Aktualności

Wróć

Kobieta nie żyje. Zabił ją własny mąż

2018-07-11 17:34:58
Białostocki sąd apelacyjny zajmuje się sprawą 67-latka z nieprawomocnym wyrokiem za znęcanie się i zabójstwo żony. Mężczyzna zabiega o karę niższą niż 14 lat więzienia. A do znęcania nie przyznaje się.
pixabay.com
Blacha do pieczenia, kij do mopa - tym uderzał

Sierpień 2016 r., Czyżew. Jak wynika z ustaleń łomżyńskiego sądu okręgowego, nad ranem pijana kobieta wróciła do domu. Jej mąż również nie był trzeźwy. Zapytał, gdzie była w nocy, odpowiedziała - u kochanka.

Wtedy 67-latek zdenerwował się, już wcześniej podejrzewał żonę o zdradę. Chwycił kobietę za włosy i przeciągnął na korytarz. Tam zaczął ją po całym ciele kopać butami, uderzył w głowę blachą do pieczenia, bił także drewnianym kijem do mopa - po plecach i łopatce.

Na początku zaatakowana starała się skulić przed zadawanymi uderzaniami, ostatecznie jednak bezwiednie upadła na podłogę korytarza. Wówczas oskarżony zaczął zadawać jej uderzenia butem (w narządy płciowe, uda). Po czym przeciągnął kobietę w stronę schodów, popchnął i spadła na podłogę parteru.

Pokrzywdzona zaczęła wtedy prosić męża o pomoc, ten - nie zareagował. Przyniósł natomiast z kotłowni metalowy pogrzebacz i zadał jej kolejne uderzenia (w okolice łopatek i kark). Po pewnym czasie przeciągnął żonę do kotłowni. Leżała naga na podłodze wśród różnego rodzaju butelek. 67-latek zaś poszedł po piwo.

To jednak jeszcze nie koniec, bowiem wrócił, przechodził kilka razy nad leżącą żoną, depcząc przy tym jej prawe ucho. Po pewnym czasie zauważył, że kobieta nie porusza się. Widząc to poszedł do swojej teściowej, aby ta wezwała karetkę pogotowia. Niestety było już za późno.

14 lat za zabójstwo i znęcanie się

Łomżyński sąd okręgowy wymierzył mężczyźnie 14 lat więzienia za działanie w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia i znęcanie się. Przy czym oskarżony był już wcześniej wielokrotnie karany, w tym za znęcanie się nad żoną (miał za sobą 8-miesięczny pobyt w więzieniu). Kobieta jednak osobiście nigdy nie wzywała policji i generalnie nie chciała, aby jej mąż miał jakiekolwiek problemy związane ze swoim zachowaniem.

Teraz natomiast oskarżony domaga się uniewinnienia od zarzutu znęcania się nad żoną oraz uznania, że nie działał z zamiarem zabójstwa żony. Chce wymierzenia kary w niższym wymiarze. Dlatego sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.

Nie przypuszczał, że żona może umrzeć

Jego obrońca - adwokat Maciej Szcząska-Wójcik - podkreślał podczas środowej (11.07) rozprawy, że niektórych obrażeń pokrzywdzona mogła doznać już wcześniej i to nie ze strony męża, tym bardziej, że ujawniono na jej ciele tzw. zmiany starej daty. Poza tym wróciła ona po nocnej nieobecności w domu i miała świeże obrażenia, które mogły spowodować tzw. osoby trzecie, dotychczas nieustalone. Poza tym biegła orzekła, że na ciele kobiety nie było urazu, który bezwzględnie spowodowałby śmierć.

Mecenas podkreślał również, że nie wzięto pod uwagę tego, że to pokrzywdzona czasami wszczynała awantury i była stroną atakującą. Wiedziała, że mąż jest nerwowy, a mimo to powiedziała mu o kochanku.

Maciej Szcząska-Wójcik uważa też, że błędnie przeprowadzono eksperyment procesowy, ponieważ oskarżony był w tym czasie skuty, nie miał swobody zarówno rąk, jak i nóg. A wszystko dlatego, że policjanci zapomnieli kluczyka do kajdanek. Obrońca podnosił także, że 67-latek uderzając kobietę nie przypuszczał, że może ona umrzeć. Sądził, że jak ją wepchnie do piwnicy, to będzie dla niej motywacja do posprzątania tego miejsca. Ponadto był przekonany, że żona nie reaguje, bo jest w stanie upojenia alkoholowego.

Poza tym oskarżony, jak wskazuje jego obrońca, miał zmasakrowaną twarz, został pobity przez funkcjonariuszy bezpośrednio po zatrzymaniu i to mogło wpłynąć na treść składanych zeznań.

67-latek cieszy się dobrą opinią

Zdaniem adwokata ważne jest też to, że mężczyzna najpierw chciał popełnić samobójstwo, jednak zrezygnował i poszedł po pomoc do teściowej. Nie zacierał też śladów i współpracował z organami ścigania. Poza tym świadkowie, którzy zeznawali w tej sprawie mieli o nim dobre zdanie, twierdzili, że to dobry sąsiad.

Natomiast prokuratura chce utrzymania dotychczasowego wyroku. Jej reprezentantka mówiła przed sądem, że rodzaj, sposób i miejsce obrażeń świadczą o tym, że oskarżony przewidywał śmierć swojej żony. Widać było dużą ilość krwi, a on nie udzielił kobiecie pomocy.

Poza tym prokurator przypomniała, że, jak przyznał sam oskarżony, zdarzało mu się bić pokrzywdzoną raz w miesiącu. Zdaniem oskarżyciela publicznego ustalenia sądu pierwszej instancji są prawidłowe, nie ma co do nich wątpliwości. A wszystkie ustalenia związane są z opinią biegłej.

Wyrok w tej sprawie poznamy za dwa tygodnie.
Dorota Mariańska
dorota.marianska@bialystokonline.pl