Kto wyrył obraźliwy napis? Śledztwo wśród mieszkańców kamienicy
W porządnym domu, u porządnych obywateli któregoś dnia w windzie pojawia się napis. Napis jest obraźliwy. W dodatku dotyczy jednego z nich i nie wiadomo, kto jest jego autorem. Po francuską komedię sięgnął Teatr Dramatyczny.
Bartek Warzecha
Napis Géralda Sibleyras'a to znana współczesna sztuka. Prapremierę miała w Paryżu w 2004 roku i od tego momentu sztuka jest wystawiana na wielu europejskich scenach. Tekst wzbudził także zainteresowanie białostockiego Teatru Dramatycznego (spektakl wystawiany jest w ramach Sceny Inicjatyw Artystycznych). Za reżyserię odpowiada Julia Mark. Zajęła się także scenografią, kostiumami i opracowaniem muzycznym.
Gdy spadną maski...
Obraźliwy napis wyryto na ścianie windy przy lustrze. Pan Lebrun nie ma wątpliwości, że dotyczy jego - nieprzypadkowo widnieje tam właśnie jego nazwisko. Odwiedza sąsiadów z I piętra. Pytani o napis, odpowiadają, że nic nie widzieli, bo z windy korzystają, gdy mają coś ciężkiego. Poza tym bardziej ich obchodzi zniszczenie wspólnego pomieszczenia, jakim jest winda, niż obraźliwy ton napisu. Kroki w sprawie usunięcia napisu podejmuje też żona pana Lebruna (rozmawia z jedną z sąsiadek). Bezskutecznie. Wreszcie Lebrunowie wpadają na inny pomysł. Zapraszają sąsiadów na przyjęcie. Termin nie jest zbyt fortunny - pokrywa się z obchodzonym w kamienicy... świętem chleba. Dwie pary przyjmują jednak zaproszenie. Na przyjęciu nie będzie emerytowanego nauczyciela matematyki (wyjechał na weekend) oraz sąsiadów z IV piętra (pracujący w reklamie mężczyzna jest w podróży).
Atmosfera daleka jest od swobodnej. Lebrunowie dowiadują się, że mieszkanie, które wybrali, mieli kupić Afroamerykanie. Opuścili też święto dzielnicy, w którym uczestnictwo to obowiązek. W dodatku okazuje się, że pani Lebrun nie pracuje. Czy dlatego, że mąż jest tyranem? Nie, para zdecydowała się na dziecko. Gratulacjom nie ma końca. Sęk w tym, że kobieta jeszcze nie jest w ciąży. W miarę upływu czasu i wypijanych alkoholi z upozowanych na tolerancyjnych paryżan opadają maski. Poprawni politycznie w gruncie rzeczy są nietolerancyjnymi hipokrytami. Ich najważniejszy cel to pójście na święto chleba. Pani Lebrun daje się namówić. Czy pan Lebrun dołączy?
Trafny tekst o współczesnym świecie
Największym atutem spektaklu jest francuski tekst. Obfituje w celne obserwacje strasznych mieszczan z dobrej dzielnicy. Z pozoru dobrze ułożeni i spokojni bohaterowie odsłaniają swoją prawdziwą twarz. Wygłaszają pełne bredni frazesy. Np. o tym, jak między płciami nie ma różnic. Różnic nie widzą też pomiędzy Grekiem i Polakiem. Unikają pojęcia Murzyn, wybierają Afroamerykanin - wszystko w myśl zasady tolerancja i jawność.
Jeżeli chodzi o aktorskie kreacje - najlepiej w spektaklu wypada grający gościnnie główną rolę Miłosz Pietruski. Zasadniczy, zawzięcie broniący swoich racji i przekonujący. Kroku dotrzymuje mu teatralna żona - Agnieszka Możejko-Szekowska (udana metamorfoza). Z pozostałej obsady niewątpliwie wyróżnia się Sławomir Popławski - jego bohater wyraźnie podchmielony w drugiej połowie spektaklu wygłasza coraz odważniejsze kwestie, np. że księża to pedofile. W spektaklu występują także: Monika Zaborska-Wróblewska, Krystyna Kacprowicz-Sokołowska i Bernard Bania.
Przedstawienie jest jednak nierówne. Są momenty błyskotliwe - tak jak scena nauki rodzenia, ale też nużące. Za plus należy uznać atrakcyjną, acz oszczędną oprawę scenograficzną - nawiązujące do designu lat 60. fotele i tapetę w modny wzór.
Spektakl można obejrzeć 1, 3, 8, 9 i 10 kwietnia na małej scenie Teatru Dramatycznego.
Anna Dycha
anna.d@bialystokonline.pl