kreacji, próbująca zająć miejsce obok mnie.
Za chwilę się wyjaśni, dlaczego najlepiej się położyć. Na suficie (z modernistycznym uskokiem z lat 30. XX w.) wyświetlany jest krótki film o pszczołach, które są uosobieniem życia, radości, smaku i słodkości. Projekcji towarzyszy muzyka Ryszarda Wagnera, uwertura do III aktu Tristana i Izoldy, przywodząca na myśl film Larsa von Triera Melancholia. Powstaje swoisty artystyczny ul. Reżyser stworzył też wygrodzoną złotymi kotarami twórczą przestrzeń, w której przeprowadza intymny eksperyment teatralny. Witamy w Wenecji!
Być blisko widza
- Chciałbym opowiedzieć o moim wyobrażeniu i o tym, co kojarzy nam się z umieraniem, odchodzeniem i samotnością, brakiem dotyku i miłości, oraz poszukiwaniem bliskości z drugim człowiekiem. O poczuciu piękna chciałbym opowiedzieć i o tym, że spektakl będzie też naszym - twórców - wyobrażeniem o rzeczywistości, którą stale poprawiamy, upiększamy i estetyzujemy. Stawiamy się w roli Stwórcy, bo mamy odwagę nieustannie kreować, poprawiać i zmieniać. Chciałbym znaleźć najpiękniejsze wyobrażenie o ostatnich chwilach mojego życia - zapowiadał Mikołaj Mikołajczyk przed premierą.
Grający w spektaklu aktorzy - Krystyna Kacprowicz-Sokołowska, Monika Zaborska, Krzysztof Ławniczak, Patryk Ołdziejewski i Piotr Szekowski - odgrywają zbiór teatralnych miniatur, które wypracowali w czasie prób. Nie mieli do opanowania jedynie tekstu. Reżyser podawał tematy do przemyślenia, przegadania i do działania. Z tych cegiełek układał się scenariusz. Często zaskakujący, nie tworzący klasycznej fabuły. Dlatego każdy może stworzyć swoją własną historię.
Zgodnie z zapowiedziami, aktorzy grają pomiędzy widzami. Tańczą i monologują wykorzystując bliskość widowni. Przemieszczają się wśród publiki, a ona jest wręcz zmuszona do zmiany pozycji, z której ogląda spektakl. Wiele sytuacji jest więc niepowtarzalnych, wyjątkowych. Ten spektakl jest wielkim wyzwaniem dla aktorów - cały czas są w ruchu, na dużych emocjach, blisko widza. Ta bliskość - mimo wygodnego ułożenia się na miękkim, czerwonym dywanie - nie zawsze jest przecież dla widza komfortowa. I o to właśnie chodzi. Nikt nie obiecywał, że do teatru przychodzimy dla komfortu, zwłaszcza tego psychicznego.
Emocjonalny rollercoaster
Co kojarzy się z umieraniem, odchodzeniem? Czego żałujemy? Co moglibyśmy zrobić lepiej? Te pytania wciąż przewijają się przez spektakl. Artyści proponują cały zestaw scenek, ale odpowiedzi nie udzielają. Najważniejszy jest tu bowiem sam proces poszukiwania. Widz musi być przygotowany na sporą dawkę groteski - raz jest wesoło, raz smutno. Taki emocjonalny rollercoaster. Podobnie jak w życiu.
Ile trwa umieranie w teatrze? Aktorzy ustalają, że 7,5 minuty, czyli dwa razy dłużej niż w operze. Z kolei w lalkach będzie to odpowiednio krócej - bo 3 minuty. Scena z umierającym Patrykiem Ołdziejewskim (Tylko ładnie umieraj - doradza Krzysztof Ławniczak) jest jedną z najmocniejszych w spektaklu. Filmowo, bo od strzału z broni, ginie też Monika Zaborska.
