Kultura i Rozrywka

Wróć

Mały zachwyt Mniejszym złem

2009-10-29 00:00:00
Fabuła ciekawa, choć nieprzekonywująca. Wielcy aktorzy i bezbarwne kreacje. Lata 80. Na ekrany kin wszedł najnowszy film Janusza Morgensterna z Lesławem Żurkiem w roli głównej.
Student filologii polskiej debiutuje nowoczesnymi wierszami. - A może teraz jakaś dłuższa forma? - pyta go wykładowca. Dłuższej formy nie pisze, a przepisuje z rękopisu wariata (świetna, jak zawsze kreacja Wojciecha Pszoniaka). Potem jeszcze kradnie słuchowisko radiowe. Wydaje się, że robi to wbrew sobie, ale nie potrafi też oprzeć się presji otoczenia: rodziców, znajomych czy zagranicznego korespondenta. By uniknąć wojska, leczy się w Tworkach. Niechętnie podpisuje list protestacyjny przeciw cenzurze. Unika współpracy z SB. Zawsze udaje mu się spaść na cztery łapy, głównie dzięki oszustwom. W końcu następuje w nim wewnętrzna przemiana.

Udani rodzice

Bez wątpienia najlepsze kreacje w filmie stworzył Janusz Gajos i Anna Romantowska, filmowi rodzice Kamila. Ojciec to oportunista, który potrafi dostosować się do każdej sytuacji. To on przedstawia teorię mniejszego zła. Gdy trzeba, stawia na biurku popiersie Stalina, potem uroczyście zawiesi portret papieża. Walczył w AK, teraz jest w Partii. Wyśmiewa poetyckie poczynania syna, a gdy ten zostaje doceniony, kupuje mu maszynę do pisania. Jednocześnie to pocieszny Sancho Pansa ze swoją receptą na życie. Matka jest rozgoryczoną i zaniedbaną panią domu. Kiedyś, jak mówi, zbuntowana i rozmarzona, teraz tylko snuje się po mieszkaniu, wypominając mężowi wyimaginowane zdrady i grożąc rozwodem.

Kobiety bez wyrazu i plejada gwiazd

Choć główny bohater o to nie zabiega, kobiety, urzeczone jego wizerunkiem poety, do niego lgną. Sympatyczka opozycji, ordynatorka szpitala psychiatrycznego (Tamara Arciuch) w ciągu kilu godzin zakochuje się w Kamilu. Ten wychodzi ze szpitala i znika postać lekarki. Tak samo urywa się wątek ciężarnej aktorki (Magdalena Cielecka). Są jeszcze koleżanki ze studiów - zarażająca chorobami wenerycznymi i uzdolniona poetka. Wszystkie bezbarwne i mało przekonywujące.

Morgenstern zaangażował do produkcji mnóstwo świetnych aktorów. Jest Borys Szyc (tu jako grzeczny, choć niepokorny opozycjonista), Mirosław Zbrojewicz (świetnie nadaje się na esbeka), Daniel Olbrychski, Olaf Lubaszenko, Bożena Dykiel, Marek Siudym i nasz białostocki akcent - Andrzej Zaborski.

Słaby scenograf i sporo kiczu

W scenografii Mniejszego zła rozkoszować się mogą łowcy filmowych wpadek. W tle widać reklamę Relay, są znaczki pocztowe z 1996 r., samochody z lat 90. czy nowoczesne krany - to tylko niektóre przykłady. W porównaniu z Ile waży koń trojański?, powiedzenie, że film wypada blado, jest delikatne.

Bohater ogląda podpisywane wielkim długopisem porozumienia sierpniowe. A po scenie, gdy wstaje z łóżka i od razu włącza telewizor, z góry wiadomo że przemówi zeń Jaruzelski - jest 13 grudnia 1981 r. Potem idzie obok kina Moskwa... W filmie niestety naciąganych scen jest wiele: niemal jednoczesna śmierć rodziców czy wyjście z więzienia.

Tuż po projekcji nasuwa się nieodparte wrażenie, że oglądaliśmy jakiegoś filmowego średniaka. Zakrawający na kino ambitne, ale nie do końca udany obraz. Może właśnie reżyser chciał, by aktorzy byli nijacy, grali bezbarwnie, a kicz mieszał się z patosem. Taki był bohater - ani zimny, ani gorący - letni. Taka była jego historia - udawał wariata, ale nie podpisał lojalki. Takie dla wielu Polaków były lata 80.
E.S.