Kultura i Rozrywka

Wróć

Kubańska opowieść Jose Torresa

2009-11-12 00:00:00
Kiepska pogoda nie odstraszyła miłośników Jose Torresa, Kubańczyka od lat mieszkającego w Polsce. Licznie stawili się w środowe popołudnie, 11 listopada, w kinie Forum na spotkanie z muzykiem i projekcję autobiograficznego filmu Moja Kuba, Moja Polska.
Znakomity dokument Marii Zmarz-Koczanowicz to blisko godzinna opowieść, w której przeplatają się wspomnienia Jose i zarejestrowane na Kubie relacje żony Izy. Kubańskie korzenie odkrywa też Tomek, najstarszy syn Torresa. Reżyserka pokazuje w filmie również Hawanę. Urzekająco sypiące się kolonialne budynki, klimatyczne zaułki, zdezelowane auta, drogowskaz do Muzeum Rewolucji, murale z Che Guevarą, ludzi zajętych rozmową, młodzież wymachującą na cześć Fidela chorągiewkami. Rozbrzmiewa gorąca muzyka.

Powrót do kubańskich wspomnień wywołał u Jose szczere wzruszenie. - Mimo że oglądałem ten film po raz piętnasty, ciągle ma w sobie ten sam ładunek emocji - przyznał ocierając łzy. - Przypomina mi, jaką cenę musiałem zapłacić, by być wolnym. Podkreślił, że najważniejsza jest świadomość tego, co dzieje się na Kubie. - To nie jest raj na ziemi. To kraj, w którym na każdym kroku łamane są prawa człowieka - opowiadał Jose Torres. - Kuba chwali się medycyną i edukacją. Tymczasem lekarze i nauczyciele coraz częściej wyjeżdżają do Wenezueli.

Nie odradza jednak zwiedzania Kuby. Co jednak zrobić, by nie wspierać rządowego reżimu? - Mieszkać w prywatnych mieszaniach, a nie hotelach. W ten sposób pieniądze trafią do zwykłych ludzi, a nie do ekipy rządzącej - odpowiada. - Bezpieczeństwo w tym policyjnym kraju mamy zapewnione - śmieje się. Podaje kilka kubańskich cen: 3 dolary kosztuje litrowa butelka oleju, a 8 - syrop na kaszel. Tymczasem zarobki to ledwie 15, 20 dolarów miesięcznie. Jego znajomy, który wrócił z Kuby dwa tygodnie temu mówił, że teraz nawet mając pieniądze, nie ma co kupić. Jest coraz gorzej.

Sam Torres ostatnio z rodzinnym kraju był w 1984 roku. Mógłby tam wrócić, ale nie wiadomo, czy by wyjechał. - Jestem Kubańczykiem, który stał się wolny. To według konstytucji największy wróg rewolucji. A ja o tym mówię głośno, propaguję to - tłumaczy. Działa w Komitecie Solidarni z Kubą. - Czasem śni mi się, że przyjechałem na Kubę i zastanawiam się: co ja tu robię? - dodaje.

Tryskający humorem artysta, założyciel pierwszej w Polsce orkiestry salsowej José Torres y Salsa Tropical opowiedział jeszcze dowcip o Fidelu i udał się podpisywać książkę Salsa na wolności.

Specjalny pokaz i spotkanie towarzyszyły akcji Cieszmy się wolnością, pamiętajmy o tych, którzy jej nie mają. Patronował jej portal BiałystokOnline.pl.
andy