Mam inne zdanie. My słowianie... [FELIETON]
Zabawne, że jedną z największych atrakcji przed świętami, podczas których wspominamy czyjeś narodzenie, jest coroczny dylemat - jak zabić...
4freephotos.com
Czy to Biedronka na TBSach, Lidl na Dziesięcinach, czy Żabka na Białostoczku - wszystkie centra handlowe notują przedświąteczne żniwa. Tłumy turystów masowo odwiedzają sklepy i ryneczki w poszukiwaniu potencjalnych prezentów świątecznych, maku na tradycyjną kutię oraz choćby półżywego karpia.
Magia świąt, mylnie uważanych za najważniejsze w roku, sprawia że ilość człowieka na metr kwadratowy spożywczaka bije rekordy z roku na rok. Ilość człowieka, który podobno zarabia za mało i totalnie nie ma na nic czasu. Ale statystyczny Białostoczanin dumnie wydaje resztki wypłaty na tradycyjne dwanaście potraw - no i na komplet Lego za trzy tysiące.
Zabawne, że jedną z największych atrakcji przed świętami, podczas których wspominamy czyjeś narodzenie, jest coroczny dylemat - jak zabić. Świecką, słowiańską tradycją jest wymyślanie wysublimowanych pomysłów, jak ukatrupić karpia.
Pani Jolanta z PSS-u bierze rybę i tłucze głową o blat stołu. Zdezorientowany karp nawet nie piśnie i wkrótce oczywiście przenosi się na łono Abrahama. Ryszard - rzeźnik z wieloletnim stażem, z zaskoczenia odrąbuje swojemu karpiu głowę. Fryzjerka, pani Dagmara, jako że nie potrafiłaby patrzeć na taką makabrę - zwyczajnie zamyka żywego karpia w zamrażarce.
Jedni głodzą rybę na śmierć, inni przeciwnie - karmią gościa w wannie aż zemrze z przejedzenia. Jeszcze inni częstują prądem. Ile osób, tyle sposobów. W każdym jednak przypadku, konsekwentnie i niezmiennie kupujemy karpia żywcem, żeby go osobiście załatwić. Taka świecka, słowiańska tradycja.
Jakkolwiek karp uważany jest za nieodłączny atrybut bożonarodzeniowego stołu, nie wiadomo czy za rok albo dwa będziemy go jeszcze spożywać w wigilię. Po pierwsze, jest to podobno coraz mniej rentowny biznes w dobie zalewu chińskich podróbek, po drugie zaś - wchodzą nam na stół nowe tradycje.
Tradycyjne dwanaście potraw dziś już nie wszędzie przypomina stół naszych dziadków, z którego pachniało suszonymi grzybami i kompotem. Coraz częściej zdziwiony karp wychyla się spomiędzy sałatki krabowej i krewetkowych szaszłyków. Mamy wyobraźnię, my - słowianie...
Chociaż strasznie głupie jest to zamieszanie, bieganina, mordowanie bogu ducha winnej ryby i wydawanie ostatnich pieniędzy na śnieg w sprayu, to cały ten ambaras jest częścią tradycji. I to zmęczenie, i drogie prezenty, nawet Kevin sam w domu. Czy warto zmieniać tradycję? Mam inne zdanie.
A jak Ty zabijesz w tym roku swojego karpia?
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl