Aktualności

Wróć

Mam inne zdanie. Wolno wierzyć w ufoludki, nie wolno w spaghetti [FELIETON]

2013-03-25 00:00:00
Grupy quasi-wyznaniowe, takie jak Kościół Latającego Potwora Spaghetti czy Międzygalaktyczny Kościół Wiecznej Wilgoci są uważane za parodię, głupi wymysł. W świecie ludzi racjonalnych nie ma miejsca na żart - a gdzie w tym wszystkim wolność wyznania?
Fanpage Kościóła Latającego Potwora Spaghetti
Okazuje się, że w kraju o bogatej tradycji katolickiej, w którym szczególnie z okazji świąt kościoły pękają w szwach, nadzwyczaj aktywnie podejmowane są dyskusje na temat nowych - lub nietypowych - związków wyznaniowych. Okazuje się też, że wolność, jaką bardzo sobie cenimy, sami traktujemy bardzo wybiórczo - oczywiście używając jej do własnych potrzeb.

Muszę przyznać, że nie słyszałem wcześniej o Potworze Spaghetti ani jego Kościele. Jest to niezwykle dziwne, chociażby biorąc pod uwagę zasady wiary, które - nawet nie wiedząc o tym - w części każdy z nas pielęgnuje. Na oficjalnej stronie można bowiem znaleźć jeden z obrzędów polegający na świętowaniu w dniach 24-26 grudnia poprzez celebrowanie filmu Kevin sam w domu. Stało się jasne, dlaczego jest to stały punkt rokrocznej ramówki świątecznej. Widać Kościół Latającego Potwora Spaghetti ma swoich wyznawców w Polsacie. Nie wspomnę nawet o wizji nieba, która absolutnie przebija wszystkie inne.

Oczywiście takich śmieszno-strasznych projektów religijnych pojawiają się na świecie miliony i rozumiem, że rejestrując wszystkie, państwowe instytucje nie robiłyby nic innego. Ale jeżeli mówimy o wolności wyznania, to ja rozumiem ją jako możliwość wyznawania wszystkiego, co nie jest społecznie szkodliwe czy obraźliwe w odniesieniu do lokalnej kultury. Rozumiem, że Potwór Spaghetti obraził czyjeś uczucia i z tego powodu nie doczekał się rejestracji. Jak w tym kontekście rozumieć prężnie rozwijający się kościół scjentologiczny - od lat czekający na ufoludki? Myślę, że jeżeli znani aktorzy firmują swoim nazwiskiem strukturę opartą na kontaktach z siłą kosmiczną i wierzą w istnienie ufolków, to wiara w makaron jest zdecydowanie bardziej przyziemna.

Fascynujące, jak człowiek potrafi ignorować istotne problemy udając, że ich nie ma, jednocześnie znajdując je tam, gdzie faktycznie nie istnieją. W świecie ogarniętym przez zarejestrowane związki wyznaniowe jawnie ograniczające wolność swoich członków i wywierające presję psychiczną oraz fizyczną, organizacja luźno odwołująca się do tematu wiary jest uznawana za formalnie zbędną. Sekta wierząca w przyjaciół i nieprzyjaciół z innych planet na dobre działa i cieszy się z kolejnych ofiar, a rejestracji odmawia się zupełnie niegroźnej grupie quasi-religijnej. Absurd.

Czyli nie wolno wierzyć w spaghetti. Ja osobiście i tak wolę ziemniaki, więc jest mi wszystko jedno. Ale żal mi Pastafarian i całym sercem jestem z nimi w tych trudnych chwilach. Uważam, że jest to jawna dyskryminacja. Jeżeli ktoś faktycznie wierzy - a przecież nie jesteśmy w stanie na 100% stwierdzić, że tak nie jest - to wolność wyznania powinna gwarantować mu rejestrację. Taka religijna grupa kulinarna też mogłaby pozyskać sławnych członków - jest w Polsce kilku znanych kucharzy.

Z drugiej strony, z powodzeniem funkcjonuje wiele grup nieformalnych: wyznawców telewizora, porannej kawy, ekstremalnie wypaczonych zwolenników jakiejś partii, ekstremalnie wypaczonych przeciwników jakiejś partii. Wszyscy, choć z zaciekłością wyznają swoje religie, powstrzymują się przed formalizowaniem tych związków. Może nie czują takiej potrzeby, a może jest to ich prywatna sprawa. I to jest według mnie prawdziwa wolność wyznania.

Zapraszam do udziału w dyskusji na Facebooku
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl