Aktualności

Wróć

Mam inne zdanie. Popularność mierzona lajkami [FELIETON]

2013-09-30 00:00:00
Jakże prawdziwe są słowa klasyka, że jak cię nie ma na Facebooku to nie istniejesz. Jakże fajny to zwyczaj, gdy sympatię do siebie wyrażamy lajkując się wzajemnie. I jakże durna tendencja do polubiania wszystkiego bez wyjątku, od reklam podpasek, po tragedię najbliższych.
sxc.hu
Życie towarzyskie nie istnieje bez Facebooka. Z badań wynika, że większość młodych ludzi woli zgubić portfel z dokumentami i kasą niż smartfon z dostępem do portali społecznościowych. Wielu jest krytykantów i www-sceptyków, ale rzeczywistości się nie da oszukać. Przechodzimy do strefy e-życia.

Czy to źle? Czy gorzej? Kiedyś bawiliśmy się na podwórkach i w piwnicach, teraz wystarczy usiąść do klawiatury i jesteśmy na imprezie. Zmienia się jakość relacji, ale czy na gorsze? Generalnie mam inne zdanie. Inaczej, nie znaczy gorzej.

No, chyba że potrzebę akceptacji i swoją obecność zaznaczamy lajkami. Okej, można lubić zdjęcie koleżanki z egzotycznego wypadu na biwak nad jeziorem, można kliknąć lubię to pod fotką nowego potomka, którym chwali się kumpel (swoją drogą, czasem te fotki noworodków też są hardcorowe). Ale kierunek, w jakim idzie lajkowanie, często przybiera absurdalny wymiar.

Są trzy rodzaje lajkowiczów. Pierwszy - uniwersalny. Klikają we wszystko co popadnie, aby tylko pojawić się w statystykach u kolegi, koleżanki. To są te same osoby, które zapraszają do znajomych nawet tych, których minęły na ulicy, które otwierają wszystkie reklamy i grają w gry online - których wyniki oczywiście również są widoczne u znajomych.

Druga grupa to osoby klikające w rzeczy ważne. To są misjonarze Facebooka. Przesyłają zaproszenia do różnych akcji, powiadamiają o istotnych dla świata sprawach, udostępniają zdjęcia chorych psów z adnotacją że Facebook płaci jeden grosz za każdy lajk.

Ostatni klan klikaczy to bezmyślni ekstremiści. Bezmyślni, bo nie zwracają uwagi na logikę swojego działania i jego znaczenia. Ekstremiści - bo ich lajki lądują pod wydarzeniami i zdjęciami o wymiarze ekstremalnie poważnym. Zawaliła się stodoła - lajk. Rolnikowi urwało rękę - lajk. Pali się kościół - lajk.

Chęć zaistnienia w sieci? Potrzeba przekazania znajomym ważnej wiadomości? Jaki jest powód, że ktoś naciska lubię to! na wydarzenie, którego wręcz nie można lubić? Lubisz czyjeś nieszczęście? O co tu chodzi?

Nie wspomniałem jeszcze o jednej grupie internautów, których aktywność właściwie jest niezauważalna i świat nie jest w stanie zanotować ich jakże ważnych działań. Jest grupa zakonspirowanych, którzy odnajdując na fejsie pewne zdjęcia, wydarzenia czy akcje, klikają lubię to. Robią to wyłącznie po to, żeby od razu kliknąć nie lubię. I taka formuła, choć mocno anonimowa, przemawia do mnie najbardziej.

A Ty - co lubisz?

Zapraszamy do dyskusji na Facebooku.
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl