Mąż nadużywał alkoholu. Żona usłyszała wyrok za zadanie mu śmiertelnych ciosów
On pił, były awantury. Zakończyły się tym, że żona pobiła męża. Doznał licznych obrażeń, co spowodowało jego zgon. Teraz 25-latka usłyszała skazujący wyrok.
Dorota Mariańska
Więzienie za śmierć męża
W środę (18.01) Sąd Okręgowy w Białymstoku zdecydował, że Magdalena P. spędzi najbliższe 4 lata w więzieniu. Skazujący wyrok zapadł w ciągu jednego dnia, bez przeprowadzania procesu i przesłuchiwania świadków. Kobieta przyznała się do spowodowania u męża śmiertelnych obrażeń ciała i dobrowolnie poddała się karze. Takiemu obrotowi sprawcy nie sprzeciwiła się prokuratura ani rodzina zmarłego.
- Wyjaśnienia oskarżonej nie budziły wątpliwości w zestawieniu z zebranym materiałem dowodowym. Dotychczasowy sposób życia Magdaleny P. oceniany jest pozytywnie. Kara, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jest sprawiedliwa – mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Wiesław Żywolewski z Sądu Okręgowego w Białymstoku.
Sędzia, wymierzając karę, uwzględnił również to, że kobieta jest matką małoletnich dzieci - rocznej dziewczynki i 4-letniego chłopca. Docelowo groziło jej od 2 do 12 lat pozbawienia wolności.
Co się właściwie stało?
Przypomnijmy, że śledczy zarzucili Magdalenie P. spowodowanie w okresie od 14 do 18 czerwca 2016 r. ciężkiego uszczerbku na zdrowiu jej męża w postaci choroby realnie zagrażającej życiu. Ostatecznie 18 czerwca mężczyzna zmarł.
Wcześniej kilkakrotnie dochodziło do awantur między małżonkami, których główną przyczyną było nadużywanie alkoholu przez Rafała P. W ich trakcie Magdalena P. zadawała pokrzywdzonemu ciosy, uderzając go po całym ciele pięściami, jak też kopiąc go nogami w okolice klatki piersiowej, brzucha, dolnej i górnej części pleców oraz popychając go na drzwi i przyciskając do framugi. Małżeństwo mieszkało w miejscowości Przystawka w gminie Janów.
W wyniku tych zdarzeń pokrzywdzony doznał licznych obrażeń, w tym głównie licznych wylewów krwawych na całej powierzchni tułowia, kończyn górnych i dolnych, pęknięcia wątroby i śledziony, krwiaków w płatach dolnych obu płuc, wylewów krwawych do obu nerek oraz innych obrażeń, przy czym na skutek pęknięcia wątroby z krwotokiem wewnętrznym nastąpił zgon pokrzywdzonego. Ponadto w chwili śmierci Rafał P. znajdował się pod wpływem alkoholu.
- Rafał zawsze był zazdrosny, ja siedziałam całymi dniami w domu. Lubił popić po pracy. Zmienił się na gorsze, po tym jak zabrali mu prawo jazdy za prowadzenie samochodu po alkoholu i po przeprowadzce, bo zyskał towarzystwo do picia. Sama też kupowałam mu alkohol, bo bez tego były kłótnie albo on chciał sam jechać do sklepu. Nasze kłótnie zaczęły się od tego, że on chował różne rzeczy. Kluczyki, pieniądze, wódkę. Nie chciał, żebym chodziła do pracy, o to też się kłóciliśmy. Wyzywał mnie od kurew, szmat, dziwek, nic do niego nie docierało. Nawet na chrzcinach dziecka był pijany. Szarpanie się z mężem zdarzało się raz na dwa tygodnie, miesiąc. Było nawet tak, że nasikał na moją głowę, kopnął mnie w krocze – mówiła w postępowaniu przygotowawczym Magdalena P.
Oskarżona jeszcze przed procesem wyjaśniała w prokuraturze, że na ciele Rafała P. zawsze były siniaki, ponieważ jak pił, to często uderzał o coś, np. ręką lub nogą o ścianę. Twierdziła, że o siniaki męża to ona zawsze była, bez powodu, obwiniana. Miała ona także nie zgłaszać alkoholizmu męża z powodu wstydu, jaki w związku z tym odczuwała oraz ze względu na to, że posiadał on już wyrok w zawieszeniu, co powodowało zagrożenie, że trafi za kraty, a wtedy, jej zdaniem, dzieci straciłyby ojca.
On też mnie tłukł. Bardzo go kochałam
- Nie chciałam doprowadzić do śmierci męża. Nie mam problemu z alkoholem. On też mnie tłukł. Bardzo go kochałam. Gdyby do takiej sytuacji doszło jeszcze raz, nie uderzyłabym go wtedy na łóżku. On tej nocy zaczął mnie kopać w nogę oraz plecy i ja w obronie mu te kopniaki oddawałam. Zadałam mu 4-5 ciosów, byłam na wpół śpiąca. Wypiłam wtedy tylko jedno piwo. On potem wstał z łóżka i wyszedł do innego pomieszczenia. Ja zasnęłam, a ok. 5 rano znalazłam go leżącego na podłodze, martwego. Tego wieczora nie kłóciliśmy się, nie krzyczeliśmy – tak tragiczne zdarzenie opisywała Magdalena P.
Kobieta na salę rozpraw została doprowadzona z aresztu. Tam też pozostanie do momentu uprawomocnienia się wyroku. Zależy jej na jak najszybszym odbyciu kary. Chce wrócić do dzieci.
Dorota Mariańska
dorota.marianska@bialystokonline.pl