Aktualności

Wróć

Mam inne zdanie. Niemiec płakał jak sprzedawał! [FELIETON]

2013-10-28 00:00:00
Solidne, bezawaryjne, serwisowane auto z oryginalnym przebiegiem i udokumentowaną historią - sprzedam. Za granicą emeryt dbał jak o żonę - szanował, nigdy nie uderzył i przez całe lata trzymał w garażu...
sxc.hu
Jesień to nie najlepsza pora na kupno samochodu, zwłaszcza jeżeli jest on z kategorii tych na ef. Zbliża się sezon ogórkowy dla komisów, handlarzy, dla sprzedających auta. No, chyba że mają wyjątkowe cuda, których na niemieckich szrotach dziś już jak na lekarstwo. Czy wierzyć internetowym doradcom? Mam inne zdanie.

Niemiec płakał jak sprzedawał - hasło znane w całej Polsce. Wszędzie roi się od niebitych, szanowanych aut z oryginalnym przebiegiem, którymi tylko w niedzielę niemiecki ksiądz swoją rodzinę po plebanii woził. Sprawdzone marki, bezawaryjne modele i niekręcone liczniki - oto motoryzacyjny second hand. Czyżby?

Przez pewien czas obserwowałem na Facebooku pewien eksperyment. Forum, poproszone o pomoc w wyborze samochodu, spośród podanych dwóch marek rozpisało się bujnie. Oczywiście głosy podzieliły się na trzy - dwa po przeciwnych stronach, opowiadając się za jednym z modeli, a trzeci po środku - z uporem pytając o kolor. Wybór nie nastąpił.

Co najmniej połowa głosów potwierdziła funkcjonujący stereotyp o awaryjności francuzów i solidności niemców. Druga połowa potwierdziła inny stereotyp - o tym, że Polak wybitnym specjalistą od wszystkiego jest. Jeszcze inna połowa (mhmm, to już trzecia?) w dobie wszechobecnych zamienników i chińskich podróbek obstawała przy stereotypie, że japończyka drogo naprawiać, a koreańczyka to w ogóle nie warto.

Doradzanie mamy we krwi, podobnie jak kręcenie liczników i podrabianie książek serwisowych. Znamy się na mechanice, naprawie i poprawnej eksploatacji, zapełniamy gęstym drukiem fora motoryzacyjne, dzieląc się bezcennymi informacjami o tym, że audi to prawie jak volkswagen, a volkswagen to właściwie skoda - no, a skodą jeździć to obciach.

Nie jest łatwo podjąć decyzję o zakupie auta. Inwestycja może okazać się większa niż przewidujemy. Ale chyba najgorszą decyzją, jaką można podjąć, jest opieranie się na internetowych poradnikach, z których co drugi powtarza stereotypy, a co czwarty chwali auto, którego jest dumnym posiadaczem - nawet jeżeli naprawy kosztowały już równowartość egzemplarza prosto z salonu.

Czy są marki bezawaryjne i te, które się psują? Czy lepiej jeździć wiekowym VW niż nowym fiatem? Czy francuskie cudo non stop się psuje, a japońskie nigdy? Czy zawsze da się rozpoznać samochód po przejściach? Odpowiem tak: to wszystko oczywiście zależy od tego... jaki kolor!

Zapraszamy do dyskusji na Facebooku.
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl