Milczący protest na Rynku Kościuszki. Ból i oburzenie po śmierci Izy [ZDJĘCIA]
To nie był protest taki jak ubiegłoroczne strajki kobiet. Więcej w nim było milczenia, bólu, niż wykrzykiwanej złości. Kilkaset osób w sobotę wieczorem zgromadziło się na Rynku Kościuszki w proteście Ani jednej więcej!
Redakcja BialystokOnline
W sobotę i niedzielę w kilkudziesięciu miastach Polski organizowane są protesty pod hasłem Ani jednej więcej! oraz marsze dla Izy. To reakcja na tragiczną śmierć 30-latki z Pszczyny. W szpitalu, pomimo że odeszły wody płodowe, nie usunięto jej obarczonego licznymi wadami płodu. Czekano aż przestanie bić jego serce. W tym czasie w organizmie kobiety rozwinęła się sepsa. Zmarła. Tuż przed śmiercią pisała do bliskich, że lekarze nic nie robią przez zmienione prawo ws. dopuszczalnych przypadków przerywania ciąży.
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października ubiegłego roku usuwanie ciąży nie jest możliwe, nawet jeśli dziecko ma wady letalne.
Protest ku pamięci Izy odbył się na Rynku Kościuszki w Białymstoku. Wzięły w nim udział głównie kobiety. Wiele z nich miało ze sobą zdjęcia Izy. Niektórzy uczestnicy podnosili transparenty. Przeważały napisy Ani jednej więcej, ale były też takie: Jej serce też ciągle biło, To jest barbarzyństwo. Brońmy naszych córek... Brońmy naszych wnuczek..., Zabili jedną z naszych sióstr. Uczestnicy trzymali lampki i znicze.
Przez większość czasu protest miał milczący charakter. Od czasu do czasu wybrzmiewały okrzyki Ani jednej więcej!. Między sobą rozmawiano o tragedii w Pszczynie, ale najczęściej oburzano się coraz to gorszą sytuacją kobiet w Polsce.
- Kobiety umierają, a tak nie powinno być. Mamy prawo decydować o swoim ciele, o swoim życiu, a jest tak jak widać. Niestety - mówiła w rozmowie z nami jedna z uczestniczek.
- Uważam, że jest to obowiązek każdej kobiety, by tu być. Nikt nie ma prawa decydować o naszym ciele, życiu. To jest tylko i wyłącznie nasz wybór. Ciało kobiety i to, czy chce nosić dziecko, czy chce być matką, czy ma do tego warunki czy nie, to tylko i wyłącznie jej decyzja. Niedługo będzie tak, że nie będzie mogła się ubierać tak jak chce, myśleć tak jak chce. Będzie myślała, że dziewczynki są gorsze i mają mniej praw niż chłopcy. No i mogą umierać. W imię czego? - mówiła inna z protestujących.
Narzekała, że w naszym kraju, zamiast pomagać kobietom, politycy zajmują się sprawami aborcji:
- Zamiast pomagać kobietom, które potrzebują pomocy, żeby zajść w ciążę, żeby pomóc ludziom adoptować dzieci, tak naprawdę jest pseudopolityka prorodzinna, która nie pomaga zakładać rodzin.
Wiele osób przyszło na Rynek Kościuszki z bardzo osobistych powodów.
- Jestem tu z powodu mojej matki, która wychowuje teraz 20-letniego, niepełnosprawnego syna. Widzę, jak to ją niszczy. Ona jest już znerwicowana, popada w alkoholizm. Ja nie wyobrażam sobie, bym miała takiego syna, czy jeszcze bardziej chorego. Nie zgadzam się na ten heroizm, by wychowywać syna niepełnosprawnego, takiego, którego nie da się wyleczyć. Przez to, co się dzieje w Polsce, nie zamierzam być już więcej matką. Wystarczy, że mam jedno dziecko - mówiła kolejna uczestniczka manifestacji.
- Jestem tu z powodu moich dzieci. Jedno było bezczaszkowcem, drugie zmarło, ponieważ obumarły mu płuca. Ta ustawa powoduje tylko to, że nie zajdę z żadną ciążę, a przynajmniej nie w tym kraju. Wyjadę - mówiła nam łamiącym się głosem, ze łzami w oczach inna z pań. - Dla moich dzieci nie ma tu miejsca.
Zwracała też uwagę na to, że przy śmierci człowieka, który już się urodził, ważne jest nie to, czy bije mu serce, tylko to, czy ma aktywność mózgową. W przypadku płodu ważne jest natomiast tylko, czy bije mu serce. Tak było w przypadku ciąży, którą nosiła.
- W tym momencie mamy kolejny absurd, bo u żyjącego człowieka, który nie ma aktywności mózgowej jest śmierć. A tu się to nie liczy.
Zgromadzenie na Rynku Kościuszki próbował zakłócić ekologiczny aktywista Rafał Kosno. Zaczął wykrzykiwać, że codziennie w Polsce umiera 300 osób z powodu złej opieki medycznej i twierdził, że protestujący wykorzystują śmierć do celów politycznych. Za to został wygwizdany. Pod jego kierunkiem zaczęto skandować błazen, wyp.......ć, zagłuszyły go okrzyki Żadnej więcej!. Z podwyższenia zabrała go policja.
- Polską rządzą rycerze. A rycerze to są zakute łby. Tu był taki jeden - komentował sytuację jeden z uczestników.
- Sama należę do kobiet, które nie chcą zajść w ciążę. Na pewno nie w tym kraju - zakończyła uczestniczka protestu.
Zaraz po tym Rynek Kościuszki wypełniły okrzyki: Żyję, czuję, decyduje i Rewolucja jest kobietą!.
Ewelina Sadowska-Dubicka
ewelina.s@bialystokonline.pl