Na Jagiellonii ciąży duża presja. Mecz z Wisłą będzie trudniejszy niż ten przeciwko Legii
W meczu kończącym 26. kolejkę gier w Lotto Ekstraklasie Jagiellonia Białystok zmierzy się na własnym stadionie z Wisłą Kraków. Przed wicemistrzami Polski bardzo trudne zadanie, bo po udanym początku roku wszyscy oczekują kolejnego zwycięstwa.
Grzegorz Chuczun
Skutki dobrej formy? Dodatkowa presja
Niby Jagiellonia nic nie musi. Niby celem był awans do grupy mistrzowskiej, który udało się już wykonać, więc teraz zespół powinien mieć luz. Ugra podium - będzie świetnie, zajmie miejsce szóste - też dobrze.
To jednak tylko pozory. Powtarzanych przez klubowe władze słów o celu w postaci grupy mistrzowskiej chyba ani na moment nikt nie brał na poważnie. Wicemistrzowie Polski, którzy nie stracili zbyt dużo na piłkarskiej jakości poprzez transfery wychodzące z klubu, mieliby teraz zadowolić się miejscem gdzieś w środku tabeli? Brzmi to co najmniej dziwnie.
Prawda jest taka, że Cezary Kulesza i spółka znów poczuli w żyłach krew. Poprzedni rok miał być niepowtarzalną szansą na osiągnięcie czegoś wielkiego, a tu - zaledwie chwilę po największym sukcesie w historii klubu - znów nadarza się okazja, by wynik powtórzyć, a być może nawet go poprawić. Pozyskanie Bezjaka czy Lazarevicia tylko potwierdza, że Jaga nie boi się inwestować. Bo kolejna feta w centrum miasta nie musi mieć miejsca za kilka sezonów. Może odbyć się już w maju. Maju 2018 r.
Presja zatem jest. Potęgują ją także kibice czy medialne pochwały skierowane w stronę białostockiego zespołu. Przecież Żółto-Czerwoni wygrali do tej pory wszystkie wiosenne spotkania, a Legię zdominowali tak, jak nikt inny w historii Ekstraklasy. Głupio byłoby więc teraz zamazać ten pozytywny obraz jakimś kiepskim występem przed własną publicznością z krakowską Wisłą.
Pełna mobilizacja
Ostatnie wypowiedzi białostockich piłkarzy mogłyby znaleźć się w jakimś poradniku dotyczącym kultury osobistej i profesjonalnego podchodzenia do wykonywanej pracy. Runje mówi, że trzeba być ostrożnym, bo to tylko futbol i wszystko może się szybko zmienić, a Burliga zaznacza, że zespół cały czas twardo stąpa po ziemi. Także Karol Świderski - joker w talii Ireneusza Mamrota - podkreśla, że przeszłość należy zostawić w tyle.
- Po meczu z Legią mówi się o nas bardzo dużo, dlatego bardzo ważna przed najbliższymi spotkaniami będzie nasza mentalność. Musimy się dobrze nastawić w głowach do tych meczów, aby nie myśleć o tym, co zdarzyło się przy Łazienkowskiej, tylko skupić się na tym, co przed nami. Wisła jest klasowym zespołem i ostatni mecz z Koroną zagrała bardzo dobrze, nawet jeśli nie udało się jej wygrać. Dominowała na boisku i była drużyną zdecydowanie lepszą, dlatego musimy być świadomi, że czeka nas być może nawet trudniejszy mecz niż w Warszawie - mówi na łamach oficjalnej strony klubu Karol Świderski.
Słoneczna w końcu jest twierdzą
W początkowej fazie sezonu problemem Jagiellonii była gra na własnym obiekcie. Po bardzo pechowej porażce z Piastem Gliwice w sierpniu 2017 r. sytuacja ta uległa zmianie. Żółto-Czerwoni w kolejnych ośmiu domowych meczach zanotowali sześć zwycięstw i dwa remisy, dzięki czemu białostocki stadion znów jest terenem, z którego wywiezienie jakichkolwiek punktów to misja wykonalna tylko dla tych ekip, które będą potrafiły wspiąć się na szczyt swoich możliwości.
Poważny ubytek Wisły
Przed poniedziałkowym (5.03) meczem w drużynie Ireneusza Mamrota niezdolny do gry jest jedynie Bartosz Kwiecień. Reszta zawodników - łącznie z poturbowanym w Warszawie Przemysławem Frankowskim - nie narzeka na problemy zdrowotne, a na dodatek nikt nie musi pauzować za nadmiar żółtych kartek.
Tego samego nie może powiedzieć trener Wisły - Joan Carrillo. Hiszpan będzie musiał bowiem na mecz z liderem przemeblować linię obrony. Wszystko dlatego, że w starciu z Koroną Kielce kartonik eliminujący z kolejnego występu zobaczył Maciej Sadlok.
Początek pojedynku pomiędzy Jagiellonią a Wisłą zaplanowany został na godz. 18.00. Tym razem pogoda ma być już nieco łaskawsza, dlatego wszyscy w białostockim klubie liczą, że trybuny przy Słonecznej wypełnią się liczniej niż w poprzednim pojedynku przeciwko Lechii Gdańsk, kiedy to na żywo mecz obejrzało niespełna 6000 osób.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl