Likwidacja WSAP jednak nie taka pewna. Władze uczelni tłumaczą się
Wniosek o likwidację jest, ale to nie znaczy, że WSAP przestanie istnieć. Uczelnia niepubliczna decyzję o zamknięciu uzależnia od tego, czy sprzeda Pałacyk Lubomirskich i ilu będzie miała studentów. A to będzie wiadomo w październiku.
Ewelina Sadowska-Dubicka
Likwidacja jeszcze nie przesądzona
Władze Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku wyczerpująco odniosły się do informacji o likwidacji uczelni. Jeszcze kilka dni temu niewiele mówiły na ten temat. Dziś potwierdzają.
- Wniosek o zgodę na likwidację został złożony do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sierpniu. Jest to wniosek, z którego być może skorzystamy, ale wcale nie musimy - wyjaśniał dziennikarzom kanclerz uczelni Rafał Taszycki. - Gdybyśmy dostali zgodę na likwidację uczelni, w październiku podejmiemy decyzję co dalej. Być może z tej zgody będziemy chcieli skorzystać w tym roku, być może w przyszłym, być może w ogóle nie skorzystamy. Wszystko będzie zależało od stanu finansów uczelni i od tego, jaka będzie rekrutacja na pierwszy rok - twierdzi.
Pałacyk i nabór zadecydują
Jak poinformował właściciel, trudna sytuacja uczelni wynika z niskiej liczby studentów. 5 lat temu na WSAP-ie studiowało 3 tys. osób, dziś jest ich 500. W dobrych latach zadecydowano o zainwestowaniu kilkunastu mln zł w budowę dodatkowego budynku. Zaciągnięto wtedy kredyt w BGŻ. W tym roku, po połączeniu z BNB Paribas, nowe władze banku nie zgodziły się, by uczelni zrestrukturyzować kredyt.
Jak twierdzi Taszycki, jest pełen nadziei, że nie będzie w tym roku podejmować decyzji o likwidacji.
- Wystawiliśmy na sprzedaż Pałac Lubomirskich i mam nadzieję, że niedługo do takiej transakcji dojdzie, ponieważ jest bardzo duże zainteresowanie - liczy kanclerz.
Właśnie od zbycia tej nieruchomości (sprzedaż rozpoczęto na początku roku; na cenę 7,3 mln zł nie znalazł się kupiec, teraz WSAP oferuje zabytek za 4 mln zł) zależy, czy uczelnia będzie funkcjonować. Pieniądze pójdą na spłatę kredytu oraz na rozwój. Ponadto warunkiem jest zgłoszenie się 150-200 nowych studentów. Ich nabór trwa do końca września.
Jeśli decyzja o likwidacji zostanie podjęta w październiku, osoby, które już studiują, będą kontynuować tam naukę do czasu obrony, do tego momentu uczelnia będzie też zatrudniać pracowników.
Pracownicy odchodzą
Będący w trudnej sytuacji WSAP pracownicy jednak opuszczają. Teraz zwolniło się 14 osób z działów dydaktycznego, administracji i informatyki (w ciągu ostatnich 3 lat odeszło ich 150). Ci, którzy zostali, w lipcu i sierpniu nie dostawali wypłat. Niektóre z nich już są wyrównywane. Wszystkie mają być wypłacone do końca września.
Jak mówi rektor WSAP Eugeniusz Nikulin, może w każdej chwili zatrudnić kilkanaście osób. Do uczelni zgłaszają się profesorowie z Uniwersytetu w Białymstoku, którzy zostali zwolnieni np. z instytutu socjologii czy historii, a także z uczelni wojskowych.
Obecni właściciele kupili WSAP 3 lata temu. Nie wyszedł im pomysł, by w Pałacu Lubomirskich powstało centrum edukacyjne. Natomiast utworzyli liceum o profilu mundurowym. Szkoła ma się całkiem nieźle - rozwija się, są chętni na naukę. Ewentualna likwidacja uczelni wyższej nie będzie dotyczyć zamknięcia szkoły średniej.
W całej sprawie marną pociechą jest to, że podobne kłopoty jak WSAP przeżywają niemal wszystkie uczelnie prywatne w Polsce. Jest ich około 450, z czego blisko 300 złożyło wnioski o likwidację. Różowo nie mają nawet uczelnie publiczne, które walczą o żaków. Jeszcze kilka lat temu w Polsce było 3,5 mln studentów, dziś jest ich 1,5 mln. Na załamanie ich liczby wpływ ma nie tylko niż demograficzny, ale też zniesienie obowiązku powszechnej służby wojskowej.
- Uważam, że uczelni niepublicznych w Białymstoku jest za dużo. Każdej wydaje się, że będzie jedyną uczelnią niepubliczną - podsumowuje Rafał Taszycki.
W tej chwili WSAP sądzi się ze spółką EDUZAM o 170 tys. zł zaległości z tytułu wynajmu.
Ewelina Sadowska-Dubicka
ewelina.s@bialystokonline.pl