W spektaklu jest także miejsce, by zastanowić się nad rolą artystów. Co człowiek, zajmujący się sztuką, może powiedzieć drugiemu człowiekowi, który nie partycypuje w procesie produkcji upiększania rzeczywistości? Czy artysta jest w stanie ulżyć komuś w samotności, cierpieniu, w chorobie czy umieraniu? Czy sztuka ma taką siłę?
By poruszyć te kwestie, aktorzy nie boją się sięgnąć po swoje własne doświadczenia. Patryk Ołdziejewski nazywa Krzysztofa Ławniczka największym aktorem białostockiego Teatru Dramatycznego. Monodram Zapiski oficera Armii Czerwonej gra ponad 25 lat. A przecież młody aktor doskonale zna tekst i sam mógłby to zagrać. Z kolei Krystyna Kacprowicz-Sokołowska opowiada o swoim stosunku do reżyserującego przedstawienie Mikołaja Mikołajczyka, jest też miejsce na jej fascynację niemiecką tancerką i choreografką Piną Bausch. Do ciekawych należy też moment, w którym aktorzy wyciągają tarczę ze zdjęciem reżysera i każą widzom rzucać w nią złotymi woreczkami. Im celniejszy strzał, tym lepiej. Gdy sztuka się nie podoba, można się wyżyć.
Jak żyć, by niczego nie żałować?
Mikołaj Mikołajczyk jest choreografem i tancerzem - spektakl jest więc bardzo dynamiczny. Ruch jest jednym z elementów, za pomocą którego aktorzy komunikują się w widzami. To ruch wywołujący emocje, może być on różnorodnie interpretowany.
Ważną rolę odgrywa także muzyka, którą opracował i w pewnych momentach też wykonuje Patryk Ołdziejewski (kolejna udana realizacja). A rozbieżność jest duża. Od Wagnera, po Drupiego. Od utworu \'O sole mio wykonywanego przez Luciano Pavarottiego, po Milion alych roz Ałły Pugaczowej. W tej kreacji artyści zbliżają się do kiczu, balansują na granicy dobrego smaku.
W scenografii stworzonej przez Martę Hellę Fijałkowską, złoto (kotary, buty, siedzisko stołka) symbolizuje bogactwo Wenecji - zapierającego dech w piersiach miastach zbudowanego na wodzie, pełnego gotyckich pałaców. W kostiumie widzowie dostrzegą nawiązania literackie i filmowe - plecak z napisem Visconti i koszulkę z napisem Venezia. Sporo tu też zabawy włoskimi motywami, jak choćby wyliczane włoskie słowa, m.in. lamborghini, pizza, al dente czy Leonardo da Vinci.
Jest jeszcze interesująca warstwa wideo. Na suficie wyświetlany jest obraz na żywo rejestrowany przez kamerę (operatorem jest Monika Zaborska). Widzowie mogą więc po prostu zobaczyć siebie.
Na finał spektaklu publika może obejrzeć, co odpowiadała na pytania aktorów przed wejściem na salę. Najczęściej widzowie nie żałują oczywiście niczego, ale w pamięci zostaje kilka odpowiedzi. Żałuję oddanego majątku. Żałuję, że się urodziłam. Żałuję niewykorzystanych okazji. Żałuję straconych chwil. A czego żałują umierający? Żałują życia. Żałują tego, że umierają. Żałują tego, że miłość się kończy.
To przedstawienie jest rodzajem terapeutycznego seansu, który może przynieść oczyszczenie. Warto wziąć w nim udział.
Najbliższe spektakle - w piątek (21.09) o godz. 19.00 i w sobotę (22.09) o godz. 17.00. Kolejne już w październiku. Przedstawienie trwa ok. 90 minut. Jeżeli chodzi o ubiór, warto wybrać taki, w którym wygodnie położymy się na podłodze.
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z
Polityka cookies
. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu mechanizmu cookie w Twojej przeglądarce