Mam inne zdanie. Świąteczna wojna o mięso [FELIETON]
2013-03-18 00:00:00
Absurdy życia codziennego nawet w XXI wieku spotykają nas na każdym kroku. Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych postanowiłem dziś podzielić się jednym z nich, który - według wiarygodnych źródeł - powtarza się regularnie przed każdymi świętami...
sxc.hu
W czasach dobrobytu, kiedy każdy towar jest dostępny od ręki, jeżeli tylko możesz za niego zapłacić, mamy dziwną potrzebę magazynowania żywności. To jest wręcz obsesja. Ja rozumiem, że osoby starsze mają swoje przyzwyczajenia. Ale przy okazji świąt okazuje się, że wszyscy tak mają.
Równie śmieszne, co straszne. Nagle zaczyna panować panika. Na co dzień kupujesz kilka plastrów wędliny - a przed świętami dziesięć kilo. Normalnie wystarczą cztery bułeczki na weekend, ale jeżeli jest to weekend świąteczny, trzeba do tego kupić dwa bochenki chleba (oczywiście półtora bochenka ląduje tydzień później w koszu). Każdy zachowuje się, jakby jutro miało w sklepach zabraknąć jedzenia. Święta trwają dwa dni, a z tego powodu sklepy - jak za komuny - muszą nakładać limity dopuszczalnej ilości zakupionego mięsa, cukru i jajek. Pomijając nawet kwestię naszej polskiej tradycji, według której święta służą właśnie do tego, żeby się nażreć i napić - a nie żeby wspominać wydarzenie, które nadało im tytuł i sens - w tym okresie obchodzimy bardzo hucznie wielkie święto konsumpcjonizmu.
Komicznie wygląda szczególnie wielka walka o mięso w hipermarketach, które na okres promocji - osławiona już przez niektórych promocja na schab w sklepach Carrefour, czyli 10,99 za kg i uwaga dziś ostatni dzień - jednocześnie nakładają limit zakupionych kilogramów na osobę. Powszechne jest zjawisko bumerangu - szczególnie starsze panie są na tyle sprytne, że wykupują swój limit, płacą przy kasie i natychmiast wracają do kolejki po kolejne kilogramy. Takich rundek potrafią wykonać według niektórych świadków nawet do kilkunastu. Do tego dziwacznego wyścigu dołączają - o dziwo - także ludzie młodzi.
O co chodzi? Naprawdę boimy się, że zabraknie? W weekend świąteczny faktycznie może zjemy trochę więcej, trochę lepiej, bardziej wyrafinowane i droższe potrawy. Na pewno potrzebujemy więcej jajek. Ale czy warto potem przez tydzień jeść czerstwiejące bułki i mrozić psujące się wędliny? Nie lepiej normalnie we wtorek pójść do sklepu i normalnie kupić świeże pieczywo, pomidorki, serek?
Szanowni Konsumenci! Jest naprawdę duża szansa, że po świętach nadal w sklepach na półkach będzie jedzenie. Takie same, tej samej jakości, świeże. Powiem więcej - nie będzie limitowane. Zaopatrzenie domu w tony żywności przed świętami pewnie ma jakieś plusy, z pewnością zechcecie mnie o nich przekonać na Facebooku. Ja widzę jeden znaczący minus - dla wielu osób może w tym okresie zwyczajnie zabraknąć mięsa. Kupując czternasty kilogram wołowiny, pomyśl o tych, którzy stoją za tobą w kolejce. Może resztę kupisz zwyczajnie - po świętach?
Bierzesz udział w wojnie o mięso przed świętami? Jaki jest Twój rekord niepotrzebnych zakupów spożywczych? Zapraszam do dyskusji na: Facebooku
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z
Polityka cookies
. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu mechanizmu cookie w Twojej przeglądarce