...mnie dziś nie będzie cały dzień. Zrób ojcu coś do jedzenia, bo będzie siedział głodny... usłyszałem wczoraj fragment rozmowy telefonicznej. Kobieta w wieku przedemerytalnym, matka i żona, zostawia swoje ognisko na jeden dzień i martwi się, że mąż umrze z głodu.
Pomyślałem sobie - koleś jest pewnie inwalidą, czy coś. Ale potem przyszło mi do głowy, że pokolenie naszych ojców i dziadków faktycznie jest deko skrzywione i przywiązane do ról w rodzinie. Ten męski, twardy samiec, nie będzie przecież babrał się w kuchni z masłem i pasztetem. Ojciec rodziny, podpora i fundament - będzie obierał ziemniaka albo dusił mielone? Od tego jest baba.
Przesadzone i uogólnione jest pojęcie facetów kiedyś i teraz. Przesadzone i uogólnione jest porównanie ze świnią. Oczywiście są pewne zachowania, przez które faktycznie pozwalamy się klasyfikować jako różne zwierzęta - psy, osły, barany albo wspomniane świnie.
Kiedyś stereotypowy ojciec i mąż wracał urobiony po pachy, a żona przez osiem godzin jego pracy siedziała w domu. Wymagał więc, żeby była zupa (nie za słona), żeby była czysta, wyprasowana koszula, zacerowane skarpetki i grzeczne, ciche dzieci. Żona mogła wymagać najwyżej, żeby się podsunął na kanapie i w przerwie meczu dał zobaczyć kawałek serialu.
Dziś stereotypowy ojciec i mąż wraca równie urobiony po pachy - ale w domu spotyka żonę, która też ledwo wróciła. Więc co robi nowoczesny mąż? Spina pośladki i staje obok żony w kuchni. Na szybkiego robi się zupa (nie za słona), mielone, obiad. Czy to czyni nas mało męskimi? Myślę że nie. Świniami? W żadnym wypadku.
Szczerze mówiąc, myślę, że te świnie z pokolenia naszych przodków, też są ofiarami śmiesznych zachowań żeńskiej części społeczeństwa. No bo jak facet jest traktowany jak niepełnosprawny, to w końcu się taki staje. Jak mu kobita podsuwa wszystko pod nos, to sama sobie wychowuje pasożyta.
Kochane, opiekuńcze menedżerki domowego ogniska, niestety przez lata miały problem z delegowaniem obowiązków partnerowi. Zarządzanie sobą w czasie opanowane do perfekcji, zarządzanie relacjami, zarządzanie zaległościami - niepisane życiowe certyfikaty. Ale podział obowiązków - do bani.
Całe szczęście, że my - faceci XXI wieku - umiemy wywalczyć sobie miejsce przy zlewie czy garnku z zupą. Potrafimy zrobić sobie kanapkę, umyć podłogę i wstać w nocy do płaczącego dziecka. Czy to oznacza, że nasze żony nie zadzwonią kiedyś do swoich córek, żeby dały nam jeść, bo umrzemy z głodu? Zadzwonią. Bo przecież facet to leń, leser, obibok. Normalnie - świnia...
Zapraszamy do dyskusji na
Facebooku.